Kukiz wspomina Petelickiego

Kukiz wspomina Petelickiego

Gen. Sławomir Petelicki (fot. Jakub Czermiński) 
Patriota. Państwowiec. Żołnierz potrafiący walczyć o interes ojczyzny w każdych warunkach - tak o gen. Sławomirze Petelickim mówi Paweł Kukiz w rozmowie z Elżbietą Burdą. - Dla silnej Polski potrafił "ułożyć się" z każdym, bez względu na opcję, politykiem. Z tymi, którzy bagatelizowali sferę bezpieczeństwa, bezpardonowo walczył - wspomina.

Elżbieta Burda: Jak zapamięta pan gen. Sławomira Petelickiego?

Paweł Kukiz: Jako państwowca. Patriotę. Pełnego energii człowieka, dla którego Polska była podmiotem działań, a nie przedmiotem służącym dla realizacji samego siebie. Jako żołnierza, który potrafił walczyć o interes ojczyzny w każdych - czasem ogromnie trudnych – warunkach. I bojowych, i politycznych. W mundurze, garniturze i pod przykryciem.

Byliście przyjaciółmi?

Już po pierwszym naszym spotkaniu - ładnych parę lat temu - zobaczyłem w nim bratnią duszę. Łączyła nas przede wszystkim troska o bezpieczeństwo państwa, niezgoda na marginalizowanie armii, służb i policji. W tych kwestiach generał był makiawelistą - dla silnej Polski potrafił "ułożyć się" z każdym, bez względu na opcję, politykiem. Z tymi, którzy bagatelizowali sferę bezpieczeństwa, bezpardonowo walczył. Dla nas obu bardzo istotna była także waga polskiej symboliki, naszej historii, narodowego etosu.

Mówi pan o marginalizacji polskiej armii. Gen. Petelicki uważał, że powinniśmy się zbroić?

Na pewno nie możemy dopuścić do tego, by w tej dziedzinie zostać daleko w tyle za innymi państwami. Oczywiście, że należy się zbroić - tak robi cały świat. Ale należy robić to umiejętnie i w taki sposób, by z uzbrojenia armii można było korzystać w czasie pokoju. Pamiętam, jak generał wściekał się po zakupie F-16: "Dali sobie, idioci, wcisnąć amerykański złom! A gdzie śmigłowce ? Tymi myśliwcami będą ewakuować ludzi w razie powodzi?".

Razem z gen. Petelickim wypowiedzieliście panowie wojnę władzy.

Wojna rozpoczęła się po katastrofie smoleńskiej, która była efektem totalnego zlekceważenia przez władze procedur bezpieczeństwa i strasznym skutkiem niekompetencji osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Kontestowaliśmy profesjonalizm ministra Bogdana Klicha - podważyliśmy nieomylność premiera. Generał Petelicki kochał swoje dziecko – GROM. Znał doskonale naszą sytuację geopolityczną, miał informacje o krytycznym położeniu polskiej armii. Kiedyś rozmawialiśmy o Alaksandrze Łukaszence i Białorusi - stwierdził, że Białoruś byłaby w stanie opanować terytorium Polski w ciągu zaledwie 24 godzin. I w sposób szczegółowy przedstawił mi, jak. Przyznam, że byłem przerażony trafnością i realnością jego analizy.

Za niepoprawne politycznie wypowiedzi przyszło wam słono zapłacić.

Tak, zwłaszcza po tym nieszczęsnym Smoleńsku. Wtedy zresztą miałem z generałem Petelickim największy i najlepszy kontakt. Staliśmy wówczas - jak mawiał - "nie ramię w ramię, a plecami do siebie, żeby skuteczniej odpierać ataki". Dwa lata temu władza i media wyśmiewały zarzuty generała skierowane do MON i BOR-u, a dziś dokładnie te same stawia urzędnikom prokuratura i NIK.

Przedstawiano was wtedy jako osoby – delikatnie mówiąc - niespełna rozumu.

Oczywiście. W myśl starej, sprawdzonej, bolszewickiej metody - "Nie ma na delikwenta paragrafu? No to wsadzimy go do psychiatryka!". Odnoszę wrażenie, że prym w takim działaniu wiedzie "Gazeta Wyborcza", która nie ma sobie równych w przeinaczaniu wypowiedzi osób, wobec których jest - delikatnie mówiąc - niechętna. Byliśmy przedstawiani jako oszołomy, ciemnogród, hamulec postępu itd. Mnie np. gazeta ta nazwała "sprzymierzeńcem spadkobierców polskich faszystów". Innym razem – przy okazji moich występów w rock operze "Krzyżacy" - przeczytałem, że "podobno Kukiza do wzięcia udziału w spektaklu przekonał znak krzyża na krzyżackim płaszczu" itp., itd. Podobnie postępowali ze Sławkiem. Wszystko prawdopodobnie po to, by zdyskredytować tych, którzy nie idą zgodnie z "jedynie słuszną linią jedynie słusznej partii i jedynie słusznego naczelnego organu prasowego". A nam nawet nie chodziło wtedy o to, kto był na pokładzie tupolewa.

