Media donoszą, że komisja ustawodawcza w sejmie jest zdominowana przez konserwatystów (PiS, PO, PSL, SP), co wpłynie na jej prace. Ruch Palikota atakuje rząd jako konserwatywny, a zwolennicy poszerzenia praw człowieka za konserwatystów mają wszystkich, którzy np. mają wątpliwości, czy ludzie pozostający w związkach partnerskich powinni mieć prawo do wychowywania dzieci. Nie jestem zaciekłym konserwatystą, ale trochę jestem i czuję się nieustannie obrażany.
Wbrew pozorom posługiwanie się właściwymi etykietami w życiu publicznym ma duże znaczenie, bo tylko w ten sposób możemy dać sygnał obywatelom, o co partiom politycznym czy ugrupowaniom społeczeństwa obywatelskiego chodzi. Dlatego warto się zastanowić, kto jest, a kto nie jest konserwatystą, a jeśli nie jest konserwatystą, to kim?
Jest zasadnicza różnica między konserwatystami a zachowawcami czy wstecznikami. Zachowawca lub wstecznik to ten, kto bije dzieci, ale tylko za zamkniętymi drzwiami; w restauracji zamawia schabowego, a w pracy nie zdejmuje krawata. Zachowawca to ten, kto chce, żeby było, jak było, bo tak jak było, było lepiej, niż jest – i to zawsze. Zachowawcze postawy reprezentowała polska szlachta, kiedy za nic nie chciała uwolnić chłopów, bo się bydło zbuntuje i rozszaleje.
Po pojawieniu się nowoczesnych partii politycznych zachowawcy często zawierają sojusz albo sami stają się populistami. Zachowawczy populizm to postawa obrzydliwa i głupia, bo zamknięta na przemiany społeczne. Jednak wciąż jest to postawa częsta, gdyż do normalnych ludzkich odruchów (odruchów, a nie rezultatów inteligentnego rozumowania) należy skłonność cenienia wyżej tego, co było, od tego, co powstaje na skutek zmiany.
Konserwatyści z kolei nie opierają się na odruchach, lecz na rozumie praktycznym, czyli doświadczeniu, intuicji, poczuciu smaku i przywiązaniu do wybranych tradycji. Godzą się na zmianę, ale pod warunkiem że będzie wysoce prawdopodobne, iż jest to zmiana konieczna i na lepsze. Są przeciwni wielkim planom, ale popierają roztropną ewolucję. Umiarkowanie cenią przepisy i prawo, bo sądzą, że ważniejsze są życie i praktyka, wolność, a nie prawo.
Konserwatyści nigdy nie przeprowadziliby takich idiotycznych zmian, jakich w podatkach dokonuje nasz rząd. Nie zabraliby pierwszemu dziecku, żeby dać czwartemu (ile tych czwartych, piątych itd. dzieci?). Nie zabraliby twórcom drobnych dla budżetu pieniędzy, żeby niby oszczędzić, a naprawdę – pogrążyć kulturę i naukę w otchłani (a może w piekle?). Konserwatysta rozumie konieczność reakcji na fakty społeczne, które należą do rzeczywistości. Musi więc poważnie rozważyć takie sprawy, jak antykoncepcja czy in vitro. Konserwatysta rozumie, że aby uniknąć obyczajowej rewolucji, musi być zgoda na ewolucję, także w zakresie prawa.
Konserwatysta jest przeciwny formułowaniu sądów ogólnych, tylko populistyczny zachowawca może powiedzieć, że Euro 2012 było jedną wielką klęską. Nie idzie już o głupotę i niezgodność z rzeczywistością tego poglądu, ale o jego wszechobejmujący charakter. Dla konserwatysty żaden (no, niemal żaden) rząd nie jest całkowicie zły ani całkowicie dobry, bo nic nie jest czarno-białe i konserwatysta w ogóle nie operuje wielkimi kwantyfikatorami.
Niestety, z wielu powodów konserwatyści coraz częściej przegrywają z populistycznymi zachowawcami. Zachowawcy nie dbają o umiar i rozsądek, tylko plotą, co im ślina na język przyniesie i co jest zawsze przez część każdego społeczeństwa akceptowane. Media to powtarzają, bo od tego są. W reakcji na postępowanie zachowawczych populistów budzą się radykalni, czasem rewolucyjni, postępowcy. Postępowcychcą jak studenci w 1968 r. tutto e subito, czyli wszystkiego i zaraz. Taki tryb dokonywania przemian jest także niedobry i również budzi opór konserwatystów, którzy są wtedy wrzucani do jednego worka razem z zachowawcami. Żadne protesty tu nie pomogą, bo postępowcy też są głupi i nie baczą na rzeczywistość, nie szanują tego, co było, i nie chcą rozważyć doświadczenia minionych pokoleń, które przecież starały się, miały rację i błądziły, ale z tego można pewne nauki wyciągnąć.
Jednak najważniejsza jest polityka. Polityka oparta na uchwalaniu prawa zawsze budziła sprzeciw konserwatystów, już od czasów reakcji Edmunda Burke’a na rewolucję francuską, kiedy to prawnicy myśleli, że wszystko urządzą idealnie. Nasze władze „niestety” też uczepiły się prawa i za jego pomocą chcą regulować życie społeczne. Ile kto ma dzieci, jakie dzieła tworzy, jaką będzie miał emeryturę, za chwilę – co będzie jadł, żeby było zdrowo. Konserwatyści mówią – nie tędy droga, ale czy ktoś nas słucha?
