Porwanie dziewczyny to najstarszy wątek sensacyjny w kulturze europejskiej
Głównym powodem literackiego zaistnienia bohaterek prozy Henryka Sienkiewicza jest porwanie. Kobieta, której nikt nie chciał uprowadzić, była dla mistrza niegodna uwagi. Przypomnijmy: taki los spotkał Nel w "Pustyni i w puszczy", Danusię w "Krzyżakach", Helena Kurcewiczówna została porwana z Rozłogów przez Bohuna w "Ogniem i mieczem", Oleńka Billewiczówna z Lubicza przez Kmicica w "Potopie", Basię Jeziorkowską z "Pana Wołodyjowskiego" bezskutecznie próbował uprowadzić Azja Tuhajbejowicz. Dodajmy, że Anusię Borzobohatą, nie spełnioną miłość Wołodyjowskiego, chciał porwać starosta kałuski Zamoyski (dla zaspokojenia swych "żądz") w drodze z Zamościa na Litwę, a udało się to księciu Bogusławowi Radziwiłłowi, który przetrzymywał ją wraz z Oleńką w Taurogach. Tam zalecał się do niej Sakowicz, "hamując dziką swą naturę". Radziwiłł ("kat to był na cnotę panien zawzięty") próbował - również bezskutecznie - porwać żonę Skrzetuskiego. Kokosiński, kompanion Kmicica, także ma na sumieniu "porwanie dziewki".
U Sienkiewicza mąż wyjeżdżający z domu oddaje żonę na przechowanie do sąsiada, bo nie ma jeszcze banku, do którego mógłby ją oddać w depozyt, a trudno ją - jak postępowano z kosztownościami - zakopać. Ogólnie rzecz ujmując, męska niegodziwość jawi się tutaj jako dramatyczny sposób na podkreślenie atrakcyjności dotkniętych nią pań. Ketlingowej Krzysi Drohojowskiej nie porwano więc niesprawiedliwie, bo w pełni na to zasługiwała.
W "Panu Wołodyjowskim" Basia pociesza Ewę Nowowiejską, że jeśli ojciec nie zgodzi się na ślub z Azją, to ten z pewnością ją porwie ("Mówią, że z nim nie ma żartów"), na co zagrożona reaguje niekłamanym entuzjazmem. Ewę w istocie Azja porwał, aby ją podarować panu Adurowiczowi, a dla siebie - z braku "czegoś lepszego" - uprowadził Zosię Boską, narzeczoną młodego Nowowiejskiego. Na jej przykładzie, rzadkim w Sienkiewiczowskiej prozie, pokazane są skutki tragicznie zakończonego porwania: "Wiedziała o tym dobrze, że nie ma i nie może być nad nią miłosierdzia, bo choćby jaki cud wyrwał ją z tych strasznych rąk, już ona nie była dawną Zosią, białą jak pierwsze śniegi, zdolną zapłacić czystym sercem za zbrukanie".
W logice świata Sienkiewiczowskiego nie tylko porwanie wskazuje na wymóg znalezienia każdej pannie męskiego opiekuna. Gang Kmicica (wielokrotni mordercy) przedstawiony został jako grupa pozbawiająca cnoty panny w okolicy, w której się akurat pojawi. Pod Częstochową znajdziemy podobną kompanię Kuklinowskiego ("krzywdzili szlachcianki po dworach"). Zagłoba opowiada o pijanych żołnierzach "swawolnikach", którzy w karczmie zamierzali zniewolić Kurcewiczównę. Są jeszcze przecież czambuły tatarskie grupowo biorące białogłowy w jasyr. Prawo jest tu wobec przemocy bezsilne, jedyną ostoją pozostaje silne męskie ramię.
To ciąg dalszy antycznego świata, w którym piękna Helena (trojańska), córka Zeusa i Ledy, została porwana swemu mężowi Menelaosowi po uwiedzeniu przez Parysa, syna króla Troi (na marginesie - bracia Heleny, czyli Kastor i Polluks, uprowadzili córki króla Leukippa: Fejbę i Hilejrę). Odpowiedzią na przemoc jest w tym świecie rodowa zemsta. Natomiast jej ograniczeniem prawnym, nie dopuszczającym do nadmiernego przelewu krwi, staje się pojedynek - w tym wypadku Parysa i Menelaosa. Zwyciężony musi oddać Helenę i swoje skarby.
