- W pierwszej kolejności należy wykorzystać wszystkie możliwości, jakie daje traktat lizboński. Nie pora teraz na debaty dotyczące reform traktatowych i konwentów. Obywatele tego nie rozumieją; niepokoją się o przyszłość swoich dzieci, o miejsce pracy i o swoje emerytury! Na te właśnie problemy oczekują odpowiedzi! - przekonywał podczas szczytu UE w Brukseli Schulz.
Podczas konferencji prasowej wyjaśnił, że zmiany traktatu, by pogłębić integrację "zabierają czas, siły i energię", "a nie pomogą, by obniżyć oprocentowania włoskich papierów dłużnych". - Potrzebujemy rozwiązań dziś i jutro - zaapelował. Schulz wezwał też, by wszystkie reformy w UE, a także w strefie euro "odbywały się w gronie 27 państw". - Rozłam w Unii Europejskiej kryje w sobie zagrożenie powrotu Europy do stanu, w którym kontynent był rozbity i skłócony - dodał. Krytykował też fakt, że coraz więcej decyzji w UE jest podejmowanych przez przywódców w ramach Rady Europejskiej, czyli na unijnych szczytach, z pominięciem Parlamentu Europejskiego. - Konieczność podejmowania działań w celu ratowania euro nie może prowadzić do destrukcji parlamentaryzmu - powiedział.
Ubolewał też, że raport przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya na temat wzmacniania unii gospodarczej i walutowej był pisany we współpracy z szefami Komisji Europejskiej, Europejskiego Bank Centralny i Eurogrupa, z wyłączeniem PE. - Nie można zaakceptować tego, że jedyna bezpośrednio wybierana instytucja UE jest wykluczona z debaty na temat przyszłości Unii Europejskiej! - powiedział. To właśnie w tym raporcie Van Rompuy zapowiedział, że pogłębienie integracji może wymagać "w pewnym momencie zmian traktatowych".
ja, PAP