Dobre sposoby działania i dobre zasady doboru kadr są budulcem, tworzywem każdej reformy
Dokładnie osiem lat temu, na początku prezydentury Lecha Wałęsy, z grupą wolontariuszy opracowaliśmy projekt reformy administracji publicznej, zatytułowany "Silne państwo - minimum". W naszym zespole były tęgie głowy prawnicze: Tomasz Wardyński, Adam Strzembosz, Krzysztof Piesiewicz, Jan Olszewski. Trzon zespołu tworzyli ludzie różnych zawodów z doświadczeniem menedżerskim. Andrzej Rabczenko stworzył Dom Handlowy Nauki, a Zofia i Zbigniew Romaszewscy - Komisję Interwencji (najpierw KOR, a potem "Solidarności"). Zmierzyliśmy się z reformą państwa, w tym z redukcją liczby ministerstw i decentralizacją władzy poprzez samorządy, w zupełnie inny sposób, niż robiły to później kolejne rządy i ich ministrowie.
Zainspirował nas prof. Michał Giedroyć z Oksfordu, historyk i jednocześnie reformator zarządzania tą uczelnią. Wzorem restrukturyzacji dla Michała Giedroycia były przemiany wymuszane na dużych organizacjach przemysłowych. Przekształca się je w ruchu, nie zatrzymując produkcji, racjonalizując koszty i zatrudnienie, szukając nowych sposobów motywowania pracowników.
Od czasów opublikowania broszurki "Silne państwo - minimum" trwa spór o to, jak przekształcać administrację publiczną. Kolejni reformatorzy zaczynają od zmiany struktur, nowych podziałów władzy i kompetencji. W broszurce proponowaliśmy małą rewolucję intelektualną. Zaczynaliśmy od zmiany sposobów działania, określonych procedurami urzędowymi, oraz zmiany zasad doboru kadr, wprowadzając gdzie się tylko da otwarty nabór drogą konkursu. Gdy skupimy się na sposobach działania sektora publicznego, na doborze ludzi, określeniu zasad ich współpracy i premiowania za efekty, to już nie w intencjach, lecz w mechanizmach finansowych określamy mierniki dobrej pracy.
Dobre sposoby działania i dobre zasady doboru kadr są budulcem, tworzywem każdej reformy. Bez ich sprecyzowania, zmiany struktur są tylko męczącą i pozorną reorganizacją. Nie jest to spór o to, czy myć ręce, czy nogi. Albo co najpierw. Jest to spór o to, czy zaczynać od umycia się, czy od zmiany ubrania.
Aktorami zmiany reform są ludzie: lekarze, nauczyciele, urzędnicy. Sensowna reforma to taka, w której - niezależnie od ich dobrej czy złej woli (a tym bardziej poglądów politycznych) - spełnione zostaną dwa warunki. Primo: aktorom zmian będzie się finansowo i życiowo opłacać dobrze pracować. Secundo: zdecydowanie nie będzie im się opłacać źle pracować. Pytanie podstawowe brzmi: czy w wyniku reformy ci, którzy stoją na wprost pacjenta, ucznia, studenta, obywatela, przedsiębiorcy są jego władzą? Czy też dają mu - za jego własne pieniądze - produkt, który ma swoją cenę na rynku usług publicznych? Aby cena ta była racjonalna, musi istnieć podwójna konkurencja. Gdzie to możliwe - między instytucjami publicznymi, lecznicami. Tam, gdzie jest hierarchia kompetencyjna - między urzędnikami, których kierownicy kontraktują i dobierają pod kątem skuteczności działania w ramach prawa. Co było do okazania.
Zainspirował nas prof. Michał Giedroyć z Oksfordu, historyk i jednocześnie reformator zarządzania tą uczelnią. Wzorem restrukturyzacji dla Michała Giedroycia były przemiany wymuszane na dużych organizacjach przemysłowych. Przekształca się je w ruchu, nie zatrzymując produkcji, racjonalizując koszty i zatrudnienie, szukając nowych sposobów motywowania pracowników.
Od czasów opublikowania broszurki "Silne państwo - minimum" trwa spór o to, jak przekształcać administrację publiczną. Kolejni reformatorzy zaczynają od zmiany struktur, nowych podziałów władzy i kompetencji. W broszurce proponowaliśmy małą rewolucję intelektualną. Zaczynaliśmy od zmiany sposobów działania, określonych procedurami urzędowymi, oraz zmiany zasad doboru kadr, wprowadzając gdzie się tylko da otwarty nabór drogą konkursu. Gdy skupimy się na sposobach działania sektora publicznego, na doborze ludzi, określeniu zasad ich współpracy i premiowania za efekty, to już nie w intencjach, lecz w mechanizmach finansowych określamy mierniki dobrej pracy.
Dobre sposoby działania i dobre zasady doboru kadr są budulcem, tworzywem każdej reformy. Bez ich sprecyzowania, zmiany struktur są tylko męczącą i pozorną reorganizacją. Nie jest to spór o to, czy myć ręce, czy nogi. Albo co najpierw. Jest to spór o to, czy zaczynać od umycia się, czy od zmiany ubrania.
Aktorami zmiany reform są ludzie: lekarze, nauczyciele, urzędnicy. Sensowna reforma to taka, w której - niezależnie od ich dobrej czy złej woli (a tym bardziej poglądów politycznych) - spełnione zostaną dwa warunki. Primo: aktorom zmian będzie się finansowo i życiowo opłacać dobrze pracować. Secundo: zdecydowanie nie będzie im się opłacać źle pracować. Pytanie podstawowe brzmi: czy w wyniku reformy ci, którzy stoją na wprost pacjenta, ucznia, studenta, obywatela, przedsiębiorcy są jego władzą? Czy też dają mu - za jego własne pieniądze - produkt, który ma swoją cenę na rynku usług publicznych? Aby cena ta była racjonalna, musi istnieć podwójna konkurencja. Gdzie to możliwe - między instytucjami publicznymi, lecznicami. Tam, gdzie jest hierarchia kompetencyjna - między urzędnikami, których kierownicy kontraktują i dobierają pod kątem skuteczności działania w ramach prawa. Co było do okazania.
Więcej możesz przeczytać w 8/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.