Przeciętny Holender jada dwie kanapki dziennie. Jedną rano na śniadanie i drugą na obiad. Lunch jakby... Do kolacji, czyli do kartofli siada wieczorem.
Najczęściej są to kartofle w kształcie kulek, w panierce. Mówią o nich Bitterballen, czasami są z mięsem w środku. Ale tylko czasami. Jak Holendra stać to wsuwa też kotlety, steki, albo żeberka. Ale Holendrów rzadko stać na cokolwiek, choć to kraj bogaty a ludzie zasobni.
Wspomniane kanapki to stylowe danie. Składają się z chleba, albo bułki, no i plastra sera. Chleb. No właśnie. Pojęcie chleba w Holandii ma odmienne znaczenie. Głównie dlatego, że piecze się go nie z mąki a z waty. W sklepach można kupić watę w proszku do pieczenia chleba. Wygląda jak mąka, jest biała i sypka. Nie pachnie ani nie smakuje jak mąka. Tak samo chleb z niej upieczony. Smakuje jak wata i pachnie jak wata. Polacy, Niemcy, Francuzi, a nawet smętni Angole nie mogą się nadziwić nad kulinarnymi upodobaniami Holendrów. Kiedy dostaną taką kanapkę, najczęściej wyjmują z niej ser, zjadają go, a watę wyrzucają.
Kiedy przychodzi się do holenderskiego domu z wizytą (choć rzadkie, to całkiem możliwe), trzeba się liczyć z tym, że gospodarz narzuci gościowi podstawowe zasady. Czy ten przychodzi na jedzenie: na lunch (czytaj kanapkę) czy na kolację (czytaj kartofle). W przypadku lunchu gość dostaje do wyboru herbatę, kawę, albo wodę z kranu. Holendrzy wierzą, że woda z kranu jest doskonała. Nie potrzeby trwonić pieniędzy na wodę mineralną ze sklepu. W końcu za wodę w kranie też płacą. Po co więc dwa razy. Do tego kanapka. Jedna. Kanapka to wata plus plasterek sera.
Czasem, a bywa to najczęściej przy okazji kolacji, Holendrzy proszą gości o składkowe jedzenie. Żeby coś przynieśli na kolację. Oni, czyli gospodarze zrobią np. kulki z kartofli a goście przyniosą sałatkę z krewetek. Widziałem coś takiego. Goście przynieśli miskę wielkości tacki na wodę dla kota, a w niej garstkę sałaty i jedną krewetkę. W czasie degustacji krewetka nadziana na widelec powędrowała do ust gospodyni, a potem o połowę mniejsza do gospodarza. Krewetki w Holandii do olbrzymich nie należą, ale w tej zabawie chodzi nie o to aby się nażreć, a jedynie posmakować.
Skromność, a nawet kutwienie uczynili Holendrzy cnotą narodową. To powoduje, że dyskusja o kuchni holenderskiej nie ma sensu. Wszelakie cnoty lubimy podkreślać, bo to nas wyróżnia spośród innych. O ile chodzi o cnoty jedynie...
Tomasz Rudomino - historyk sztuki, dziennikarz, autor filmów dokumentalnych i audycji telewizyjnych, były wiceprezes TVP, przez 15 miesięcy mieszkał w Amsterdamie.
Wspomniane kanapki to stylowe danie. Składają się z chleba, albo bułki, no i plastra sera. Chleb. No właśnie. Pojęcie chleba w Holandii ma odmienne znaczenie. Głównie dlatego, że piecze się go nie z mąki a z waty. W sklepach można kupić watę w proszku do pieczenia chleba. Wygląda jak mąka, jest biała i sypka. Nie pachnie ani nie smakuje jak mąka. Tak samo chleb z niej upieczony. Smakuje jak wata i pachnie jak wata. Polacy, Niemcy, Francuzi, a nawet smętni Angole nie mogą się nadziwić nad kulinarnymi upodobaniami Holendrów. Kiedy dostaną taką kanapkę, najczęściej wyjmują z niej ser, zjadają go, a watę wyrzucają.
Kiedy przychodzi się do holenderskiego domu z wizytą (choć rzadkie, to całkiem możliwe), trzeba się liczyć z tym, że gospodarz narzuci gościowi podstawowe zasady. Czy ten przychodzi na jedzenie: na lunch (czytaj kanapkę) czy na kolację (czytaj kartofle). W przypadku lunchu gość dostaje do wyboru herbatę, kawę, albo wodę z kranu. Holendrzy wierzą, że woda z kranu jest doskonała. Nie potrzeby trwonić pieniędzy na wodę mineralną ze sklepu. W końcu za wodę w kranie też płacą. Po co więc dwa razy. Do tego kanapka. Jedna. Kanapka to wata plus plasterek sera.
Czasem, a bywa to najczęściej przy okazji kolacji, Holendrzy proszą gości o składkowe jedzenie. Żeby coś przynieśli na kolację. Oni, czyli gospodarze zrobią np. kulki z kartofli a goście przyniosą sałatkę z krewetek. Widziałem coś takiego. Goście przynieśli miskę wielkości tacki na wodę dla kota, a w niej garstkę sałaty i jedną krewetkę. W czasie degustacji krewetka nadziana na widelec powędrowała do ust gospodyni, a potem o połowę mniejsza do gospodarza. Krewetki w Holandii do olbrzymich nie należą, ale w tej zabawie chodzi nie o to aby się nażreć, a jedynie posmakować.
Skromność, a nawet kutwienie uczynili Holendrzy cnotą narodową. To powoduje, że dyskusja o kuchni holenderskiej nie ma sensu. Wszelakie cnoty lubimy podkreślać, bo to nas wyróżnia spośród innych. O ile chodzi o cnoty jedynie...
Tomasz Rudomino - historyk sztuki, dziennikarz, autor filmów dokumentalnych i audycji telewizyjnych, były wiceprezes TVP, przez 15 miesięcy mieszkał w Amsterdamie.