- W odróżnieniu od wyborów prezydenckich parlamentarne raczej nie są w stanie zmienić władzy. Ale udział w kampanii wyborczej jest bardzo ważny przez wzgląd na stosunki z narodem – aby pokazać, że istnieje alternatywa oraz że niezależność i europejska perspektywa są zagrożone – napisał Milinkiewicz w tekście, opublikowanym we wtorkowym wydaniu niezależnej gazety „Narodnaja Wola”.
Milinkiewicz, który był kandydatem w wyborach prezydenckich w 2006 r., nie startował w następnych, w 2010 r. Tłumaczył to brakiem postulowanych przez jego ruch zmian w ustawodawstwie wyborczym. Wskazywał również na brak jedności wewnątrz opozycji, która "wiele straciła na skutek wewnętrznych sporów".
Teraz tłumaczy, że zadaniem ruchu „O Wolność” w wyborach parlamentarnych będzie „umocnienie w Białorusinach przekonania o konieczności zmian i osobistej odpowiedzialności za los Ojczyzny”. - Chcemy opowiedzieć ludziom o udanych reformach w różnych krajach, w tym u sąsiadów: Estonii, Słowacji, Polski, Czech i innych – podkreślił.
- Proponujemy również plan reform dla Białorusi z uwzględnieniem ich (tych państw) błędów. Zaprezentujemy "Program narodowy" - swoistą mapę drogową reform, nad którą pracowaliśmy ponad rok – oznajmił, zapowiadają przedstawienie swoich propozycji w następnym tekście.
23 września będzie wybierana niższa izba białoruskiego parlamentu, Izba Reprezentantów. Wśród opozycyjnych ugrupowań na Białorusi nie ma zgody co do przedwyborczej strategii. Choć wszystkie białoruskie siły prodemokratyczne uważają, że zbliżające się wybory nie będą uczciwe, nie wypracowały wspólnego stanowiska co do tego, czy należy je bojkotować.
Kampanię bojkotu ogłosiły dotąd Białoruska Chrześcijańska Demokracja oraz rada koordynacyjna opozycyjnego ruchu Zjazdów Narodowych. Wysunięcie kandydatów zapowiedziała natomiast lewicowa partia Sprawiedliwy Świat i Zjednoczona Partia Obywatelska. Partia Białoruski Front Narodowy podjęła zaś decyzję, że weźmie udział w wyborach, ale zastrzegła sobie prawo wycofania swoich kandydatów.
Po wyborach prezydenckich z 2010 r. brutalnie zdławiono w Mińsku protest przeciwko oficjalnym wynikom, dającym prawie 80 proc. poparcia prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Do aresztów trafiło wtedy ponad 600 osób. Kilkadziesiąt z nich stanęło przed sądem w sprawach karnych dotyczących masowych zamieszek, ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.
mp, pap