Ona o sobie: jestem jak biały gołąb, który zanurza pióra w kałuży sików. Inni o niej: chore dziecko show-biznesu, które frunie na ciemną stronę mocy. Jej pierwszy od siedmiu lat album „The idler wheel…” to nie kołysanka do poduszki – ale ukoi i was, i samą Fionę Apple.
Ta ciemna strona to symboliczne pogodzenie się z trwającą od lat walką z demonami w głowie Fiony. Walką między śliczną, obdarzoną niezwykłym talentem wokalistką a poszukującą akceptacji, niezrównoważoną artystką. Nie, artystką to fatalne słowo – piewczynią własnej potępionej duszy? Bo narcystyczna Fiona nie jest religijna. Wierzy tylko w nierównomierne wahnięcia swojego umysłu – wszystko jedno, czy zdrowego, czy chorego. Nie umie się modlić, tylko klęka czasami i bije się z myślami, jakby mówiła: „nie nadaję się do życia” – jak w utworze „Jonathan” z nowej płyty „The Iddler Wheel…”. Jazz z lat 40. połączony z muzyką konkretną i rapem – to tylko w jednej dziesiątej oddaje klimat albumu. We wspomnianym „Jonathanie”, który opowiada o byłym chłopaku, na ciemnym ekspresjonistycznym tle pochodów fortepianowych wykwita schizofreniczny miłosny walczyk. Stąd już blisko do psychodelii „Left Alone”, gdzie w takt dziwacznej kadencji jazzowo- -hiphopowej Fiona pyta: „Jak mogę prosić o miłość, skoro wciąż błagam, żeby zostawić mnie w spokoju?”.
Więcej możesz przeczytać w 26/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.