Senator, zasiadający do niedawna w ławach centrolewicy, wyrzucony w związku z aferą z Partii Demokratycznej, zgłosił się wieczorem do rzymskiego zakładu karnego tuż po tym, gdy izba wyższa w głosowaniu opowiedziała się za jego aresztowaniem, o co wnioskowała prokuratura. Śledczy prowadzą postępowanie w sprawie zniknięcia pochodzących z budżetu państwa pieniędzy z kont małego centrowego ugrupowania Margherita. Przed kilkoma miesiącami kierownictwo partii odkryło, że Lusi - jako skarbnik w latach 2008-2011 - wyprowadził z partyjnej kasy ogromne sumy. Początkowo podawano, że było to 13 milionów euro. Obecnie szacuje się, że suma ta wynosi od 22 do 25 milionów euro.
Po kilka milionów euro z zdefraudowanych pieniędzy polityk przeznaczył na zakup luksusowego apartamentu i willi w Rzymie oraz w okolicach. Zainwestował też pieniądze w spółkę handlu nieruchomościami. Poza tym dokonał kilku znacznych przelewów, m.in. na konto żony. Wszystkie te transakcje są obecnie sprawdzane, a członkowie jego rodziny zostali objęci śledztwem. Wyniki dotychczasowych kontroli wskazują na to, że były skarbnik partyjne pieniądze traktował jak swoje i wydawał na najbardziej ekstrawaganckie, ściśle prywatne cele. Podróżował m.in. Orient Expressem po Europie, 200 tysięcy euro wydał na weekendy w Toronto i w Nowym Jorku. Lista jego wydatków wprowadziła w konsternację nie tylko liderów partii na czele z byłym burmistrzem Rzymu Francesco Rutellim, ale całą włoską klasę polityczną. Wybuchła dyskusja, jak mogło dojść do takiego braku kontroli nad ogromnymi finansami partii.
Sam Luigi Lusi odpowiada, że szefowie Margherity wiedzieli o różnych jego transakcjach i zapewnia, że oni również czerpali pieniądze z kasy partii. Uważa , że został "kozłem ofiarnym". Zaapelował też o sprawiedliwy proces. W głosowaniu za aresztowaniem polityka opowiedziało się 155 senatorów, przede wszystkim z centrolewicy. Przeciwko było 13. W głosowaniu nie wzięli natomiast udziału parlamentarzyści partii byłego premiera Silvio Berlusconiego, Lud Wolności. Po ogłoszeniu wyniku głosowania senator powiedział: "Jadę tam, gdzie muszę" i udał się prosto do rzymskiego więzienia Rebibbia. Wcześniej wyraził ubolewanie, że wsadza się do więzienia kogoś, kto - jak stwierdził - "nikogo nie zabił".
Prezentując w izbie wyższej wniosek prokuratury o aresztowanie Lusiego senator Partii Demokratycznej Marco Follini w obrazowy sposób przedstawił sprzeniewierzoną przez niego sumę pieniędzy. - 22 miliony euro to równowartość pensji za 1033 lata, 11 miesięcy i 7 dni pracy robotnika Fiata w zakładzie w Pomigliano d'Arco - oświadczył Follini.
PAP, arb