Zapytany o traktat pokojowy Egiptu z Izraelem, Mursi odpowiedział, że jego kraj będzie go przestrzegał, ale oczekuje w zamian od USA, że dotrzymają podjętych przez siebie zobowiązań, które przewidują m.in. poparcie dla niepodległej Palestyny.
Mursi był w USA krytykowany, że nie potępił od razu demonstracji antyamerykańskich, które wybuchły w Kairze 11 września w proteście przeciw filmowi obrażającemu Mahometa. Film został zrealizowany w USA, ale przez prywatnego producenta, którego chroni konstytucyjna wolność wypowiedzi.
Libijski przywódca Muhammad Jusuf al-Magariaf, w którego kraju w czasie podobnych protestów zginął ambasador USA Christopher Stevens i trzech innych Amerykanów, od razu potępił demonstrantów i przeprosił Stany Zjednoczone.
Mursi odrzucił krytykę twierdząc, że musiał postępować rozważnie. Potępił jednak demonstracje. "Nigdy nie popieramy tego rodzaju przemocy, ale musimy reagować na taką sytuację mądrze" - powiedział.
Według obserwatorów w Egipcie Mursi, który został wybrany na prezydenta jako polityk fundamentalistycznego Bractwa Muzułmańskiego, znajduje się pod presję jeszcze bardziej radykalnych islamistów z ruchu salafitów.
W wywiadzie dla "NYT" podkreślił, że Zachód nie może oceniać wydarzeń w Egipcie przez pryzmat swojej kultury. - Jeżeli chcecie osądzać zachowanie narodu egipskiego według standardów kultury amerykańskiej, niemieckiej, albo chińskiej, to nie ma możliwości właściwego osądu - powiedział.
Zapewnił, że za jego rządów Egipt nie będzie prowadził polityki nieprzyjaznej wobec USA i całego Zachodu, ale zaznaczył, że nie będzie ona tak zgodna z ich życzeniami, jak za Mubaraka.
W czasie wizyty w USA Mursi chciał się spotkać z prezydentem Barackiem Obamą w Białym Domu, ale spotkał się z dyplomatyczną odmową. Obama odmówił także spotkania w Waszyngtonie w tym czasie premierowi Izraela, Benjaminowi Netanjahu. Do spotkania prezydenta z przywódcami Egiptu i Izraela dojdzie prawdopodobnie w Nowym Jorku na sesji ONZ.
mp, pap