Sama informacja o tym, że wprowadzamy reformy, społeczeństwu przecież nie wystarczy. Potrzebna jest przystępna i zrozumiała kampania o tym, co, gdzie, kiedy i dlaczego
Popularność rządu premiera Jerzego Buzka w ostatnim czasie znacznie spadła i chociaż wiarygodność ostatnich badań można by podać w wątpliwość, co pokazały różnice między wynikami sondaży opinii publicznej a wynikami wyborów w roku 1997 i 1998, to jednak tworzą one negatywną atmosferę wokół rządu, a zwłaszcza podjętych przez niego reform.
Wiadomo, prowadzenie polityki informacyjnej nie jest łatwe. Trudna sytuacja rządu potęgowana jest tym, że media są dziś w rękach opozycji, a jedyny rządowy dziennik, którym jest "Rzeczpospolita", wydaje się bardziej krytykować działania rządu, niż obiektywnie przedstawiać jego prace. Teraz z telewizji ma zniknąć "Diariusz rządowy" i "Sejmograf" - programy prezentujące prace rządu i parlamentu. W zamian na antenie ma się pojawić prawie godzinny program na żywo, w którym przedstawiciele opozycji oceniać będą prace gabinetu premiera Jerzego Buzka. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu i tak robią to na co dzień. Program prowadzony będzie przez znanego nam skąd- inąd redaktora, który członków rządu nie wpuszcza nawet do studia w telewizji publicznej. A zatem dalszy ciąg serialu: prezydent w rządzie, prezydent w Sejmie, prezydent w Senacie. Raczeni będziemy informacją taką samą, jaką ostatnio zaserwowano nam w dniu ratyfikacji przez Sejm członkostwa w NATO - komentował Aleksander Kwaśniewski.
Wracając do ostatniego spadku popularności gabinetu Jerzego Buzka, warto się zastanowić, czy nie zostały popełnione błędy w samej polityce informacyjnej rządu. Jedną z przyczyn przybrania przez rolnicze protesty tak ostrej formy było przekonanie rolników o braku zainteresowania problemami wsi. Informacja o tym, że rząd przygotowuje plan restrukturyzacji polskiej wsi, pojawiła się przecież dopiero wówczas, gdy większość dróg była zablokowana, a rolnicy coraz bardziej zdeterminowani. Nikt też nie podjął formułowanego przeze mnie wielokrotnie wezwania, aby ten rok w polskiej polityce był rokiem dyskusji o polskiej wsi. Protesty rolnicze zbiegły się z protestami anestezjologów i całej służby zdrowia oraz niezadowoleniem społeczeństwa z wprowadzanych reform. Obraz protestów przekazany nam przez media był niewspółmierny do skali niezadowolenia. Moje wątpliwości budzi sposób przygotowania kampanii promocyjnej. Od czasu do czasu, o różnych porach dnia, możemy zobaczyć w telewizji film reklamowy, informujący o tym, jakie reformy rząd przygotował. Podatnicy słono za nie płacą. Tylko dlaczego publiczna telewizja, w której są również przedstawiciele naszego koalicjanta, emituje ten film reklamowy za opłatą, łamiąc w ten sposób wszystkie obowiązujące ją ustawy? Sama informacja o tym, że wprowadzamy reformy, społeczeństwu przecież nie wystarczy. Potrzebna jest przystępna i zrozumiała kampania o tym, co, gdzie, kiedy i dlaczego. Taka informacja powinna dotrzeć do każdego z nas i to za pośrednictwem wszystkich mediów.
