- Bardziej mnie interesuje to, co się dzieje w umysłach ludzi, z którymi się spotykam w fabryce łososia, a także w domach pomocy społecznej, sanatoriach i na ulicach. Ich poglądy są dla mnie ważniejsze niż wydarzenia w koalicji - w ten sposób lider SLD Leszek Miller w rozmowie z "Rzeczpospolitą" tłumaczy, że w momencie gdy koalicja przeżywa kryzys on, zamiast przebywać w Sejmie, odwiedził zakład przetwórstwa łososia.
Były premier tłumaczy, że to co obecnie dzieje się w koalicji byłoby ważne, gdyby PO i PSL miały się rozstać. - Ale nie przewiduję takiej możliwości. Interesy polityczne tej koalicji są ważniejsze od jej dzisiejszych problemów - zaznacza. - A zapowiedzi Donalda Tuska, że poważnie zajmie się tą sprawą, nie są wiarygodne, skoro niedawno dowiedzieliśmy się, iż Aleksander Grad, były minister skarbu, objął funkcję w spółce, która będzie budowała elektrownie jądrowe. Gdzie był konkurs? Dlaczego akurat Grad dostał tę posadę, a nie ktoś inny, może lepiej przygotowany? Odpowiedź jest prosta: bo jest kolegą Tuska i aktywistą PO - dodaje z przekąsem.
Miller krytykuje Tuska za to, że premier na razie ma zamiar sam nadzorować resort rolnictwa. - Szef rządu nie jest od spraw agrarnych. Premier po prostu nie jest w stanie dojść do ładu z koalicjantem, bo w umowie koalicyjnej ma zapisane, że resort rolnictwa należy się PSL. Ale nie sądzę, by naprawdę chciał ograniczać patologię w tym resorcie, bo musiałby zacząć od siebie, a przecież nie naruszy interesów swoich kolegów - wyjaśnia. I dodaje, że Tusk raczej nie zmusi też PSL-u do uległości. - Jeśli napadnie na PSL, to ludowcy się odgryzą. Wyciągną podobne praktyki w PO, inni się do tego przyłączą i premier będzie miał wyłącznie kłopoty - ocenia.
"Rzeczpospolita", arb
Miller krytykuje Tuska za to, że premier na razie ma zamiar sam nadzorować resort rolnictwa. - Szef rządu nie jest od spraw agrarnych. Premier po prostu nie jest w stanie dojść do ładu z koalicjantem, bo w umowie koalicyjnej ma zapisane, że resort rolnictwa należy się PSL. Ale nie sądzę, by naprawdę chciał ograniczać patologię w tym resorcie, bo musiałby zacząć od siebie, a przecież nie naruszy interesów swoich kolegów - wyjaśnia. I dodaje, że Tusk raczej nie zmusi też PSL-u do uległości. - Jeśli napadnie na PSL, to ludowcy się odgryzą. Wyciągną podobne praktyki w PO, inni się do tego przyłączą i premier będzie miał wyłącznie kłopoty - ocenia.
"Rzeczpospolita", arb