Na spotkanie Tusk junior przychodzi w jednym z czterech garniturów. Większość zebrał „po rodzinnych weselach”. Marka? Nieznana, nie to co u ojca, który celuje w szytych na miarę garniturach najlepszych firm. Juniora garnitur pije, źle się w nim czuje w autobusie i miejskiej kolejce, kiedy jedzie rano do biura. Przykra konsekwencja zamiany zajęcia z dziennikarstwa na bycie „urzędnikiem” na lotnisku i przy okazji drobnym przedsiębiorcą. Wyższy, przystojniejszy od ojca, 30-letni syn premiera nie odziedziczył po nim charakterystycznego „r”. Pasjonat z absolutnym bzikiem na punkcie transportu. – Zwiedził na piechotę wszystkie szlaki kolejowe na Pomorzu – opowiada znajomy. Gdy żona goni go od komputera, zasiada nad archiwalnym, 500-stronicowym rozkładem jazdy pociągów. To jego ulubiona lektura.
Można powiedzieć, że dla Tuska seniora junior był „pewnym punktem programu” – nie pójdzie w szkodę, nie narobi problemów. Jednak stało się. Młody związał się z kontrowersyjnym biznesmenem Marcinem Plichtą, właścicielem Amber Gold i upadłej linii lotniczej OLT. Teraz sprawa tej współpracy wydała się i są kłopoty. Michał Tusk jest z nimi sam. Spotykamy się z synem premiera w jego ulubionym pubie w Sopocie. Mówi niechętnie. Łamie prośbę ojca, żeby nie rozmawiać z nikim o jego pracy dla właściciela Amber Gold. O spółce i jej właścicielu z sześcioma wyrokami karnymi jest głośno, sprawą zajmują się ABW i prokuratura, a zniecierpliwieni klienci domagają się wypłaty powierzonych Amber Gold pieniędzy. Widać, że chce się wytłumaczyć, powiedzieć, jak było. Ale z kancelarii premiera w Alejach Ujazdowskich płyną dyspozycje: nic nie mów, nie odzywaj się, to przejdzie, zgaśnie, w końcu przycichnie. Premier uspokajał w rozmowie z synem: komisji śledczej z tego nie będzie.
Niewygodna znajomość
Lawina ruszyła w pierwszy weekend sierpnia. Młody Tusk przyznał, że pracował dla linii lotniczych OLT, w krótkim wywiadzie dla portalu Gazeta.pl. Czy była to próba rozbrojenia bomby z tykającym już zegarem? Młody Tusk bagatelizuje we wspomnianym wywiadzie swoje związki z właścicielem Amber Gold. Dla Gazeta.pl mówi: „W zeszłym roku zrobiłem z nim wywiad na temat jego dziwnych inwestycji w lotnictwo. Rozmawialiśmy w siedzibie Amber Gold w Gdańsku. […] W tym roku dwa razy był przy moich rozmowach z Frankowskim [dyrektor OLT – red.] i na tym koniec”.
Historia tej znajomości wygląda jednak inaczej. Odtwarzamy ją na podstawie rozmów z bohaterami i korespondencji e-mailowej, którą udostępnił nam sam syn premiera.
Początek listopada 2011. Michał Tusk, od siedmiu lat stały współpracownik „Gazety Wyborczej” w Gdańsku, przeprowadza wywiad z Marcinem Plichtą, który chce wystartować z nową linią lotniczą. Rozmawia o planach i strategii nowego przewoźnika. Już wtedy wokół Plichty i jego Amber Gold były kontrowersje. Przed parabankiem przestrzegała Komisja Nadzoru Finansowego, ekonomiści pukali się w głowę na wieść o lokatach, które mają przynosić po kilkanaście procent zysku rocznie.
Przed opublikowaniem wywiadu i po publikacji Tusk e-mailowo koresponduje z Plichtą z redakcyjnej skrzynki elektronicznej. 25 października pisze: „Przygotowałem ostatnio analizę możliwości realizacji takiej siatki [połączeń lotniczych – red.] kilkoma maszynami dla Portu Lotniczego w Gdańsku (non profit, takie hobby na spokojnych dyżurach w „Gazecie”), mogę podesłać, może jakieś pomysły Pana zainteresują”.