Motyw uprowadzenia kobiety siłą (raptus puellae) był w kulturze antycznej rozpowszechniony. Jednym z ulubionych tematów sztuki starożytnej było porwanie Europy (córki króla fenickiego Agenora) przez Zeusa, który przybrał postać białego byka. Bóg podziemi Hades uprowadził Persefonę. Odrębny problem stanowią masowe porwania, gdy grupie plemiennej doskwierał niedostatek kobiet - jak w legendzie o porwaniu Sabinek przez Rzymian. Romulus z tego właśnie powodu zaprosił sąsiadów - Sabinów - wraz z żonami na uroczystości ku czci Neptuna. W trakcie igrzysk Rzymianie uprowadzili z osiedli sabińskie dziewczęta. Do dziś w języku zachowały się ślady militarnej terminologii określającej w przeszłości przemoc. Kobietę się "zdobywa" albo "podbija" się jej serce.
W dawnej Rzeczypospolitej sprawa się dalece skomplikowała. Najczęściej porywano bowiem za zgodą dziewczyny, a wbrew woli opiekunów. Nie rodziców, bo panna często była sierotą, której na przykład ojczym nie chciał wypłacić posagu i dlatego odwlekał małżeństwo. Ogół szlachty oburzał się na takie przejawy chciwości i sprawy sądowe o porwanie rozstrzygano zwykle na korzyść młodych. W technologii porwania ważne było to, by po zrealizowaniu przedsięwzięcia jak najszybciej zawrzeć ślub przed księdzem. Wszczęty przez rodziców pościg za uciekinierami natrafiał na związek już skonsumowany. Różnie jednak bywało. Kiedy odmówiono Wojciechowi Pamiętowskiemu ręki panny Katarzyny, przydzielając ją Remigianowi Tyszowskiemu, Pamiętowski z bandą kolegów porwał dziewczynę i - grożąc strzałem z pistoletu - zmusił popa do udzielenia ślubu. Potem jednak zostawił ją z matką, która ślub uznała za nieważny i wydała córkę za Tyszowskiego. Pamiętowski ponownie wpadł na wesele i raniąc Tyszowskiego, znów porwał i oddał przedmiot swoich westchnień. Za trzecim razem mężowi, który się opierał, uciął głowę i strzelał do niej z łuku jak do tarczy strzelniczej. Gorzej się powiodło Jakubowi Żołczyńskiemu, który uprowadził dwunastoletnią dziewczynkę. W pościg udał się za nim jej brat Adam Podhorecki. Jak pisze Łoziński "Żołczyński przeszyty kilku kulami z muszkietów i porąbany szablami wyzionął ducha na miejscu".
Motyw uprowadzenia kobiety siłą - raptus puellae - był rozpowszechniony już w kulturze antycznej
Cóż jednak począć, gdy uprowadzoną przemocą napastnik zniewolił? Kodeks Hammurabiego za gwałt na mężatce przewidywał karę śmierci. Polskie artykuły prawa magdeburskiego z 1558 r. orzekają: "Niewiastę albo dziwkę kto by zgwałcił, tedy taka, której by się to stało, ma to zarazem obwołać i przed urzędem opowiedzieć (...). A taki każdy gwałtownik by też jawnie podejrzaną niewiastę zgwałcił, tedy na gardle ma być karan". "Porządek sądów" (1559 r.) informuje, że karą za gwałt ma być ścięcie. Nie przypadkiem jednak "Trylogia" roi się od przestępców w najlepsze używających wolności. Większego wrażenia nie robi więc nie tylko bezkarność Kmicica, lecz także to, że Bohun uchodzi sprawiedliwości. W sprawie sądowej o gwałt z 1582 r. pojawia się określenie "psikus", będące synonimem gwałtu. Psikus znaczył tyle, co dzisiaj żart; Samuel Bogumił Linde pisał "psi figiel". Problem dotyczył jednak przede wszystkim nie szlachty, lecz plebejuszy i miał skalę ogólnoeuropejską. Wynikał z niedostępności małżeństwa dla ubogiej części społeczeństwa, a z drugiej strony - z tępienia związków pozamałżeńskich i prostytucji. Jacques Rossiaud pokazuje stada zaawansowanych wiekowo kawalerów błąkających się wieczorami po miejskich zaułkach w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. Jean-Louis Flandrin zwraca uwagę, że napadane dziewczęta traktowali oni jak prostytutki i zwykle bili. Alkohol dodawał napastnikom "odwagi". Za prowokację uważano obecność dziewczyny w karczmie czy na ulicy wieczorem; między innymi dlatego władze miejskie zakazywały dziewczętom samotnego wychodzenia z domu o zmroku.