Wbrew pozorom posługiwanie się właściwymi etykietami w życiu publicznym ma duże znaczenie, bo tylko w ten sposób możemy dać sygnał obywatelom, o co partiom politycznym czy ugrupowaniom społeczeństwa obywatelskiego chodzi. Dlatego warto się zastanowić, kto jest, a kto nie jest konserwatystą, a jeśli nie jest konserwatystą, to kim?
Jest zasadnicza różnica między konserwatystami a zachowawcami czy wstecznikami. Zachowawca lub wstecznik to ten, kto bije dzieci, ale tylko za zamkniętymi drzwiami; w restauracji zamawia schabowego, a w pracy nie zdejmuje krawata. Zachowawca to ten, kto chce, żeby było, jak było, bo tak jak było, było lepiej, niż jest – i to zawsze. Zachowawcze postawy reprezentowała polska szlachta, kiedy za nic nie chciała uwolnić chłopów, bo się bydło zbuntuje i rozszaleje.
Po pojawieniu się nowoczesnych partii politycznych zachowawcy często zawierają sojusz albo sami stają się populistami. Zachowawczy populizm to postawa obrzydliwa i głupia, bo zamknięta na przemiany społeczne. Jednak wciąż jest to postawa częsta, gdyż do normalnych ludzkich odruchów (odruchów, a nie rezultatów inteligentnego rozumowania) należy skłonność cenienia wyżej tego, co było, od tego, co powstaje na skutek zmiany.
Konserwatyści z kolei nie opierają się na odruchach, lecz na rozumie praktycznym, czyli doświadczeniu, intuicji, poczuciu smaku i przywiązaniu do wybranych tradycji. Godzą się na zmianę, ale pod warunkiem że będzie wysoce prawdopodobne, iż jest to zmiana konieczna i na lepsze. Są przeciwni wielkim planom, ale popierają roztropną ewolucję. Umiarkowanie cenią przepisy i prawo, bo sądzą, że ważniejsze są życie i praktyka, wolność, a nie prawo.
Konserwatyści nigdy nie przeprowadziliby takich idiotycznych zmian, jakich w podatkach dokonuje nasz rząd. Nie zabraliby pierwszemu dziecku, żeby dać czwartemu (ile tych czwartych, piątych itd. dzieci?). Nie zabraliby twórcom drobnych dla budżetu pieniędzy, żeby niby oszczędzić, a naprawdę – pogrążyć kulturę i naukę w otchłani (a może w piekle?). Konserwatysta rozumie konieczność reakcji na fakty społeczne, które należą do rzeczywistości. Musi więc poważnie rozważyć takie sprawy, jak antykoncepcja czy in vitro. Konserwatysta rozumie, że aby uniknąć obyczajowej rewolucji, musi być zgoda na ewolucję, także w zakresie prawa.
Konserwatysta jest przeciwny formułowaniu sądów ogólnych, tylko populistyczny zachowawca może powiedzieć, że Euro 2012 było jedną wielką klęską. Nie idzie już o głupotę i niezgodność z rzeczywistością tego poglądu, ale o jego wszechobejmujący charakter. Dla konserwatysty żaden (no, niemal żaden) rząd nie jest całkowicie zły ani całkowicie dobry, bo nic nie jest czarno-białe i konserwatysta w ogóle nie operuje wielkimi kwantyfikatorami.
Niestety, z wielu powodów konserwatyści coraz częściej przegrywają z populistycznymi zachowawcami. Zachowawcy nie dbają o umiar i rozsądek, tylko plotą, co im ślina na język przyniesie i co jest zawsze przez część każdego społeczeństwa akceptowane. Media to powtarzają, bo od tego są. W reakcji na postępowanie zachowawczych populistów budzą się radykalni, czasem rewolucyjni, postępowcy. Postępowcychcą jak studenci w 1968 r. tutto e subito, czyli wszystkiego i zaraz. Taki tryb dokonywania przemian jest także niedobry i również budzi opór konserwatystów, którzy są wtedy wrzucani do jednego worka razem z zachowawcami. Żadne protesty tu nie pomogą, bo postępowcy też są głupi i nie baczą na rzeczywistość, nie szanują tego, co było, i nie chcą rozważyć doświadczenia minionych pokoleń, które przecież starały się, miały rację i błądziły, ale z tego można pewne nauki wyciągnąć.
Jednak najważniejsza jest polityka. Polityka oparta na uchwalaniu prawa zawsze budziła sprzeciw konserwatystów, już od czasów reakcji Edmunda Burke’a na rewolucję francuską, kiedy to prawnicy myśleli, że wszystko urządzą idealnie. Nasze władze „niestety” też uczepiły się prawa i za jego pomocą chcą regulować życie społeczne. Ile kto ma dzieci, jakie dzieła tworzy, jaką będzie miał emeryturę, za chwilę – co będzie jadł, żeby było zdrowo. Konserwatyści mówią – nie tędy droga, ale czy ktoś nas słucha?
Więcej możesz przeczytać w 28/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.