Miesiąc później syn premiera wysyła taką wiadomość do szefa Amber Gold: „W nawiązaniu do wcześniejszych rozmów, przesyłam szkic pewnych przemyśleń w Excelu, m.in. analizę transferów w Amsterdamie w kontekście dolotów z Gdańska oraz propozycje dla krajówek. Proszę korzystać do woli – traktujmy to jako mój wkład non profit jako pasjonata w rozwój rynku lotniczego na Pomorzu”. Plichta dziękuje za porady, wysyła do Tuska prośby o odpowiedzi na kolejne pytania. Kontakt kwitnie.
Negocjacje z szefem Amber Gold
W tamtym okresie Michał Tusk czuje się wypalony pracą w redakcji.
Znajomy Tuska: – Miał coraz większy problem z pracą w „Gazecie”. Jego żona Ania jest lekarzem. Pochodzi z zamożnej mieszczańskiej rodziny. Pukała się w głowę, gdy była mowa o robocie Michała. Trzeba pamiętać, że oni mają dwoje małych dzieci, a tu nienormowany czas pracy, wieczorne dyżury w redakcji, przeciętna kasa.
Marcin Plichta: – W styczniu młody Tusk przyszedł do mojego biura w Gdańsku. Powiedział mi, że planuje odejście z „Gazety” i chciałby pracować u nas. Mówił, że chce się zająć PR dla OLT i być twarzą nowej linii w kontaktach z dziennikarzami. Obie strony miały się przespać z tym pomysłem. Po kilku dniach odezwał się i powiedział, że nic z tego nie będzie, bo rodzina się na to nie zgadza. – Jak pan to zrozumiał? Plichta: – Tak, że są kontrowersje wokół mojej osoby i rodzina Tusków nie chce, by Michał pracował dla OLT.
Tusk przyznaje, że była taka rozmowa, ale twierdzi, że miała inny przebieg. – Rozmowa mogła być w styczniu. Na pewno nie powiedziałem, że chcę być twarzą OLT. Zniechęciło mnie to, że miałbym się zajmować tylko PR, bo mnie interesowały przede wszystkim sprawy analityczne związane z lotnictwem. – Czy pan powiedział Plichcie, że rodzina nie zgadza się na pańską pracę dla OLT? – Mogłem tak powiedzieć, ale dlatego, że to był najprostszy wykręt. W rzeczywistości nie odpowiadało mi to, że miałbym się zajmować wyłącznie PR. – Czy pan wówczas konsultował pracę w OLT z ojcem, z kimś z rodziny? – Nie konsultowałem.
Najpierw OLT, potem port lotniczy
Wszystko zmienia spotkanie w gdańskim Hiltonie. Na śniadanie umawiają się prezes Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasz Klosowski i właściciel Amber Gold. Kloskowski proponuje Plichcie usługi Tuska juniora. Plichta jest zaskoczony, bo przecież dopiero co usłyszał, że „rodzina Michała nie zgadza się na jego pracę dla OLT”. To bardzo dziwna propozycja, bo Tusk jest dogadany, że będzie pracował dla portu.
Sprawa jest dwuznaczna, młody Tusk jest dogadany w sprawie pracy z szefem portu. Jak mógłby jednocześnie pracować dla linii lotniczej? Oczywiście szefowi lotniska powinno zależeć na tym, żeby usytuowana w Gdańsku linia lotnicza rozwijała się i obrastała w piórka. Port ma z tego pieniądze. Tyle że często linia lotnicza i port mają przeciwstawne interesy, stoją po różnych stronach barykady. Chociażby biją się o stawki, które trzeba płacić za obsługę pasażerów.
