Jak poinformował sędzia Włodzimierz Brazewicz, zastępujący tego dnia rzecznika prasowego Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, były kontrolowane "wszystkie akta dotyczące postępowania wykonawczego Marcina P.". - Wnioski są takie, że sprawność postępowania w poszczególnych etapach tej sprawy nie budzi zastrzeżeń i decyzje sądu nie pozostają w sprzeczności z obowiązującymi przepisami – powiedział Brazewicz.
Kontrola w Sądzie Okręgowym w Słupsku
Ministerstwo Sprawiedliwości 30 sierpnia zleciło kontrolę w Sądzie Okręgowym w Słupsku, który podlega Sądowi Apelacyjnemu w Gdańsku. Chodziło o informacje dotyczące podstaw udzielanych przez sąd penitencjarny w Słupsku przerw w orzeczonej wobec Marcina P. karze więzienia, którą odbywał w zakładzie karnym w Ustce. Według doniesień mediów w trakcie tych przerw P. założył firmę Amber Gold.
P. odbywał w Ustce karę zasądzoną przez sąd w Starogardzie Gdańskim, który skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu, ale karę odwiesił, gdy P. nie spełnił zaleceń sądu – nie naprawił wyrządzonej przez siebie szkody. Do zakładu w Ustce P. trafił 16 lutego 2009 r. Przebywał w nim do 4 czerwca, kiedy to udzielono mu pierwszej przerwy w odbywaniu kary. Kolejne trzy przerwy sprawiły, że P. przebywał poza więzieniem rok. Już do niego nie wrócił, bo sąd w Starogardzie uchylił wyrok stwierdzając, że P. szkodę naprawił.
Gowin niezadowolony z wyników kontroli
Wyniki kontroli w słupskim sądzie zostały dostarczone ministrowi sprawiedliwości. Zapoznawszy się z wynikami Gowin oświadczył, że nie jest nimi usatysfakcjonowany. Zapowiedział, że będzie domagał się od prezes gdańskiego sądu apelacyjnego dodatkowych wyjaśnień w tej sprawie.
- My uważamy, że sąd ten nie wykazał wystarczającej determinacji w materii uzyskiwania od kuratora dozorującego Marcina P. pełnych i obiektywnych danych na temat skazanego. Kurator ten przygotowując wywiady o skazanym poprzestawał na oświadczeniach samego Marcina P. i ani on, ani sąd penitencjarny w żaden sposób tych wywiadów nie weryfikował. Dlatego uważamy te wyjaśnienia za niewystarczające - powiedziała rzeczniczka resortu sprawiedliwości Patrycja Loose.
Wcześniej Gowin tłumaczył, że zgodnie z przepisami może zlecić dokonanie kontroli, którą przeprowadza prezes odpowiedniego sądu. - Jeżeli ja nie jestem usatysfakcjonowany, jeżeli minister sprawiedliwości nie jest usatysfakcjonowany wynikami tej kontroli, to może wystąpić o przekazanie do ministerstwa akt sprawy. Tak było w przypadku tych sędziów, czy tego sędziego i tych kuratorów, wobec których już toczy się postępowanie dyscyplinarne. Sądzę, że podobnie będzie w tej sprawie - mówił minister sprawiedliwości.
"To nie wyklucza innego rodzaju złamania prawa"
Sędzia Brazewicz powiedział, że z informacji, jakie posiada, wynika, iż do wtorku do gdańskiego sądu apelacyjnego nie wpłynął wniosek ministra o uzupełnienie informacji z kontroli w słupskim sądzie. Brazewicz dodał, że fakt, iż kontrola wykazała zgodność z przepisami decyzji podejmowanych przez sędziego sądu penitencjarnego, nie wyklucza, że mogło dojść do innego rodzaju złamania prawa czy przewinienia służbowego ze strony sędziego czy kuratora, z którego pomocy sędzia korzystał.
Brazewicz wyjaśnił, że wyniki kontroli dostarczonej ministrowi zostały też przedstawione prezesom sądów okręgowych w Słupsku i w Gdańsku. Zaznaczył, że jednostki te mogą wykorzystać materiał przy trwających już postępowaniach wyjaśniających i ewentualnych dyscyplinarnych. Mogą też – na wniosek swoich prezesów, szefa sądu apelacyjnego w Gdańsku lub ministra - wszcząć nowe postępowania.
Jak powiedziała wiceprezes słupskiego sądu okręgowego Elżbieta Jaroszewicz, sędzia penitencjarny udzielił P. przerw w odbywaniu kary, opierając się na posiadanych dowodach, głównie wywiadach środowiskowych przeprowadzanych przez kuratora. Przerw udzielano z uwagi na trudną sytuację osobistą i rodzinną skazanego, w tym m.in. pożar, jaki dotknął jego bliskich. - W oparciu o informacje, jakimi dysponuję, nie mam uwag do pracy tego sędziego – powiedziała Jaroszewicz.
Także Brazewicz zaznaczył, że wszystkie decyzje o przerwie w odbywaniu kary były oparte o przekazane sądowi informacje i wywiady kuratora sądowego. - Kurator pisze wywiady środowiskowe. Za każdym razem były takie informacje, że ten dom (chodziło o dom teściowej P. - red.) jest faktycznie remontowany, bo prawie doszczętnie spłonął – powiedział Brazewicz dodając, że wszystkie decyzje co do przerw w odbywaniu kary przez P. były podejmowane za zgodą prokuratury.
Sprawa Amber Gold
Gdański rzecznik dyscyplinarny dla kuratorów zawodowych prowadzi w tej chwili postępowania wyjaśniające wobec dwóch pomorskich kuratorów sądowych, którzy dozorowali sprawy prezesa Amber Gold Marcina P. Kuratorzy byli zatrudnieni w trakcie postępowania wykonawczego w jednej ze spraw skazanego Marcina P. Jak tłumaczył pod koniec sierpnia wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Rafał Terlecki (wszczynano wówczas oba postępowania), działalność kuratorów "przyczyniła się do tego, że nie nastąpiło odwieszenie kary, a jednocześnie nie zostały spełnione wszystkie obowiązki, jakie sąd na skazanego nałożył, czyli pokrzywdzonym klientom nie zostały zwrócone pieniądze".
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku od początku lipca prowadzi - przejęte z jednostki rejonowej - śledztwo ws. działalności Amber Gold. 17 sierpnia, prezes Amber Gold usłyszał sześć zarzutów, w tym prowadzenia bez zezwolenia działalności bankowej. Z kolei 29 sierpnia śledczy postawili Marcinowi P. zarzut oszustwa znacznej wartości. Śledczy przyjęli, że P. działał w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, czyniąc ze swojej działalności stałe źródło dochodu, za co grozi do 15 lat więzienia.
Amber Gold to firma inwestująca w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia Amber Gold ogłosiła decyzję o likwidacji, nie wypłacając ulokowanych środków i odsetek tysiącom klientów firmy. Według ostatnich, pochodzących z piątku danych do tego dnia do prokuratury wpłynęły 4432 zawiadomienia o przestępstwie od osób, które twierdzą, że zostały poszkodowane przez Amber Gold na kwotę prawie 233 mln zł.
ja, PAP