W meczu otwarcia piłkarskich mistrzostw Europy reprezentacja Polski po dramatycznym i emocjonującym pojedynku zremisowała z Grekami 1:1. Czy jeden punkt zaspokoił apetyty rozentuzjazmowanych polskich kibiców? Oczywiście, że nie. A czy remis w pierwszym meczu fazy grupowej oznacza koniec naszych marzeń o wyjściu z grupy? Też nie. No, ale gdyby to i gdyby tamto, to spokojnie rozgromilibyśmy Greków 4:0. To przecież takie oczywiste...
Futbol to nie koszykówka, w której trener co kilka minut zaprasza zawodników do siebie, by od zera skonstruować całkowicie nową strategię. Nie jest to również siatkówka, w której sytuacja zmienia się co kilkadziesiąt sekund, a z "jest świetnie" do "być albo nie być" możemy dojść w zaledwie trzy minuty. W sporcie, jakim jest futbol jedno kopnięcie może zadecydować o losach spotkania - o wielkiej euforii kibiców lub równie wielkiej narodowej traumie. Piłka jest jedna, a bramki są dwie, a mimo to od selekcjonerów wymagamy strategicznych umiejętności gen. Pattona, od zawodników bezbłędnych podań i kondycji kenijskich maratończyków, a od całej drużyny nieprzerwanej komunikacji służącej wcielaniu w życie minuta po minucie skomplikowanych taktycznych rozwiązań rodem z telewizyjnych analiz trenera Jacka Gmocha.
Gwizdek sędziego rozpoczyna spotkanie. Rozsiadamy się wygodnie w fotelach, otwieramy zimne piwko i "wymagamy". Obrońca poślizgnął się na murawie nie dlatego, że stracił równowagę, lecz dlatego, że jest najzwyczajniej w świecie głupi. Bramkę straciliśmy pierwszą, drugą i trzecią, bo kolejno: bramkarz jest ślepy, sędzia nie widział spalonego i obrońca - nie ten, który się poślizgnął, ale jego kolega - (też) jest głupi. I w końcu mecz przegraliśmy bądź tylko zremisowaliśmy, bo trener za późno/w ogóle/źle (niepotrzebne skreślić) dokonał lub nie dokonał zmian, których dokonaliby fotelowi specjaliści od futbolu. Nie jest to oczywiście jedyna twarz polskiego dopingu. Czasem kibice zdobywają się na wyrozumiałość i ograniczają swoje pomeczowe żale to smętnego gdybania. I tak właśnie jest dziś w wielu miejscach naszego kraju po meczu Polska-Grecja.
Komentatorzy gdybają dziś na potęgę. Gdyby Smuda wpuścił wcześniej Grosickiego... Gdyby trener w ogóle wcześniej dokonał jakichkolwiek zmian poza wprowadzeniem na boisko Przemysława Tytonia... Gdyby Szczęsny nie sfaulował Greka i nie zobaczył czerwonej kartki... Gdyby Obraniak celniej "wtedy" i "wtedy" dośrodkował... Gdyby obrońcy w porę zauważyli Salpingidisa... Bo przecież wystarczyło zrobić tylko parę kroków, przystawić nogę, odepchnąć ręką, stanąć w bramce metr obok, kopnąć, zablokować, szturchnąć i okiwać. Proste. W naszym smętnym polskim gdybaniu doszło nawet do tego, że telewizyjny komentator pokusił się o stwierdzenie, że "gdyby dach stadionu nie był zamknięty...". No tak, to nie decyzje Franciszka Smudy, celność Ludovica Obraniaka i zwinność Roberta Lewandowskiego nabijają bramki na koncie biało-czerwonych, ale zamknięty bądź otwarty dach stadionu, pod którym - niebywałe! - grają wprawdzie, także Grecy, ale gdyby Grecy...
Prawda jest taka moi drodzy, że Grecy to świetna drużyna i Polacy to świetna drużyna, a selekcjonerzy nie są wybierani drogą losowania spośród wszystkich dorosłych obywateli i na piłce i roszadach w składzie jednak troszkę się znają. Dlatego warto zarówno naszym piłkarzom i trenerowi Smudzie zaufać przed meczem z Rosjanami i oszczędzić im dodatkowej presji w postaci okrzyków niezadowolenia, powszechnego gdybania i wieszania psów po zaledwie pierwszym (!) meczu tych mistrzostw. Zwłaszcza, że remis z 15. drużyną świata jest dla 62. drużyny świata naprawdę niemałym sukcesem. Poczekajmy więc z wyrokami do końca turnieju.