A o co?

Chodziło o to, że Państwo Polskie spadło do lasu pod Smoleńskiem. I że Rosjanom powierzamy misję dotarcia do prawdy. Tym samym, którzy nie są skłonni wyjaśnić tego, co zdarzyło się blisko miejsca katastrofy 70 lat temu. Mimo to i tak wychodziły kolejne zaniechania, kiepskie procedury, które na dodatek nie były przestrzegane. Mieliśmy czelność zakwestionować doskonałość premiera i jego ministra obrony narodowej - szczególnie Sławek nie mógł pogodzić się z faktem, że za rządów jednego ministra spadły cztery wojskowe statki powietrzne - Bryza, Mi, CASA i Tu-154M. I że ten minister zwlekał jak tylko długo mógł ze swoją dymisją, by na końcu odejść - jak sam to określił - "jako człowiek honoru". Farsa. Po jego dymisji generał zakpił: "Jaka szkoda! To był prawdziwy fachowiec! Na swoim miejscu – psychiatra na czele domu wariatów".

To musiał być dla panów trudny okres?

Jako muzyk spod znaku Jarocina, od czasów komuny walczyłem z ogólnie przyjętą ideologią i nauczyłem się żyć wśród ataków dziennikarzy-aparatczyków. Inaczej było z generałem Petelickim. On przeżywał bardzo, co piszą media o jego ukochanej armii. Wściekał się, gdy promowano – jak ich nazywał - "nieudaczników i zdrajców". A jednocześnie udawał, że spływają po nim bzdury wypisywane na jego temat.

On do ataków nie był przyzwyczajony?

Do takich - nie. On zawsze stał na piedestale, a w ciągu dwóch lat, przy ogromnej zasłudze mediów wspierających rząd, został zupełnie zdyskredytowany. Z dnia na dzień tracił wpływy, dzięki którym kiedyś mógł tak wiele zdziałać - na przykład założyć GROM.

Nie mógł liczyć na starych przyjaciół?

Zamykały się przed nim drzwi salonów, bo tam nie akceptuje się ludzi, którzy mają czelność kwestionować obowiązujące tam "prawdy". Takie osoby uznaje się za niebezpieczne, wyśmiewa i odsuwa. Wyrzucenie z salonów było też równoznaczne z utratą pracy przez Petelickiego. A utrata pracy dla każdego człowieka jest dramatem.

A media?

To była nagonka. Myślę, że generał wystrzelił sam, ale naładowali mu ten pistolet dziennikarze. Brak mi słów, żeby ocenić to, co o nim wypisywano. Zrobiono z niego niemal enkawudzistę. A gen. Petelicki zaczynał działanie w służbach od Stanów Zjednoczonych. Był więc na celowniku Amerykanów. Czy myśli pani, że nie został przez nich prześwietlony? Czy oni dopuściliby do swoich tajemnic sowieckiego agenta?! Czy pozwoliliby mu na tworzenie GROM-u? Czy ujawnialiby przed nim tajemnice NATO?

W ostatnim okresie życia rzadko pojawiał się w mediach.

Przestano go zapraszać, bo mówił to, co on chciał powiedzieć, a nie to, co chciał usłyszeć dziennikarz. Pamiętam, jak kiedyś po jednym z wywiadów, w którym zaatakował z imienia i nazwiska kilku dygnitarzy państwowych za doprowadzenie armii polskiej do ruiny, pół żartem, pół serio powiedział do mnie: "No bracie, to już chyba początek mojego końca".

Generał uważał, że armia słabnie, a sytuacja w Polsce się pogarsza. Tymczasem świat polityki i biznesu odsunął się od niego, media nie chciały go wysłuchać. To było dla niego zbyt wiele?

Generał Petelicki był agentem służb - ale był też człowiekiem. Pod zbroją wojownika biło bardzo wrażliwe serce. Być może w pewnym momencie zebrało się zbyt wiele spraw. Brukowce rozpisywały się o jego problemach zdrowotnych, finansowych, osobistych. Jak to u nas - w sposób chamski, bezpardonowy, nierzetelny... Byleby chapsnąć parę groszy za wierszówkę i spłacić ratę kredytu za mieszkanie w Warszawie. Za parę groszy gotowi są zrobić z wojownika zdrajcę, a z dziewicy dz... Nie tylko Sławka mają na sumieniu.

Będzie pan za nim tęsknił?

Będę robił wszystko, co w mojej mocy, żeby razem z nim nie umarła idea silnej i bezpiecznej Polski. Siła i Honor, panie Generale!

Ludzie WPROSTLudzie WPROST
Źródło: WPROST.pl