Mówiąc wprost, nasi politycy zgodnie przebimbali wakacje. Pod pretekstem jakże potrzebnego wypoczynku praktycznie zniknęli z publicznych radarów. Nam od tego gorzej nie było, chwila spokoju, którą zaczęło już Euro, a która przeciągnęła się po igrzyska w Londynie, była przyjemna, wręcz relaksacyjna. A jednak zachowania naszych ulubieńców nie da się zrozumieć.
Po pierwsze, kiedy, jeśli nie w czasie wakacji, gdy konkurenci plażują, da się zwrócić na siebie uwagę? Po drugie, w czasie tegorocznej kanikuły tematów nie brakło, można było występować, protestować, agitować do woli. A tu cisza. Poza pojedynczymi występami zagończyków nic takiego się nie działo. Zupełnie jakby to był zwyczajny, spokojny rok w dobrze działającym, nudnym państwie, w którym wszystko zostało już ułożone i uporządkowane. I jakby nie było kryzysu, który zupełnie po cichutku przywędrował już za naszą najbliższą granicę zachodnią.
Piję głównie do opozycji, bo jej wakacyjny uwiąd bił w oczy najmocniej. Miała aż zbyt wiele powodów, by bić w rządzących. Od afery (teraz już afer) taśmowych PSL i zauważanego już także przez tzw. media prorządowe rozrostu nepotyzmu do dość koszmarnych rozmiarów, przez różne parabiura podróży i Amber Goldy, aż po miażdżące oceny funkcjonowania urzędów i administracji.
Podobno Leszek Miller peregrynował po kurortach, szukając niedobitków elektoratu lewicy. Podobno – bo poza fotką żelaznego kanclerza pozującego w Mielnie wielu efektów nie widać. Aparat pracował jak trzeba, ale tylko fotograficzny. Partia wegetuje. Jedyna pociecha, że jakaś partia tu jest – w odróżnieniu od Palikota, któremu łatwiej było zapunktować w wyborach, niż przeobrazić swoje pospolite ruszenie w grupę zawodowców.
Nieobecność PiS była tematem paru plotek i teorii spiskowych, więc nie ma się co rozpisywać. Jeszcze raz się okazało, że gdy zabraknie Prezesa, nie ma PiS. Choć obie partie wiodące są niezwykle wodzowskie, to jednak w Platformie znajdzie się kilka osób, które nie boją się mówić – i mają coś do powiedzenia. W PiS to wykluczone. Jedyna, która potrafi punktować, ale tylko z pozycji niezależnego autorytetu, to prof. Jadwiga Staniszkis. Jej wielokrotne nawoływania, by partia przemówiła ludzkim i mocnym głosem w sprawach ważnych, napotkały zerową reakcję. Podobno szykują się na jesień. Ale – by użyć nieco wyświechtanego zdania komentatorów piłki – niewykorzystane okazje lubią się mścić. Efekt: ostatni sondaż CBOS. PiS znowu spadło, Platformie wzrosło. Wielki rozziew.
No właśnie, Platforma. Podczas gdy PSL nic sobie z własnych skandali nie robi (lata wprawy!) i baluje ze strażakami, PO ma realny problem wypalonej władzy. W sondażach i w oficjalnych wypowiedziach – nadal propaganda sukcesu, no może trochę cichsza, niż bywało. Za kulisami – narastająca histeria, że coś pęka, coś się kończy. To nadal ten sam Tusk, jedyny taki czarodziej polityki. Ale króliki, które wychodzą z jego kapelusza jakby jakieś takie wyleniałe. Coraz silniejsze walki frakcyjne, coraz pewniejszy swego Gowin. I coraz to nowe pomysły na to, kogo zrzucić z wozu, by dało się jechać dalej.