Panowanie nad władczymi odruchami najszybciej wykształciło się wśród szlachty - do dziś mówi się o jej rycerskim postępowaniu wobec kobiet. W konsekwencji - jak opowiada Maria Ossowska - powstał w Anglii typ gentlemana, we Francji gentilhomme. Już w starożytności zalecano (na przykład Arystoteles), by mężczyzna panował nad swoimi żądzami i zachowywał powściągliwość. Aby być panem w domu, trzeba najpierw kontrolować samego siebie. Jak dowodzi Georg Baudler w książce "Bóg i kobieta", wystąpienie przeciw przemocy było jednym z istotnych przesłań Jezusa. Kościół długo jednak akcentował nakaz podporządkowania żony mężowi i wypływające zeń prawo do karcenia jej, również przy użyciu siły. Zalecano bicie roztropne, nie poddające się emocjom i nie prowadzące do uszkodzeń ciała - stwierdza Jean-Louis Flandrin. Kaznodzieja Jean Benedicti w 1584 r. pisał: "Ten, kto surowo i okrutnie bije lub karci swoją żonę, nawet za jakiś błąd, dopuszcza się grzechu. Ma karcić ją łagodnie". "Kobiety niższych warstw traktowały brutalne pieszczoty, a nawet bicie, jako przejaw namiętności i miłości mężów czy kochanków" - notuje Zbigniew Kuchowicz.
Ciekawe, że w naszym świecie, w którym niewłaściwe spojrzenie i nieostrożne słowo mogą być uznane za molestowanie, już nie Helena, a Izabella Scorupco, odchodząc ze Skrzetuskim, tęsknie ogląda się za Bohunem i o tej nostalgii mówi w wywiadach. Nikomu nie przeszkadza, że przed pospolitym gwałtem kozackiego analfabetę powstrzymywała tylko groźba, że jego "zazula" popełni samobójstwo, że - jak rozbrajająco szczerze wyznaje - "póki mnie gorzałka-matka głowy nie zapali, póty ty dla mnie jak obraz w cerkwi". Inaczej postąpiłby z każdą inną niewiastą: "Żeby to była Laszka wzięta z pierwszego szlacheckiego dworu, miałby więcej śmiałości". Horpyna nie może się nadziwić, że jej pryncypał nie postępuje "kozackim" sposobem, a również on sam swoją przestępczą działalność uważa za wyjątkowo gentlemeńską: "Oj, żeby ja był chłop, ja by cię nahajem po białych plecach rozumu nauczył i bez księdza by się twoją krasą nasycił".
U Sienkiewicza mąż wyjeżdżający z domu oddaje żonę na przechowanie do sąsiada, bo nie ma jeszcze banku, do którego mógłby ją oddać w depozyt, a trudno ją - jak postępowano z kosztownościami - zakopać. Ogólnie rzecz ujmując, męska niegodziwość jawi się tutaj jako dramatyczny sposób na podkreślenie atrakcyjności dotkniętych nią pań. Ketlingowej Krzysi Drohojowskiej nie porwano więc niesprawiedliwie, bo w pełni na to zasługiwała.
W "Panu Wołodyjowskim" Basia pociesza Ewę Nowowiejską, że jeśli ojciec nie zgodzi się na ślub z Azją, to ten z pewnością ją porwie ("Mówią, że z nim nie ma żartów"), na co zagrożona reaguje niekłamanym entuzjazmem. Ewę w istocie Azja porwał, aby ją podarować panu Adurowiczowi, a dla siebie - z braku "czegoś lepszego" - uprowadził Zosię Boską, narzeczoną młodego Nowowiejskiego. Na jej przykładzie, rzadkim w Sienkiewiczowskiej prozie, pokazane są skutki tragicznie zakończonego porwania: "Wiedziała o tym dobrze, że nie ma i nie może być nad nią miłosierdzia, bo choćby jaki cud wyrwał ją z tych strasznych rąk, już ona nie była dawną Zosią, białą jak pierwsze śniegi, zdolną zapłacić czystym sercem za zbrukanie".
