Szpital na peryferiach
Pracownicy służby zdrowia rozpoczęli dziesięciodniowy strajk generalny. W tym czasie szpitale pracować będą jak na ostrym dyżurze, a przychodnie mają przyjmować tylko pacjentów wymagających natychmiastowej pomocy. Komitet Obrony Reformy Ochrony Zdrowia (organizator protestu) zapewnia, że normalnie będą funkcjonować oddziały onkologii, pediatrii, ginekologia, położnictwo i pomoc doraźna. KOROZ domaga się od rządu przystąpienia do negocjacji i spełnienia postulatów podwyższenia składki zdrowotnej oraz wyższych płac dla pracowników służby zdrowia. Strajku nie popiera medyczna "Solidarność" oraz Naczelna Rada Lekarska. - Jest to najgorsza forma protestu, na jaki mogła się zdecydować służba zdrowia. Nie uderza on przecież w rząd czy kasy chorych, ale w ludzi, którzy nie są niczemu winni. Chorzy nie mogą być zakładnikami w sporze o partykularne interesy pracowników służby zdrowia - powiedział Witold Turowski z Zielonej Góry. - Lekarze i pielęgniarki przekraczają granicę między obywatelskim sprzeciwem a powinnością wobec chorego. Narażanie zdrowia pacjentów wykracza poza cywilizowane formy protestu - uważa Mariola Brokarczyk z Gdyni. Nie wszyscy rozmówcy byli tego samego zdania. - Strajk jest naturalną konsekwencją tego, co dzieje się w służbie zdrowia od początku roku. Cierpliwość lekarzy też ma swoje granice i rządzący nie powinni ich przekraczać. Nie można obiecywać, iż po reformie będzie lepiej i oczekiwać, że gdy służbie zdrowia grozi całkowita zapaść, lekarze i pielęgniarki pozostaną obojętni - twierdzi Andrzej Krzywiński z Katowic.
(RK)
Pracownicy służby zdrowia rozpoczęli dziesięciodniowy strajk generalny. W tym czasie szpitale pracować będą jak na ostrym dyżurze, a przychodnie mają przyjmować tylko pacjentów wymagających natychmiastowej pomocy. Komitet Obrony Reformy Ochrony Zdrowia (organizator protestu) zapewnia, że normalnie będą funkcjonować oddziały onkologii, pediatrii, ginekologia, położnictwo i pomoc doraźna. KOROZ domaga się od rządu przystąpienia do negocjacji i spełnienia postulatów podwyższenia składki zdrowotnej oraz wyższych płac dla pracowników służby zdrowia. Strajku nie popiera medyczna "Solidarność" oraz Naczelna Rada Lekarska. - Jest to najgorsza forma protestu, na jaki mogła się zdecydować służba zdrowia. Nie uderza on przecież w rząd czy kasy chorych, ale w ludzi, którzy nie są niczemu winni. Chorzy nie mogą być zakładnikami w sporze o partykularne interesy pracowników służby zdrowia - powiedział Witold Turowski z Zielonej Góry. - Lekarze i pielęgniarki przekraczają granicę między obywatelskim sprzeciwem a powinnością wobec chorego. Narażanie zdrowia pacjentów wykracza poza cywilizowane formy protestu - uważa Mariola Brokarczyk z Gdyni. Nie wszyscy rozmówcy byli tego samego zdania. - Strajk jest naturalną konsekwencją tego, co dzieje się w służbie zdrowia od początku roku. Cierpliwość lekarzy też ma swoje granice i rządzący nie powinni ich przekraczać. Nie można obiecywać, iż po reformie będzie lepiej i oczekiwać, że gdy służbie zdrowia grozi całkowita zapaść, lekarze i pielęgniarki pozostaną obojętni - twierdzi Andrzej Krzywiński z Katowic.
(RK)
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.