Michał Tusk: – Kloskowski polecił moją kandydaturę do OLT. Powiedział mi, że nie interesuje go, co jego pracownicy robią po godzinach. – Czy w umowie o pracę z portem lotniczym jest zgoda na to, by równocześnie wykonywał pan zlecenia dla linii lotniczych? – W umowie z portem nie ma zakazu konkurencji. Kwestia występowania po dwóch stronach barykady odbije się Michałowi Tuskowi czkawką.
Omal nie podpisał umowy z Amber Gold
Tusk zakłada jednoosobową działalność gospodarczą. Syn premiera dostaje do podpisania umowę nie z OLT, ale z Amber Gold, która nie zajmuje się lotnictwem, tylko działalnością parabankową. 9 marca Michał Tusk wysyła e-mail do Jarosława Frankowskiego, dyrektora OLT: „Co do umowy – rozumiem, że standardowo stroną umowy jest Amber Gold? Z oczywistych względów wygodniej byłoby dla obu stron, gdyby to była jedna ze spółek OLT, ale oczywiście nie wybrzydzam, jeśli dla Was najprościej robić przez Amber, to się dostosuję”.
Frankowski odpisuje: „Umowa może być na OLT. Zmienia się tylko dane rejestrowe spółki”.
Sprawa zostaje szybko dopięta. Na umowie z 15 marca o doradztwo dla OLT obok podpisu młodego Tuska jest autograf Marcina Plichty. – Czy wchodząc we współpracę z Plichtą, zdawał pan sobie sprawę z kontrowersji? – Nie będą robił z siebie kretyna. Debil nie uwierzy, że nie wiedziałem. Wiedziałem o jednym wyroku karnym Plichty i zastrzeżeniach KNF wobec Amber Gold. Co mam powiedzieć? Głupota i tyle.
15 kwietnia Michał Tusk zawiera drugą umowę, tym razem z Portem Lotniczym w Gdańsku.
Na jakie pieniądze mógł liczyć syn premiera? Z OLT 5950 zł miesięcznie plus VAT, a z pracy na lotnisku 3200 zł. W redakcji Tusk wyciągał „na rękę” 4500 zł.
Młody przedsiębiorca może sobie teraz pozwolić, żeby wziąć w leasing trzyletnią hondę accord.
Wywiad z samym sobą
12 kwietnia Tusk junior na łamach gdańskiej „Gazety Wyborczej” publikuje pożegnalny felieton. Od niespełna miesiąca jest PR-owcem linii lotniczej należącej do Amber Gold. Tymczasem 23 marca w „Magazynie Trójmiejskim” „Gazety Wyborczej” ukazuje się duży wywiad z Jarosławem Frankowskim, dyrektorem OLT. Nie ma w nim dociskania, trudnych pytań. Tusk w rozmowie z nami przyznaje, że to on sam zadawał pytania i sam na nie odpowiadał – w imieniu dyrektora Frankowskiego. Materiał w gazecie jest sygnowany nazwiskiem jego redakcyjnego kolegi.
Skrzynka pocztowa Józef Bąk
Kolejny problem, czy młody Tusk pracując dla OLT, ukrywał swoją tożsamość?
Dla linii lotniczej Plichty syn premiera pracował głównie przez internet. Wykorzystywał do tego skrzynkę elektroniczną, którą założył 1 lutego 2000 r. Ma tam wpisane następujące dane: „Józef Bąk, miejscowość: Żukowo, zawód: bezrobotny, wykształcenie: bez wykształcenia”. Z tej skrzynki Tusk na przykład przez lata wysyłał teksty do redakcji, gdy pracował w domu. Było mu wygodniej, bo logowanie się do poczty „Gazety” jest bardziej czasochłonne. Syn premiera nie podpisywał materiałów dla OLT nazwiskiem Józef Bąk. W korespondencji, którą prowadził, głównie z Jarosławem Frankowskim, podpisywał się najczęściej inicjałami MT. Bąk był w nagłówku. Problem w tym, że e-maile Bąka, czyli Tuska, od Frankowskiego szły do kolejnych osób w OLT.
– Zgadza się, część ludzi mogła pomyśleć, że ukrywam tożsamość. Głupota z mojej strony, brak rozwagi. Tyle mogę powiedzieć – tłumaczy junior.