W ostatnim felietonie pisałem o nieuchronnych zmianach w rządzie w związku z wejściem w życie ustawy o działach. Myślę, że jest to też doskonała okazja do zastanowienia się nad sposobem prowadzenia polityki informacyjnej rządu. Pojawiły się głosy o konieczności powołania dużej informacyjnej agendy rządowej. Nie jest to pomysł nowy. Stworzenie małego ministerstwa informacji marzyło się już Aleksandrze Jakubowskiej, rzeczniczce koalicji SLD-PSL, która małe biuro prasowe Urzędu Rady Ministrów przekształciła w rozbudowany etatowo moloch, jakim jest Centrum Informacyjne Rządu. W tej formie, choć znacznie odchudzone, funkcjonuje ono do dziś w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Ale skoro URM przestał istnieć, a kancelaria w założeniach powinna pełnić funkcję sekretariatu premiera, to czy nie byłoby bardziej właściwe powołanie w miejsce CIR biura prasowego premiera rządu i ewentualnie niewielkiego zespołu, który zajmowałby się obsługą prasową Rady Ministrów. Z kolei za politykę informacyjną poszczególnych ministerstw powinni odpowiadać ich rzecznicy, skoro i tak w każdym jest takowy. Poza tym to rzecznik danego ministerstwa wie najlepiej, co dzieje się w jego resorcie i jakie stanowisko prezentuje jego minister. To w końcu rzecznik ministra, nie zaś pracownik z nadania tego czy innego ciała.
Niezwykle ważne jest docenienie roli, jaką odgrywają rzecznicy prasowi wojewodów. Są oni przecież rzecznikami rządu w terenie. To do nich należy zadanie "sprzedawania" prac rządu w województwach. To oni mają bezpośredni kontakt z mediami lokalnymi. Dlatego ważna jest nie tylko dobra współpraca z nimi, jaka już od dłuższego czasu prowadzona jest w moim ministerstwie, ale również i to, aby otrzymywali szybką i precyzyjną informację z ministerstw, zwłaszcza w sprawach, które budzą kontrowersje. Przy czym współpraca z Warszawą nie powinna polegać na zasadzie podległości, ale partnerstwa.
Pomysł kolejnej centralizacji polityki informacyjnej w takiej czy innej skali byłby najgorszym z możliwych i mógłby przynieść tylko zachowanie stanu etatowego w kancelarii. Poza tym jedynie dalsze porażki.
Dotychczasowa nieudolność w prowadzeniu polityki informacyjnej rządu, a także brak wysokiej jakości ośrodka analitycznego rządu oraz zaniechanie zmian w mediach publicznych - to wszystko spowodowało, że notowania gabinetu Jerzego Buzka wyglądają źle, a społeczeństwo ogłupiane manipulacją informacyjną telewizji ma wrażenie chaosu wynikłego z wprowadzanych reform.
Wiadomo, prowadzenie polityki informacyjnej nie jest łatwe. Trudna sytuacja rządu potęgowana jest tym, że media są dziś w rękach opozycji, a jedyny rządowy dziennik, którym jest "Rzeczpospolita", wydaje się bardziej krytykować działania rządu, niż obiektywnie przedstawiać jego prace. Teraz z telewizji ma zniknąć "Diariusz rządowy" i "Sejmograf" - programy prezentujące prace rządu i parlamentu. W zamian na antenie ma się pojawić prawie godzinny program na żywo, w którym przedstawiciele opozycji oceniać będą prace gabinetu premiera Jerzego Buzka. Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu i tak robią to na co dzień. Program prowadzony będzie przez znanego nam skąd- inąd redaktora, który członków rządu nie wpuszcza nawet do studia w telewizji publicznej. A zatem dalszy ciąg serialu: prezydent w rządzie, prezydent w Sejmie, prezydent w Senacie. Raczeni będziemy informacją taką samą, jaką ostatnio zaserwowano nam w dniu ratyfikacji przez Sejm członkostwa w NATO - komentował Aleksander Kwaśniewski.