Stanisław Kania
O meczu Polska-Grecja czytaj na Wprost.pl:
Euro, dzień 1: wielki Lewandowski i dramat Szczęsnego
Smuda tłumaczy się z remisu z Grecją. "Niektórych spaliła presja"
Austriackie media: Polacy zawiedli na całej linii
Polska zremisowała czy przegrała? Kadrowicze oceniają mecz z Grecją
Wojciech Szczęsny: spodziewałem się czerwonej kartki
Gwizdek sędziego rozpoczyna spotkanie. Rozsiadamy się wygodnie w fotelach, otwieramy zimne piwko i "wymagamy". Obrońca poślizgnął się na murawie nie dlatego, że stracił równowagę, lecz dlatego, że jest najzwyczajniej w świecie głupi. Bramkę straciliśmy pierwszą, drugą i trzecią, bo kolejno: bramkarz jest ślepy, sędzia nie widział spalonego i obrońca - nie ten, który się poślizgnął, ale jego kolega - (też) jest głupi. I w końcu mecz przegraliśmy bądź tylko zremisowaliśmy, bo trener za późno/w ogóle/źle (niepotrzebne skreślić) dokonał lub nie dokonał zmian, których dokonaliby fotelowi specjaliści od futbolu. Nie jest to oczywiście jedyna twarz polskiego dopingu. Czasem kibice zdobywają się na wyrozumiałość i ograniczają swoje pomeczowe żale to smętnego gdybania. I tak właśnie jest dziś w wielu miejscach naszego kraju po meczu Polska-Grecja.
Komentatorzy gdybają dziś na potęgę. Gdyby Smuda wpuścił wcześniej Grosickiego... Gdyby trener w ogóle wcześniej dokonał jakichkolwiek zmian poza wprowadzeniem na boisko Przemysława Tytonia... Gdyby Szczęsny nie sfaulował Greka i nie zobaczył czerwonej kartki... Gdyby Obraniak celniej "wtedy" i "wtedy" dośrodkował... Gdyby obrońcy w porę zauważyli Salpingidisa... Bo przecież wystarczyło zrobić tylko parę kroków, przystawić nogę, odepchnąć ręką, stanąć w bramce metr obok, kopnąć, zablokować, szturchnąć i okiwać. Proste. W naszym smętnym polskim gdybaniu doszło nawet do tego, że telewizyjny komentator pokusił się o stwierdzenie, że "gdyby dach stadionu nie był zamknięty...". No tak, to nie decyzje Franciszka Smudy, celność Ludovica Obraniaka i zwinność Roberta Lewandowskiego nabijają bramki na koncie biało-czerwonych, ale zamknięty bądź otwarty dach stadionu, pod którym - niebywałe! - grają wprawdzie, także Grecy, ale gdyby Grecy...
Prawda jest taka moi drodzy, że Grecy to świetna drużyna i Polacy to świetna drużyna, a selekcjonerzy nie są wybierani drogą losowania spośród wszystkich dorosłych obywateli i na piłce i roszadach w składzie jednak troszkę się znają. Dlatego warto zarówno naszym piłkarzom i trenerowi Smudzie zaufać przed meczem z Rosjanami i oszczędzić im dodatkowej presji w postaci okrzyków niezadowolenia, powszechnego gdybania i wieszania psów po zaledwie pierwszym (!) meczu tych mistrzostw. Zwłaszcza, że remis z 15. drużyną świata jest dla 62. drużyny świata naprawdę niemałym sukcesem. Poczekajmy więc z wyrokami do końca turnieju.
Stanisław Kania
O meczu Polska-Grecja czytaj na Wprost.pl:
Euro, dzień 1: wielki Lewandowski i dramat Szczęsnego
Smuda tłumaczy się z remisu z Grecją. "Niektórych spaliła presja"
Austriackie media: Polacy zawiedli na całej linii
Polska zremisowała czy przegrała? Kadrowicze oceniają mecz z Grecją
Wojciech Szczęsny: spodziewałem się czerwonej kartki