Jakimi konkretnie działaniami wykazywał się były dziennikarz? Drugiego dnia po zawarciuumowy z OLT przychodzi mu zredagować odpowiedź dla poznańskiego dziennikarza „Gazety Wyborczej”, który zapytał: „Jak długo firma Amber Gold gotowa jest utrzymywać działalność tej linii? Na jakim etapie są postępowania sądowe w sprawach wytoczonych przez KNF – czy zakończyły się i jeśli tak, to z jakim skutkiem?”. Tusk junior w e-mailu do Frankowskiego proponuje: „Co do KNF nie mam wiedzy, zresztą to pytanie nie dotyczy OLT”. Na kolejne pytanie też znajduje odpowiedź: „OLT Express posiada odpowiednie rezerwy finansowe, by do tego czasu prowadzić działalność i przekonywać Polaków do latania”.
Co jeszcze? Pomaga w autoryzacji wywiadów Frankowskiego. Wyłapuje wpadkę, którą OLT zaliczyłby w magazynie pokładowym dla pasażerów. Graficy szykujący broszurę na jej okładce „przemalowali” w barwy OLT Boeinga 737, tymczasem we flocie przewoźnika nie było takiego samolotu. Proponuje trasy lotnicze, które jego zdaniem mogłyby być opłacalne dla nowego przewoźnika. Z przekonaniem można powiedzieć, że Tusk nie był nadaktywny w pracy dla OLT, nie zasypywał skrzynek szefów OLT swymi pomysłami. Naliczyliśmy 44 e-maile wysłane przez syna premiera w ciągu pięciu miesięcy.
Czy Michał Tusk ma się czego obawiać w związku z pracą dla OLT? Ma.
Plichta stawia poważny zarzut: – Tusk przyniósł nam konkretną informację o tym, ile Port Lotniczy w Gdańsku bierze od naszej konkurencji, konkretnie od Wizz Air, za obsłużenie jednego pasażera.
Tego typu dane są jedną z najpilniej strzeżonych informacji. W grę wchodzą potężne pieniądze. Bywa, że linie lotnicze miesiącami negocjują z lotniskami opłaty.
Tusk kategorycznie zaprzecza, że przekazał OLT taką informację. – Nie zrobiłem tego. W rozmowach z Frankowskim operowałem tylko ogólnodostępnymi danymi.
Tyle że to niejedyny przykład tego, że młody Tusk znalazł się w dwuznacznej sytuacji. W korespondencji syna premiera odkrywamy e-mail z 20 kwietnia, w którym pisze on do dyrektora OLT: „Siatkę międzynarodową (proponowane lotniska oraz częstotliwości) skorygowałem, biorąc pod uwagę najnowsze MIDT, do którego mam dostęp na lotnisku”. MIDT (Market Information Data Transfer) to baza danych ułatwiająca podejmowanie strategicznych decyzji w branży lotniczej.
Tusk znalazł się w konflikcie interesów, pracując jednocześnie dla lotniska i przewoźnika. Dla przewoźnika OLT (zleceniodawcy Tuska), który, jak się teraz okazuje, jest winien Portowi Lotniczemu w Gdańsku (pracodawcy Tuska) kwoty liczone w milionach złotych.
Ostrzeżenie premiera
Czerwiec 2012. W związku z meczami Euro 2012 Donald Tusk bywa w Gdańsku częściej niż zwykle. Podczas jednej z takich wizyt (Michał Tusk nie pamięta dokładnej daty) ojciec pyta syna o pracę dla OLT. Mówiąc wprost, premier daje synowi regularną burę za to, że związał się z interesem Plichty. W powietrzu latają grube słowa. Skąd wie, że junior wykonuje zlecenia dla OLT? Michał Tusk: – Nie wiem. Może ja sam mu powiedziałem? A być może żona powiedziała o tym mojej mamie, a ona ojcu? W każdym razie on nie posługiwał się w rozmowie ze mną zakulisową, tajną wiedzą.
