- Osoba malująca jest Panem Bogiem, stawia dwie kreski i te dwie kreski są w kosmosie. Żadna zupa tego nie zastąpi, bo zupę się zje i jej nie ma. Zostaje tylko sztuka - przekonywała Hanna Bakuła, prowadząca warsztaty malarskie podczas festiwalu „Teraz One”.
Joanna Apelska: Czy Pani warsztaty malarskie zmienią życie uczestniczących w nich kobiet?
Hanna Bakuła: Nie przyjechałam tutaj zmieniać życia kobiet. Przyjechałam nauczyć je malować. Uważam, że to szlachetna umiejętność. Każda styczność ze sztuką jest dla ludzi bardzo ważna.
Przyjechałam tu, bo strasznie lubię kobiety i wierzę w nie. Popieram każdą inicjatywę kobiecą. Kobiety są bardzo fajne, są mądrzejsze niż mężczyźni. Mamy więcej w sobie rozsądku, wdzięku, nie jesteśmy pazerne, nie mamy fioła na punkcie władzy.
Czego nauczą się uczestniczki Pani warsztatów?
Będę je uczyć malować. Wychowam sobie konkurencję. Będę prowadzić zajęcia z portretu. Prowadzę takie zajęcia z dziećmi z domów dziecka. Rysuje się albo sąsiednią osobę, albo siebie. Rezultatem jest obraz tego, jak myślimy o innych. Gdy robi się zdjęcie osoby z takim portretem to efekty są niebywałe.
Mam nadzieję, że znajdą się panie, które będą chciały troszeczkę popracować. Otworzenie się na sztukę jest trudne. Szczególnie dla kobiet, którym przez tyle lat odmawiano wszystkiego, które były ośmieszane. Były wykorzystywane, jako maszynki do rodzenia dzieci i sprzątaczki. To powoduje, że mają w sobie genetycznie zakodowaną pewną nieśmiałość. Dopiero czas to wszystko będzie leczył. Myślę, że młode pokolenie kobiet ma już facetów w nosie.
Czy pani zdaniem malowanie pomoże kobietom trochę śmielej wyjść do ludzi i zająć się czymś kreatywnym?
Doświadczenia z malowaniem, ze zrobieniem pierwszej kreski nie da się z niczym porównać. To jest tworzenie czegoś z niczego. Osoba malująca jest Panem Bogiem, stawia dwie kreski i te dwie kreski są w kosmosie. Żadna zupa tego nie zastąpi, bo zupę się zje i jej nie ma. Tak samo dzieci. One dorastają i odchodzą. Zostaje tylko sztuka. Samo doświadczenie stworzenia czegoś, rozmazania, czy niedokończenia jest niesamowitym przeżyciem. Osoby na moich warsztatach, gdy nie ktoś nie zdążą dokończyć swojej pracy, rozpaczają. To jest przeżycie porównywalne ze zgubieniem kluczyków od helikoptera.
Myślę, że takie zajęcia są bardzo potrzebne. Ja też dużo mówię o sztuce, o portrecie. Mówię, o tym, że po człowieku zostaje tylko portret. Nic więcej, tak uczy historia.
A czemu akurat portret, nie martwa natura, czy pejzaż?
Bo ludzie to nie martwe natury, czy pejzaże. Człowiek ma dużo większe zaangażowanie w swój portret, czy nawet w cudzy portret. To jest korelacja umysłowa. Z sosenką niby mam kontakt umysłowy, ale ona jest na dużo gorszej pozycji.
Hanna Bakuła: Nie przyjechałam tutaj zmieniać życia kobiet. Przyjechałam nauczyć je malować. Uważam, że to szlachetna umiejętność. Każda styczność ze sztuką jest dla ludzi bardzo ważna.
Przyjechałam tu, bo strasznie lubię kobiety i wierzę w nie. Popieram każdą inicjatywę kobiecą. Kobiety są bardzo fajne, są mądrzejsze niż mężczyźni. Mamy więcej w sobie rozsądku, wdzięku, nie jesteśmy pazerne, nie mamy fioła na punkcie władzy.
Czego nauczą się uczestniczki Pani warsztatów?
Będę je uczyć malować. Wychowam sobie konkurencję. Będę prowadzić zajęcia z portretu. Prowadzę takie zajęcia z dziećmi z domów dziecka. Rysuje się albo sąsiednią osobę, albo siebie. Rezultatem jest obraz tego, jak myślimy o innych. Gdy robi się zdjęcie osoby z takim portretem to efekty są niebywałe.
Mam nadzieję, że znajdą się panie, które będą chciały troszeczkę popracować. Otworzenie się na sztukę jest trudne. Szczególnie dla kobiet, którym przez tyle lat odmawiano wszystkiego, które były ośmieszane. Były wykorzystywane, jako maszynki do rodzenia dzieci i sprzątaczki. To powoduje, że mają w sobie genetycznie zakodowaną pewną nieśmiałość. Dopiero czas to wszystko będzie leczył. Myślę, że młode pokolenie kobiet ma już facetów w nosie.
Czy pani zdaniem malowanie pomoże kobietom trochę śmielej wyjść do ludzi i zająć się czymś kreatywnym?
Doświadczenia z malowaniem, ze zrobieniem pierwszej kreski nie da się z niczym porównać. To jest tworzenie czegoś z niczego. Osoba malująca jest Panem Bogiem, stawia dwie kreski i te dwie kreski są w kosmosie. Żadna zupa tego nie zastąpi, bo zupę się zje i jej nie ma. Tak samo dzieci. One dorastają i odchodzą. Zostaje tylko sztuka. Samo doświadczenie stworzenia czegoś, rozmazania, czy niedokończenia jest niesamowitym przeżyciem. Osoby na moich warsztatach, gdy nie ktoś nie zdążą dokończyć swojej pracy, rozpaczają. To jest przeżycie porównywalne ze zgubieniem kluczyków od helikoptera.
Myślę, że takie zajęcia są bardzo potrzebne. Ja też dużo mówię o sztuce, o portrecie. Mówię, o tym, że po człowieku zostaje tylko portret. Nic więcej, tak uczy historia.
A czemu akurat portret, nie martwa natura, czy pejzaż?
Bo ludzie to nie martwe natury, czy pejzaże. Człowiek ma dużo większe zaangażowanie w swój portret, czy nawet w cudzy portret. To jest korelacja umysłowa. Z sosenką niby mam kontakt umysłowy, ale ona jest na dużo gorszej pozycji.