Protest ma przebiegać w kilku formach. Lekarze mają zapisywać leki na drukach recept opracowanych przez NRL - nie zawierają one informacji o stopniu odpłatności pacjenta i uprawnieniach do refundacji. Drugą formą będzie powrót do pieczątki ze styczniowego protestu: "Refundacja do decyzji NFZ". Medycy mogą też używać nazw międzynarodowych leków oraz wypisywać medykamenty spoza listy leków refundowanych, a także nie wpisywać kodu NFZ na receptach. W takich sytuacjach pacjenci mogą mieć problemy z wykupieniem leków z przysługującą im zniżką.
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz przekonywał 1 lipca, że protest lekarzy to kolejna eskalacja żądań, zmierzająca do całkowitego zniesienia odpowiedzialności. Dodał, że pacjenci w placówkach, które podpisały umowy z NFZ mają prawo do otrzymania recepty na lek refundowany. Także Rzecznik Praw Pacjenta Krystyna Kozłowska przypomniała, że każdy ubezpieczony korzystający ze świadczeń zdrowotnych w placówce posiadającej kontrakt z NFZ ma prawo do otrzymania recepty z przysługującą zniżką, a obowiązkiem lekarza jest taką receptę wypisać.
NRL i związki zawodowe lekarzy podkreślają, że prezes NFZ Agnieszka Pachciarz zlikwidowała w umowach na wypisywanie recept zapis o obowiązku zwrotu kwoty nienależnej refundacji, a w to miejsce wprowadziła karę 200 zł za każdy błąd, pomyłkę w oznaczeniu odpłatności za lek. Według lekarzy, biorąc pod uwagę zawiłość list refundacyjnych w powiązaniu z koniecznością znajomości CHPL (wskazań rejestrowych każdego preparatu handlowego) - możliwość uczynienia takiej pomyłki, nawet przez najbardziej starannego lekarza, jest bardzo duża. Zdaniem OZZL, jeżeli lekarz zrobi taką pomyłkę tylko w 1 proc. wypisywanych leków (np. jeden lek na 100 leków wypisywanych dziennie) to odda NFZ miesięcznie 4 tys. zł. Według lekarzy kara to w ogromnej większości przypadków kwota refundacji, jaką NFZ przeznacza na lek, bo rzadko kiedy finansowanie pojedynczego leku wynosi więcej niż 200 złotych (często jest to np. 10 zł, 17 zł, 35 zł). Z kolei prezes NFZ podkreśla, że kary dla lekarzy "mają co do zasady służyć wychwyceniu skrajnych przypadków".