Prof. Norman Davies: W lutym otrzymałem Nagrodę im. Gieysztora i kiedy zapytano mnie, co zrobię z pieniędzmi, od razu odpowiedziałem, że kupię bilety i pojadę z żoną i wykładami dookoła świata. Odwiedziliśmy już 12 krajów. Byliśmy m.in. w Emiratach Arabskich, Indiach, Malezji, Singapurze, na Tasmanii, Tahiti, w Nowej Zelandii, w Kanadzie, Polinezji. W Stanach odwiedziliśmy Kalifornię i Teksas.
I wiedzą coś o nas na takiej Tasmanii?
Trochę tak. Grupa Polaków przypłynęła tu zaraz po wojnie, po to żeby pracować przy budowie hydroelektrowni, i mieszka tu do dziś. Zaprosili mnie do Domu Polskiego w Hobart, w którym, zanim wystąpiłem z przemówieniem, przywitał mnie zespół taneczny w strojach kujawskich i dzieci ubrane po krakowsku. Gorzej na Tahiti. Zapytałem swojego przewodnika, pół Francuza, pół Polinezyjczyka, czy słowo „Polska" coś dla niego znaczy, i powiedział mi po minucie refleksji, że jego dziadek był chyba Polakiem i miał na imię Józef. I tyle. Tahiti leży niesamowicie daleko, na samym środku Pacyfiku. Poza tym nie podróżowałem wyłącznie po to, by spotykać się z Polonią. Tematem moich wykładów na różnych uniwersytetach była historia Europy, kontestowałem perspektywę ludzi spoza Starego Kontynentu. Punkt ciężkości kładłem w nich na imperializm europejski. Opowiadałem, że nie dotyczył tylko opresji narodów w Afryce czy Azji, bo przecież imperializm rosyjski na przykład, został skierowany nie tylko na Wschód, lecz także w stronę Europy. W krajach nieeuropejskich przyjęto zachodni schemat myślenia o kontynencie, który właściwie nie uwzględnia Europy Wschodniej. Nie ma się co dziwić. Świat jest ogromny, żyje w nim ponad 200 narodów. I tak jak przeciętnie Polacy nic nie wiedzą o historii Malezji czy Polinezji Francuskiej, tak ludzie tam mieszkający nie mają pojęcia o Polsce. Nie można oczekiwać, że cały świat będzie świadomy wszystkiego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.