Jak podkreśla państwowa agencja BiełTA, prezydent polecił przedstawicielom władz zapewnić maksymalną współpracę z międzynarodowymi obserwatorami. - Żadnych międzynarodowych obserwatorów ciągnąć do kraju na siłę nie będziemy, tym niemniej należy umożliwić pracę tym, którzy z własnej woli zechcą obserwować wybory – cytuje Łukaszenkę BiełTA.
"Wybory powinny być dla ludzi uroczystością"
- Nauczyliśmy się przeprowadzać wybory jako święto dla narodu białoruskiego. Zróbmy takie święto jeszcze raz. Ten dzień powinien być dla ludzi uroczystością – powiedział prezydent. Ostrzegł przy tym, że niezgodne z prawem działania i polityczne prowokacje mające na celu zdestabilizowanie sytuacji w kraju powinny się natychmiast skończyć, a winnych należy pociągnąć do odpowiedzialności. - Poszanowanie prawa jest obowiązkiem wszystkich, bez tego nie może być wybrany żaden deputowany do parlamentu - oznajmił.
Jak zaznaczył Łukaszenka, należy rejestrować jako kandydatów „wszystkich, którzy mają prawo do rejestracji”, nie stosując ograniczeń. Polecił też, by do komisji wyborczych włączać przedstawicieli partii, którzy - niezależnie od swoich poglądów politycznych – odpowiednio się zaprezentowali podczas poprzednich kampanii wyborczych, zaś tym, którzy wcześniej dezorganizowali przebieg wyborów, nie należy dawać drugiej szansy. - Do nikogo z zewnątrz nie powinniśmy się dostosowywać i nie będziemy tego robić. Wybory odbywają się dla białoruskiego narodu i wyłącznie dla niego. Białoruś jest suwerennym państwem i nie zaakceptuje żadnego mieszania się w jej sprawy – podkreślił prezydent.
"To będzie kolejna farsa"
Wśród opozycyjnych ugrupowań na Białorusi nie ma zgody co do przedwyborczej strategii. Choć wszystkie białoruskie siły prodemokratyczne uważają, że zbliżające się wybory nie będą uczciwe, nie wypracowały wspólnego stanowiska co do tego, czy należy je bojkotować. Kampanię bojkotu ogłosiły dotąd Zjednoczona Partia Obywatelska, Białoruska Chrześcijańska Demokracja oraz rada koordynacyjna opozycyjnego ruchu Zjazdów Narodowych. Za udziałem w głosowaniu opowiedziała się natomiast lewicowa partia Sprawiedliwy Świat, która chce "dać ludziom alternatywę" w dzień wyborów. Białoruski Front Narodowy podjął zaś decyzję, że weźmie udział w wyborach, ale zastrzegł sobie prawo wycofania swoich kandydatów.
Lider ruchu „Mów Prawdę” Uładzimir Niaklajeu zapowiedział, że nie weźmie udziału w wyborach. - To będzie kolejna farsa. Tych wyborów właściwie nie ma. Kampania "Mów Prawdę" będzie się szykować do prezydenckich wyborów w 2015 roku – powiedział Radiu Swaboda. Szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna uważa, że opozycja, a przynajmniej jej większość, weźmie udział w wyborach. - Wszyscy oni świetnie rozumieją, że aby zachować prawo do nazywania się politykiem, trzeba uczestniczyć w wyborach. Dlatego sądzę, że wypowiedzi na temat bojkotu to pod pewnym względem kokietowanie. Dziewczyna nigdy nie mówi od razu "tak", bo to niewłaściwe – oznajmiła Jarmoszyna.
Białorusini wolą Łukaszenkę od opozycji
Jak wynika z marcowego sondażu niezależnego ośrodka badawczego NISEPI, więcej Białorusinów chce głosować w tych wyborach na kandydatów sprzyjających prezydentowi Łukaszence (30 proc.) niż na jego przeciwników (23,1 proc.). Respondentów zapytano też, jak odnoszą się do idei bojkotu wyborów. Poparło go tylko 10,6 proc. ankietowanych, 20,2 proc. było mu przeciwnych, a 26,5 proc. odparło, że jest im to obojętne. Aż 41,6 proc. ankietowanych nie słyszało o planach bojkotu.
Po ostatnich wyborach prezydenckich 19 grudnia 2010 roku w Mińsku brutalnie zdławiono protest przeciwko oficjalnym wynikom, dającym prawie 80 proc. poparcia Łukaszence. Po demonstracji do aresztów trafiło ponad 600 osób. Kilkadziesiąt z nich stanęło przed sądem w sprawach karnych dotyczących masowych zamieszek, ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.
ja, PAP