Wiatr wieje tej ekipie w oczy. „Kończą się tłuste lata dla polskich firm”, „Polacy rozbijają świnki-skarbonki”, a „Europa tonie – USA nad klifem” – to tytuły gazet z ostatniego piątku. Można do tego dodać nerwowość, jaką wywołała wśród ciułaczy afera Amber Gold, szokująco wysokie ceny podręczników na nowy rok szkolny i prognozowany skok cen żywności – i już widać skalę problemów, przed którymi stoi ekipa Tuska. Czy są w stanie sobie poradzić? Czy potrafią zminimalizować złe skutki niedobrego? Chciałbym wierzyć, że tak. Że jesień będzie okresem, w którym bezbarwny rząd nabierze nowego rozpędu lub Tusk mocno go przewietrzy. Na razie nie ma podstaw dla takiej wiary. Tusku – sprawdzamy.
Piję głównie do opozycji, bo jej wakacyjny uwiąd bił w oczy najmocniej. Miała aż zbyt wiele powodów, by bić w rządzących. Od afery (teraz już afer) taśmowych PSL i zauważanego już także przez tzw. media prorządowe rozrostu nepotyzmu do dość koszmarnych rozmiarów, przez różne parabiura podróży i Amber Goldy, aż po miażdżące oceny funkcjonowania urzędów i administracji.
Podobno Leszek Miller peregrynował po kurortach, szukając niedobitków elektoratu lewicy. Podobno – bo poza fotką żelaznego kanclerza pozującego w Mielnie wielu efektów nie widać. Aparat pracował jak trzeba, ale tylko fotograficzny. Partia wegetuje. Jedyna pociecha, że jakaś partia tu jest – w odróżnieniu od Palikota, któremu łatwiej było zapunktować w wyborach, niż przeobrazić swoje pospolite ruszenie w grupę zawodowców.
Nieobecność PiS była tematem paru plotek i teorii spiskowych, więc nie ma się co rozpisywać. Jeszcze raz się okazało, że gdy zabraknie Prezesa, nie ma PiS. Choć obie partie wiodące są niezwykle wodzowskie, to jednak w Platformie znajdzie się kilka osób, które nie boją się mówić – i mają coś do powiedzenia. W PiS to wykluczone. Jedyna, która potrafi punktować, ale tylko z pozycji niezależnego autorytetu, to prof. Jadwiga Staniszkis. Jej wielokrotne nawoływania, by partia przemówiła ludzkim i mocnym głosem w sprawach ważnych, napotkały zerową reakcję. Podobno szykują się na jesień. Ale – by użyć nieco wyświechtanego zdania komentatorów piłki – niewykorzystane okazje lubią się mścić. Efekt: ostatni sondaż CBOS. PiS znowu spadło, Platformie wzrosło. Wielki rozziew.
No właśnie, Platforma. Podczas gdy PSL nic sobie z własnych skandali nie robi (lata wprawy!) i baluje ze strażakami, PO ma realny problem wypalonej władzy. W sondażach i w oficjalnych wypowiedziach – nadal propaganda sukcesu, no może trochę cichsza, niż bywało. Za kulisami – narastająca histeria, że coś pęka, coś się kończy. To nadal ten sam Tusk, jedyny taki czarodziej polityki. Ale króliki, które wychodzą z jego kapelusza jakby jakieś takie wyleniałe. Coraz silniejsze walki frakcyjne, coraz pewniejszy swego Gowin. I coraz to nowe pomysły na to, kogo zrzucić z wozu, by dało się jechać dalej.
Wiatr wieje tej ekipie w oczy. „Kończą się tłuste lata dla polskich firm”, „Polacy rozbijają świnki-skarbonki”, a „Europa tonie – USA nad klifem” – to tytuły gazet z ostatniego piątku. Można do tego dodać nerwowość, jaką wywołała wśród ciułaczy afera Amber Gold, szokująco wysokie ceny podręczników na nowy rok szkolny i prognozowany skok cen żywności – i już widać skalę problemów, przed którymi stoi ekipa Tuska. Czy są w stanie sobie poradzić? Czy potrafią zminimalizować złe skutki niedobrego? Chciałbym wierzyć, że tak. Że jesień będzie okresem, w którym bezbarwny rząd nabierze nowego rozpędu lub Tusk mocno go przewietrzy. Na razie nie ma podstaw dla takiej wiary. Tusku – sprawdzamy.