„Warszawa nie będzie w Europie przed piłkarskim turniejem. Dzieli ją od niej 20 kilometrów niedokończonej autostrady A2” – tak pisaliśmy w kwietniu na łamach „Wprost”. Przejechaliśmy się wówczas po rozgrzebanym odcinku C – najbardziej zapuszczonym kawałkiem drogi mającej łączyć stolice Polski z Berlinem. Wszystko tonęło w błocie, maszyny pordzewiałe, robotników jak na lekarstwo. Doszliśmy do wniosku, że nie ma szans. Sam minister Sławomir Nowak miał w sobie mało optymizmu. Cienkim głosem mówił nam, że ciągle ma nadzieję, ale wiary – w tych zapewnieniach - nie było.
Dziś jedziemy sobie odcinkiem C – wokoło hałdy piachu, nie ma ekranów dźwiękochłonnych, nawierzchnia bez ostatniej warstwy. Ale jedziemy!
Nowak stanął na uszach. Osobiście poganiał wykonawców, prosił, groził, robi sztaby kryzysowe. Sprowadzono z Niemiec jakąś diabelską maszynę, która ekspresowo rozkłada asfalt, dopisała pogoda – udało się!
Dla Nowaka była to sprawa honoru i prestiżu – choć sam nie obiecywał, że A2 będzie przejezdna na Euro. Gdy przychodził do resortu - zastał już obietnice złożone przez swojego poprzednika Cezarego Grabarczyka i pryncypała Donalda Tuska. Choć sam nic nie obiecywał - autostradę otworzył.
Nowak pokazał, że mimo braku doświadczenia potrafi być skuteczny. Przy tym jest na tyle bystry, by nie cieszyć się nadmiernie. Wie, ile obietnic nie zostało zrealizowanych. Wie, że zaraz po Euro A2 znów będzie zamknięta – bo trzeba ją skończyć. A przede wszystkim wie, że Euro 2012 – które miało być kołem zamachowym dla całego sektora budowlanego - paradoksalnie może ten sektor pogrążyć. Dziś mnożą się wnioski o upadłość dużych firm, a budowlańcy wkrótce zaczną tracić pracę. Właśnie z tego Nowak będzie rozliczany (choć nie on tu przecież zawinił).
Ma rację Leszek Balcerowicz, gdy mówi, że firmy same są sobie winne – bo wiedziały jakie podpisują kontrakty. Skoro nie mogły na tym zarobić, to po co oferowały tak niskie ceny w przetargach? Jednak jest i druga strona medalu. Ustawa o zamówieniach publicznych promowała oferty z najniższą ceną. Doświadczenie czy potencjał liczyły się mniej. Firmy zostały niejako zmuszone do walki na noże – jeśli nie masz kontraktu, automatycznie wypadasz z gry. Może lepiej dać niższą cenę, wziąć zlecenie – a potem jakoś to będzie? Może uda się wynegocjować zmiany w projekcie? Jakieś poprawki w kosztorysie? Może wszystko się zepnie? – kalkulowali budowlańcy. Ale się nie spięło. Firmy - ale także ekonomiści - nie przewidzieli, że skoro cała Polska będzie w budowie, to ceny materiałów i maszyn muszą pójść w górę. Przedsiębiorstwa tego nie wytrzymały.
Teraz to ból głowy dla nas wszystkich. Euro 2012 – czytaliśmy wszak mądre analizy ekspertów – miało rozruszać cały kraj. Tymczasem może się okazać, że po turnieju zostaną nam cztery stadiony molochy, do których musimy dopłacać przez dziesięciolecia i tysiące nowych bezrobotnych.
Warto o tym pamiętać, choć niekoniecznie dziś. Dziś zaczyna się święto – na które cała Polska zasłużyła.
Na koniec mówimy głośno i wyraźnie: Nowak zdążył! Oddajemy mu honor! Posypujemy głowy asfaltem i kibicujemy naszej jedenastce!
Nowak stanął na uszach. Osobiście poganiał wykonawców, prosił, groził, robi sztaby kryzysowe. Sprowadzono z Niemiec jakąś diabelską maszynę, która ekspresowo rozkłada asfalt, dopisała pogoda – udało się!
Dla Nowaka była to sprawa honoru i prestiżu – choć sam nie obiecywał, że A2 będzie przejezdna na Euro. Gdy przychodził do resortu - zastał już obietnice złożone przez swojego poprzednika Cezarego Grabarczyka i pryncypała Donalda Tuska. Choć sam nic nie obiecywał - autostradę otworzył.
Nowak pokazał, że mimo braku doświadczenia potrafi być skuteczny. Przy tym jest na tyle bystry, by nie cieszyć się nadmiernie. Wie, ile obietnic nie zostało zrealizowanych. Wie, że zaraz po Euro A2 znów będzie zamknięta – bo trzeba ją skończyć. A przede wszystkim wie, że Euro 2012 – które miało być kołem zamachowym dla całego sektora budowlanego - paradoksalnie może ten sektor pogrążyć. Dziś mnożą się wnioski o upadłość dużych firm, a budowlańcy wkrótce zaczną tracić pracę. Właśnie z tego Nowak będzie rozliczany (choć nie on tu przecież zawinił).
Ma rację Leszek Balcerowicz, gdy mówi, że firmy same są sobie winne – bo wiedziały jakie podpisują kontrakty. Skoro nie mogły na tym zarobić, to po co oferowały tak niskie ceny w przetargach? Jednak jest i druga strona medalu. Ustawa o zamówieniach publicznych promowała oferty z najniższą ceną. Doświadczenie czy potencjał liczyły się mniej. Firmy zostały niejako zmuszone do walki na noże – jeśli nie masz kontraktu, automatycznie wypadasz z gry. Może lepiej dać niższą cenę, wziąć zlecenie – a potem jakoś to będzie? Może uda się wynegocjować zmiany w projekcie? Jakieś poprawki w kosztorysie? Może wszystko się zepnie? – kalkulowali budowlańcy. Ale się nie spięło. Firmy - ale także ekonomiści - nie przewidzieli, że skoro cała Polska będzie w budowie, to ceny materiałów i maszyn muszą pójść w górę. Przedsiębiorstwa tego nie wytrzymały.
Teraz to ból głowy dla nas wszystkich. Euro 2012 – czytaliśmy wszak mądre analizy ekspertów – miało rozruszać cały kraj. Tymczasem może się okazać, że po turnieju zostaną nam cztery stadiony molochy, do których musimy dopłacać przez dziesięciolecia i tysiące nowych bezrobotnych.
Warto o tym pamiętać, choć niekoniecznie dziś. Dziś zaczyna się święto – na które cała Polska zasłużyła.
Na koniec mówimy głośno i wyraźnie: Nowak zdążył! Oddajemy mu honor! Posypujemy głowy asfaltem i kibicujemy naszej jedenastce!