Wracając do ostatniego spadku popularności gabinetu Jerzego Buzka, warto się zastanowić, czy nie zostały popełnione błędy w samej polityce informacyjnej rządu. Jedną z przyczyn przybrania przez rolnicze protesty tak ostrej formy było przekonanie rolników o braku zainteresowania problemami wsi. Informacja o tym, że rząd przygotowuje plan restrukturyzacji polskiej wsi, pojawiła się przecież dopiero wówczas, gdy większość dróg była zablokowana, a rolnicy coraz bardziej zdeterminowani. Nikt też nie podjął formułowanego przeze mnie wielokrotnie wezwania, aby ten rok w polskiej polityce był rokiem dyskusji o polskiej wsi. Protesty rolnicze zbiegły się z protestami anestezjologów i całej służby zdrowia oraz niezadowoleniem społeczeństwa z wprowadzanych reform. Obraz protestów przekazany nam przez media był niewspółmierny do skali niezadowolenia. Moje wątpliwości budzi sposób przygotowania kampanii promocyjnej. Od czasu do czasu, o różnych porach dnia, możemy zobaczyć w telewizji film reklamowy, informujący o tym, jakie reformy rząd przygotował. Podatnicy słono za nie płacą. Tylko dlaczego publiczna telewizja, w której są również przedstawiciele naszego koalicjanta, emituje ten film reklamowy za opłatą, łamiąc w ten sposób wszystkie obowiązujące ją ustawy? Sama informacja o tym, że wprowadzamy reformy, społeczeństwu przecież nie wystarczy. Potrzebna jest przystępna i zrozumiała kampania o tym, co, gdzie, kiedy i dlaczego. Taka informacja powinna dotrzeć do każdego z nas i to za pośrednictwem wszystkich mediów.
W ostatnim felietonie pisałem o nieuchronnych zmianach w rządzie w związku z wejściem w życie ustawy o działach. Myślę, że jest to też doskonała okazja do zastanowienia się nad sposobem prowadzenia polityki informacyjnej rządu. Pojawiły się głosy o konieczności powołania dużej informacyjnej agendy rządowej. Nie jest to pomysł nowy. Stworzenie małego ministerstwa informacji marzyło się już Aleksandrze Jakubowskiej, rzeczniczce koalicji SLD-PSL, która małe biuro prasowe Urzędu Rady Ministrów przekształciła w rozbudowany etatowo moloch, jakim jest Centrum Informacyjne Rządu. W tej formie, choć znacznie odchudzone, funkcjonuje ono do dziś w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Ale skoro URM przestał istnieć, a kancelaria w założeniach powinna pełnić funkcję sekretariatu premiera, to czy nie byłoby bardziej właściwe powołanie w miejsce CIR biura prasowego premiera rządu i ewentualnie niewielkiego zespołu, który zajmowałby się obsługą prasową Rady Ministrów. Z kolei za politykę informacyjną poszczególnych ministerstw powinni odpowiadać ich rzecznicy, skoro i tak w każdym jest takowy. Poza tym to rzecznik danego ministerstwa wie najlepiej, co dzieje się w jego resorcie i jakie stanowisko prezentuje jego minister. To w końcu rzecznik ministra, nie zaś pracownik z nadania tego czy innego ciała.
Niezwykle ważne jest docenienie roli, jaką odgrywają rzecznicy prasowi wojewodów. Są oni przecież rzecznikami rządu w terenie. To do nich należy zadanie "sprzedawania" prac rządu w województwach. To oni mają bezpośredni kontakt z mediami lokalnymi. Dlatego ważna jest nie tylko dobra współpraca z nimi, jaka już od dłuższego czasu prowadzona jest w moim ministerstwie, ale również i to, aby otrzymywali szybką i precyzyjną informację z ministerstw, zwłaszcza w sprawach, które budzą kontrowersje. Przy czym współpraca z Warszawą nie powinna polegać na zasadzie podległości, ale partnerstwa.
Pomysł kolejnej centralizacji polityki informacyjnej w takiej czy innej skali byłby najgorszym z możliwych i mógłby przynieść tylko zachowanie stanu etatowego w kancelarii. Poza tym jedynie dalsze porażki.
Dotychczasowa nieudolność w prowadzeniu polityki informacyjnej rządu, a także brak wysokiej jakości ośrodka analitycznego rządu oraz zaniechanie zmian w mediach publicznych - to wszystko spowodowało, że notowania gabinetu Jerzego Buzka wyglądają źle, a społeczeństwo ogłupiane manipulacją informacyjną telewizji ma wrażenie chaosu wynikłego z wprowadzanych reform.
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.