W logice świata Sienkiewiczowskiego nie tylko porwanie wskazuje na wymóg znalezienia każdej pannie męskiego opiekuna. Gang Kmicica (wielokrotni mordercy) przedstawiony został jako grupa pozbawiająca cnoty panny w okolicy, w której się akurat pojawi. Pod Częstochową znajdziemy podobną kompanię Kuklinowskiego ("krzywdzili szlachcianki po dworach"). Zagłoba opowiada o pijanych żołnierzach "swawolnikach", którzy w karczmie zamierzali zniewolić Kurcewiczównę. Są jeszcze przecież czambuły tatarskie grupowo biorące białogłowy w jasyr. Prawo jest tu wobec przemocy bezsilne, jedyną ostoją pozostaje silne męskie ramię.
To ciąg dalszy antycznego świata, w którym piękna Helena (trojańska), córka Zeusa i Ledy, została porwana swemu mężowi Menelaosowi po uwiedzeniu przez Parysa, syna króla Troi (na marginesie - bracia Heleny, czyli Kastor i Polluks, uprowadzili córki króla Leukippa: Fejbę i Hilejrę). Odpowiedzią na przemoc jest w tym świecie rodowa zemsta. Natomiast jej ograniczeniem prawnym, nie dopuszczającym do nadmiernego przelewu krwi, staje się pojedynek - w tym wypadku Parysa i Menelaosa. Zwyciężony musi oddać Helenę i swoje skarby.
Motyw uprowadzenia kobiety siłą (raptus puellae) był w kulturze antycznej rozpowszechniony. Jednym z ulubionych tematów sztuki starożytnej było porwanie Europy (córki króla fenickiego Agenora) przez Zeusa, który przybrał postać białego byka. Bóg podziemi Hades uprowadził Persefonę. Odrębny problem stanowią masowe porwania, gdy grupie plemiennej doskwierał niedostatek kobiet - jak w legendzie o porwaniu Sabinek przez Rzymian. Romulus z tego właśnie powodu zaprosił sąsiadów - Sabinów - wraz z żonami na uroczystości ku czci Neptuna. W trakcie igrzysk Rzymianie uprowadzili z osiedli sabińskie dziewczęta. Do dziś w języku zachowały się ślady militarnej terminologii określającej w przeszłości przemoc. Kobietę się "zdobywa" albo "podbija" się jej serce.
W dawnej Rzeczypospolitej sprawa się dalece skomplikowała. Najczęściej porywano bowiem za zgodą dziewczyny, a wbrew woli opiekunów. Nie rodziców, bo panna często była sierotą, której na przykład ojczym nie chciał wypłacić posagu i dlatego odwlekał małżeństwo. Ogół szlachty oburzał się na takie przejawy chciwości i sprawy sądowe o porwanie rozstrzygano zwykle na korzyść młodych. W technologii porwania ważne było to, by po zrealizowaniu przedsięwzięcia jak najszybciej zawrzeć ślub przed księdzem. Wszczęty przez rodziców pościg za uciekinierami natrafiał na związek już skonsumowany. Różnie jednak bywało. Kiedy odmówiono Wojciechowi Pamiętowskiemu ręki panny Katarzyny, przydzielając ją Remigianowi Tyszowskiemu, Pamiętowski z bandą kolegów porwał dziewczynę i - grożąc strzałem z pistoletu - zmusił popa do udzielenia ślubu. Potem jednak zostawił ją z matką, która ślub uznała za nieważny i wydała córkę za Tyszowskiego. Pamiętowski ponownie wpadł na wesele i raniąc Tyszowskiego, znów porwał i oddał przedmiot swoich westchnień. Za trzecim razem mężowi, który się opierał, uciął głowę i strzelał do niej z łuku jak do tarczy strzelniczej. Gorzej się powiodło Jakubowi Żołczyńskiemu, który uprowadził dwunastoletnią dziewczynkę. W pościg udał się za nim jej brat Adam Podhorecki. Jak pisze Łoziński "Żołczyński przeszyty kilku kulami z muszkietów i porąbany szablami wyzionął ducha na miejscu".
