W samochodzie wymieniłem radio, by nareszcie słuchać e-booków i już widzę, że może stać się to przełomem w moim życiu. Zacząłem od „Anny Kareniny” Tołstoja, znakomicie czyta Anna Polony. Trochę się martwię, czy po takiej potrawie cokolwiek będzie mi potem smakować. Na razie polubiłem korki i żal mi dojeżdżać do domu. Od wielu lat miałem problem z czytaniem powieści. Zdaje się, że czas dawnej powieści już nie przystaje do przyspieszonego i rwanego czasu nowej ery, więc brakuje nam cierpliwości i skupienia. Zamknięcie w klatce samochodu, podział uwagi na prowadzenie i słuchanie – prowadzenie pomaga się skupić na słuchaniu – zmienia jakby materię czasu i zaczyna on przystawać do powieści. Możliwość słuchania książek w czasie, który do tej pory wydawał się jałowy, może być rewolucją w czytelnictwie, które zmienia się w „słuchalnictwo.” Nigdy nie czytałem równie uważnie, jak teraz uważnie słucham, odkrywając w słowie pisanym nowe, bogate przestrzenie. Serdecznie polecam.
Wakacje nad Bałtykiem, po raz pierwszy od lat. Na początku korzystając zachłannie z rozsypania sięgranic, dopiero teraz zaczynamy do Polski wracać, na wakacje. To też dobry znak. Droga z Warszawy do Kołobrzegu przejezdna, nadal jednak wąska, czasami wyboista, ale już coraz częściej obok autostrady w budowie, czyli z perspektywą luksusu podróżowania w niedalekiej przyszłości. Wszędzie wiele się remontuje i buduje, poczucie, że kraj porządnieje, czasami nawet pięknieje, ale cała nasza cywilizacja ma wielki problem z harmonią i estetyką. Jeśli zdarzy się miejsce bez zmian, to ludzie nieco starsi są wzruszeni i pełną piersią wdychają zapachy swojej młodości. Na poboczach zaskakująco liczne gniazda bocianie, w nich białogłowe rodziny, co chyba dobrze wróży. Odnotowałem na tej długiej trasie – chociaż była sobota – tylko jednego nietrzeźwego z poważnymi zaburzeniami równowagi, szedł jednak chodnikiem, a nie ulicą. Im bliżej morza, tym więcej wiatraków produkujących energię. Trudno nie być zwolennikiem takiego wykorzystania wiatru, ale z bliska widać, jak monstrualne to budowle. Gdy widywało się je z rzadka, zdawały się uwznioślać krajobraz, teraz kiedy się mnożą, zaczynają psuć widok, a patrzącemu mącą w głowie. Ja w każdym razie odczuwam nudności. Niemcy już od dawna imponują mocą uzyskiwanej w ten sposób energii, ale ich krajobrazy zaczynają budzić współczucie. Kolejne przypomnienie, że nic nie jest bezkarne.
Na co dzień mam dwa „potwory” w obszernym domu z ogrodem. Teraz w małym hotelowym pokoju. Oto moje wakacje! A lekcji do odrobienia nie mam mniej niż zawsze. Wąska plaża przy hotelu, piętrzą się betonowe czworonogi. Morze, w którym można śmiało chłodzić piwo, za to swojskie i dekoracyjne w swoich wzburzonych szarościach, spowszedniały nam już błękity południa. Hotel w Kołobrzegu luksusowy, mieszkali tu przecież duńscy piłkarze. Mimo dobrej gry wrócili wcześnie do domu. I mam wrażenie, że hotel stracił co najmniej jedną gwiazdkę. Czy nie podobnie z całą Polską? Pisałem przed laty, że to nie jest kraj dla miłośników szczegółu. I to uparcie aktualne – jak likwidujemy zaniedbanie powszechne, to znajdą się całkiem liczne szczególiki, które szwankują, jak nie tu, to tam. Za to w białej jak śnieg łazience można regulować pokrętłem szum morza, które widać z okna i słychać w pokoju już bez pomocy techniki. Finał mistrzostw w hotelowym night-clubie. Ze zgrozą widzę, że tłem dla butelek i monstrualnych telewizorów jest namalowana na ścianie kopia obrazu „Judyta ścinająca głowę Holofernesa” Caravaggia. Niezwykły obraz. Tam, gdzie Judyta odcina głowę Holofernesa, zieją miłosiernie jamą drzwi, a szyjki butelek włażą radośnie w ten makabryczny akt. I to było tutaj tłem dla piłkarskiej klęski rodaków Caravaggia, która niczego nie zmienia w historii Europy. Historię sztuki zmienił zaś autor obrazu, który ciągle uciekał z wyrokiem śmierci na karku z powodu gry w piłkę – pokłócił się przeciwnikiem i zabił go nożem. A tak swobodne dzisiaj użycie arcydzieła może być kolejnym dowodem schyłku naszej cywilizacji.