Widać, że rozmowa robi, przynajmniej chwilowo, wrażenie na synu premiera. W czerwcu idzie do Frankowskiego i mówi, że chciałby, jak mówi, „rozluźnić” współpracę z OLT. W ten sposób, że faktury będzie wypisywał nie co miesiąc, ale wtedy, gdy wykona konkretne zlecenie. Rozmowa ma dość gorzki przebieg i dotyczy również narastających wątpliwości wokół interesów Plichty. Frankowski narzekał na nagonkę skierowaną przeciw Amber Gold i OLT. – Może byłyby mniejsza, gdyby Plichta składał do KRS sprawozdania ze swojej działalności – mówi na odchodnym Tusk.
Jednak 3 lipca syn premiera wysyła do OLT kolejną, comiesięczną fakturę za swoje usługi. 5 lipca śle materiał PR-owski, że z bezpieczeństwem na pokładach maszyn OLT wcale nie jest tak źle, jak donoszą media i konkurencja. Konkretną propozycję rozluźnienia umowy (ostatecznie nie doszło do tego) Michał Tusk wysyła e-mailem Frankowskiemu dopiero 17 lipca. Przy okazji ponagla, żeby puszczono mu przelew za zaległą fakturę. Już wtedy w branży lotniczej zaczyna się mówić o poważnych kłopotach przewoźnika. Kilka dni później upadek przewoźnika stał się faktem. Tusk ma nadal umowę o świadczeniu usług doradczych na rzecz OLT. Ciągle jej nie rozwiązał. Teoretycznie więc Plichta mógłby teraz zlecić Tuskowi jakieś działania PR-owskie. – Dlaczego pan nie wypowiedział umowy? – Nie pomyślałem o tym. Muszę to zrobić – przyznaje Michał Tusk. – Nie wystawiam faktur, więc de facto współpraca ustała. – Czy był pan proszony o to, żeby pomóc w zmianie nastawienia dziennikarzy i polityków do interesów szefa Amber Gold? – Nie było takiej sytuacji. Nikt mnie o to nie prosił.
Nowe zlecenie
Poza OLT jednoosobowa firma syna premiera miała podczas krótkiej działalności jeszcze jednego klienta. To międzynarodowa kancelaria prawnicza, która jest współorganizatorem Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju. Tusk przygotował dla nich koncepcję panelu, który miałby być poświęcony kwestiom transportu. Dobrał listę gości i tematy. Dostał za to 1500 zł. Jeśli wszystko poszłoby dobrze, byłby na jesieni moderatorem tego spotkania, za co wpadłby dodatkowy grosz. Jednak na razie dobrze nie jest. Syn premiera jest w kłopotach, jakie jeszcze mu się w życiu nie przydarzyły. Na pomoc ojca i jego kolegów z Warszawy na razie nie może liczyć. Humbugiem są twierdzenia, że z juniorem siedzi teraz sztab rządowych PR-owców, który za uszy wyciąga go z problemów.
Od kilku dni relacje Michała Tuska z ojcem są najgorsze od lat. Słuchając młodego Tuska, można odnieść wrażenie, że jedyne, co go łączy teraz z ojcem, to słuchanie tych samych zespołów – Dire Straits i Lady Pank; widują się rzadko – raz na trzy tygodnie; ojciec od czasu afery hazardowej unika rozmów telefonicznych, jakby bał się, że jest na podsłuchu. Młody Tusk ucieka od polityki, uważa, że jest brudna i cyniczna. Dla syna premiera rządzić mogłoby PiS, bo zasadniczo nic by to nie zmieniło w Polsce. I tak, jego zdaniem, rządzi średni szczebel dyrektorów w ministerstwach, a za rządów PiS wojny by Polska Rosji nie wypowiedziała.
Wyraźnie brnie w dalsze kłopoty, ale chyba zaczyna zdawać sobie sprawę z możliwych konsekwencji. Młody Tusk: – Chyba za dużo grałem w gry komputerowe o liniach lotniczych i wielkich portach tranzytowych. Najwyraźniej gra się zawiesiła.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.