Motyw uprowadzenia kobiety siłą - raptus puellae - był rozpowszechniony już w kulturze antycznej
Cóż jednak począć, gdy uprowadzoną przemocą napastnik zniewolił? Kodeks Hammurabiego za gwałt na mężatce przewidywał karę śmierci. Polskie artykuły prawa magdeburskiego z 1558 r. orzekają: "Niewiastę albo dziwkę kto by zgwałcił, tedy taka, której by się to stało, ma to zarazem obwołać i przed urzędem opowiedzieć (...). A taki każdy gwałtownik by też jawnie podejrzaną niewiastę zgwałcił, tedy na gardle ma być karan". "Porządek sądów" (1559 r.) informuje, że karą za gwałt ma być ścięcie. Nie przypadkiem jednak "Trylogia" roi się od przestępców w najlepsze używających wolności. Większego wrażenia nie robi więc nie tylko bezkarność Kmicica, lecz także to, że Bohun uchodzi sprawiedliwości. W sprawie sądowej o gwałt z 1582 r. pojawia się określenie "psikus", będące synonimem gwałtu. Psikus znaczył tyle, co dzisiaj żart; Samuel Bogumił Linde pisał "psi figiel". Problem dotyczył jednak przede wszystkim nie szlachty, lecz plebejuszy i miał skalę ogólnoeuropejską. Wynikał z niedostępności małżeństwa dla ubogiej części społeczeństwa, a z drugiej strony - z tępienia związków pozamałżeńskich i prostytucji. Jacques Rossiaud pokazuje stada zaawansowanych wiekowo kawalerów błąkających się wieczorami po miejskich zaułkach w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. Jean-Louis Flandrin zwraca uwagę, że napadane dziewczęta traktowali oni jak prostytutki i zwykle bili. Alkohol dodawał napastnikom "odwagi". Za prowokację uważano obecność dziewczyny w karczmie czy na ulicy wieczorem; między innymi dlatego władze miejskie zakazywały dziewczętom samotnego wychodzenia z domu o zmroku.
Panowanie nad władczymi odruchami najszybciej wykształciło się wśród szlachty - do dziś mówi się o jej rycerskim postępowaniu wobec kobiet. W konsekwencji - jak opowiada Maria Ossowska - powstał w Anglii typ gentlemana, we Francji gentilhomme. Już w starożytności zalecano (na przykład Arystoteles), by mężczyzna panował nad swoimi żądzami i zachowywał powściągliwość. Aby być panem w domu, trzeba najpierw kontrolować samego siebie. Jak dowodzi Georg Baudler w książce "Bóg i kobieta", wystąpienie przeciw przemocy było jednym z istotnych przesłań Jezusa. Kościół długo jednak akcentował nakaz podporządkowania żony mężowi i wypływające zeń prawo do karcenia jej, również przy użyciu siły. Zalecano bicie roztropne, nie poddające się emocjom i nie prowadzące do uszkodzeń ciała - stwierdza Jean-Louis Flandrin. Kaznodzieja Jean Benedicti w 1584 r. pisał: "Ten, kto surowo i okrutnie bije lub karci swoją żonę, nawet za jakiś błąd, dopuszcza się grzechu. Ma karcić ją łagodnie". "Kobiety niższych warstw traktowały brutalne pieszczoty, a nawet bicie, jako przejaw namiętności i miłości mężów czy kochanków" - notuje Zbigniew Kuchowicz.
Ciekawe, że w naszym świecie, w którym niewłaściwe spojrzenie i nieostrożne słowo mogą być uznane za molestowanie, już nie Helena, a Izabella Scorupco, odchodząc ze Skrzetuskim, tęsknie ogląda się za Bohunem i o tej nostalgii mówi w wywiadach. Nikomu nie przeszkadza, że przed pospolitym gwałtem kozackiego analfabetę powstrzymywała tylko groźba, że jego "zazula" popełni samobójstwo, że - jak rozbrajająco szczerze wyznaje - "póki mnie gorzałka-matka głowy nie zapali, póty ty dla mnie jak obraz w cerkwi". Inaczej postąpiłby z każdą inną niewiastą: "Żeby to była Laszka wzięta z pierwszego szlacheckiego dworu, miałby więcej śmiałości". Horpyna nie może się nadziwić, że jej pryncypał nie postępuje "kozackim" sposobem, a również on sam swoją przestępczą działalność uważa za wyjątkowo gentlemeńską: "Oj, żeby ja był chłop, ja by cię nahajem po białych plecach rozumu nauczył i bez księdza by się twoją krasą nasycił".
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.