I to wielkie hotelowe żarcie. Patrzę na zastawione stoły, wącham dziesiątki dań parujących z kociołków, na rojowisko wędlin, serów i różnych różności, które ludzie wrzucają bez umiaru w swoje przewody pokarmowe, i myślę: „I tak spora część tego jedzenia idzie potem do śmieci”. I wędrując tą krainą przejedzenia, myślę o tych, co nie dojadają. Wedle najnowszych statystyk co piąte dziecko w Polsce jest w rodzinie żyjącej poniżej progu biedy. A Franek i Antoś niczego nie są tu w stanie wybrać, zagubieni i zniesmaczeni nadmiarem, o przepraszam, Antoś wybiera sobie uparcie tylko salami. Kiedy ja sam zdeprawowany już nadmiarem przechodzę do deserów, przestaję o tym wszystkim myśleć. I tak to się zawsze kończy.
Wakacje nad Bałtykiem, po raz pierwszy od lat. Na początku korzystając zachłannie z rozsypania sięgranic, dopiero teraz zaczynamy do Polski wracać, na wakacje. To też dobry znak. Droga z Warszawy do Kołobrzegu przejezdna, nadal jednak wąska, czasami wyboista, ale już coraz częściej obok autostrady w budowie, czyli z perspektywą luksusu podróżowania w niedalekiej przyszłości. Wszędzie wiele się remontuje i buduje, poczucie, że kraj porządnieje, czasami nawet pięknieje, ale cała nasza cywilizacja ma wielki problem z harmonią i estetyką. Jeśli zdarzy się miejsce bez zmian, to ludzie nieco starsi są wzruszeni i pełną piersią wdychają zapachy swojej młodości. Na poboczach zaskakująco liczne gniazda bocianie, w nich białogłowe rodziny, co chyba dobrze wróży. Odnotowałem na tej długiej trasie – chociaż była sobota – tylko jednego nietrzeźwego z poważnymi zaburzeniami równowagi, szedł jednak chodnikiem, a nie ulicą. Im bliżej morza, tym więcej wiatraków produkujących energię. Trudno nie być zwolennikiem takiego wykorzystania wiatru, ale z bliska widać, jak monstrualne to budowle. Gdy widywało się je z rzadka, zdawały się uwznioślać krajobraz, teraz kiedy się mnożą, zaczynają psuć widok, a patrzącemu mącą w głowie. Ja w każdym razie odczuwam nudności. Niemcy już od dawna imponują mocą uzyskiwanej w ten sposób energii, ale ich krajobrazy zaczynają budzić współczucie. Kolejne przypomnienie, że nic nie jest bezkarne.
Na co dzień mam dwa „potwory” w obszernym domu z ogrodem. Teraz w małym hotelowym pokoju. Oto moje wakacje! A lekcji do odrobienia nie mam mniej niż zawsze. Wąska plaża przy hotelu, piętrzą się betonowe czworonogi. Morze, w którym można śmiało chłodzić piwo, za to swojskie i dekoracyjne w swoich wzburzonych szarościach, spowszedniały nam już błękity południa. Hotel w Kołobrzegu luksusowy, mieszkali tu przecież duńscy piłkarze. Mimo dobrej gry wrócili wcześnie do domu. I mam wrażenie, że hotel stracił co najmniej jedną gwiazdkę. Czy nie podobnie z całą Polską? Pisałem przed laty, że to nie jest kraj dla miłośników szczegółu. I to uparcie aktualne – jak likwidujemy zaniedbanie powszechne, to znajdą się całkiem liczne szczególiki, które szwankują, jak nie tu, to tam. Za to w białej jak śnieg łazience można regulować pokrętłem szum morza, które widać z okna i słychać w pokoju już bez pomocy techniki. Finał mistrzostw w hotelowym night-clubie. Ze zgrozą widzę, że tłem dla butelek i monstrualnych telewizorów jest namalowana na ścianie kopia obrazu „Judyta ścinająca głowę Holofernesa” Caravaggia. Niezwykły obraz. Tam, gdzie Judyta odcina głowę Holofernesa, zieją miłosiernie jamą drzwi, a szyjki butelek włażą radośnie w ten makabryczny akt. I to było tutaj tłem dla piłkarskiej klęski rodaków Caravaggia, która niczego nie zmienia w historii Europy. Historię sztuki zmienił zaś autor obrazu, który ciągle uciekał z wyrokiem śmierci na karku z powodu gry w piłkę – pokłócił się przeciwnikiem i zabił go nożem. A tak swobodne dzisiaj użycie arcydzieła może być kolejnym dowodem schyłku naszej cywilizacji.
I to wielkie hotelowe żarcie. Patrzę na zastawione stoły, wącham dziesiątki dań parujących z kociołków, na rojowisko wędlin, serów i różnych różności, które ludzie wrzucają bez umiaru w swoje przewody pokarmowe, i myślę: „I tak spora część tego jedzenia idzie potem do śmieci”. I wędrując tą krainą przejedzenia, myślę o tych, co nie dojadają. Wedle najnowszych statystyk co piąte dziecko w Polsce jest w rodzinie żyjącej poniżej progu biedy. A Franek i Antoś niczego nie są tu w stanie wybrać, zagubieni i zniesmaczeni nadmiarem, o przepraszam, Antoś wybiera sobie uparcie tylko salami. Kiedy ja sam zdeprawowany już nadmiarem przechodzę do deserów, przestaję o tym wszystkim myśleć. I tak to się zawsze kończy.
Więcej możesz przeczytać w 28/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.