– Pogrzeb babci chcemy przeprowadzić jak najszybciej, by jak najszybciej zakończyło się ponad dwuipółletnie zesłanie babci do obcego grobu. Może zrobimy to 28 wrześni, jeśli to będzie możliwe – powiedział na antenie TVP Info Piotr Walentynowicz, wnuk zmarłej pod Smoleńskiem Anny Walentynowicz.
Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała, że z przeprowadzonych badań genetycznych wynika jednoznacznie, iż ekshumowane w zeszłym tygodniu ciała dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej "zostały ze sobą wzajemnie zamienione". Jedna z ofiar to Anna Walentynowicz, druga - według informacji medialnych, gdyż bliscy i prokuratura nie ujawnili personaliów - Teresa Walewska-Przyjałkowska.
– Będziemy chcieli jak najszybciej pochować babcię, by spoczęła u boku męża. To było jej największym marzeniem życiowym – dodał wnuk Anny Walentynowicz. Jak przyznał informacja o zamianie ciał nie była dla niego ani dla rodziny zaskoczeniem. - Miałem z tatą, całą rodziną ponad tydzień czasu na przetrawienie tej informacji. Jedynie prokuratura wymagała skomplikowanych badań, by to ustalić. Przy pierwszej sekcji zwłok byliśmy pewni, że to nie jest babcia – stwierdził Piotr Walentynowicz.
Syn Anny Walentynowicz, Janusz. powiedział na antenie TVP Info, że w Rosji rozpoznał ciało matki bez problemu. – Dzięki Bogu nie miała praktycznie żadnych widocznych obrażeń. Była w jednym kawałku, nie miała zadrapań, siniaków, twarz była w całości. Na pewno do pomyłki doszło w Moskwie – przekonywał. – Zdaję sobie sprawę, że w Moskwie wówczas panował olbrzymi bałagan, było strasznie dużo ludzi, presja rodzin, przedstawicieli państwa, władz rosyjskich, w tym wszystkim mogło dojść do zamiany – dodał.
W jego przekonaniu nie doszłoby do zamiany ciał, gdyby po przylocie trumien do Polski ponownie je otwarto i dokonano weryfikacji. - Nikt tego nie zrobił. Wątpliwości pojawiły się w momencie, gdy zaczęliśmy zapoznawać się z kartami medycznymi, które spłynęły z Moskwy 3 lipca tego roku. Nie wiem, po co tak długo tam były. Zrodziły się wątpliwości, że dokumentacja dotyczy innej osoby - zaznaczył.
ja, PAP, TVP Info
– Będziemy chcieli jak najszybciej pochować babcię, by spoczęła u boku męża. To było jej największym marzeniem życiowym – dodał wnuk Anny Walentynowicz. Jak przyznał informacja o zamianie ciał nie była dla niego ani dla rodziny zaskoczeniem. - Miałem z tatą, całą rodziną ponad tydzień czasu na przetrawienie tej informacji. Jedynie prokuratura wymagała skomplikowanych badań, by to ustalić. Przy pierwszej sekcji zwłok byliśmy pewni, że to nie jest babcia – stwierdził Piotr Walentynowicz.
Syn Anny Walentynowicz, Janusz. powiedział na antenie TVP Info, że w Rosji rozpoznał ciało matki bez problemu. – Dzięki Bogu nie miała praktycznie żadnych widocznych obrażeń. Była w jednym kawałku, nie miała zadrapań, siniaków, twarz była w całości. Na pewno do pomyłki doszło w Moskwie – przekonywał. – Zdaję sobie sprawę, że w Moskwie wówczas panował olbrzymi bałagan, było strasznie dużo ludzi, presja rodzin, przedstawicieli państwa, władz rosyjskich, w tym wszystkim mogło dojść do zamiany – dodał.
W jego przekonaniu nie doszłoby do zamiany ciał, gdyby po przylocie trumien do Polski ponownie je otwarto i dokonano weryfikacji. - Nikt tego nie zrobił. Wątpliwości pojawiły się w momencie, gdy zaczęliśmy zapoznawać się z kartami medycznymi, które spłynęły z Moskwy 3 lipca tego roku. Nie wiem, po co tak długo tam były. Zrodziły się wątpliwości, że dokumentacja dotyczy innej osoby - zaznaczył.
ja, PAP, TVP Info
Ankieta:
Czy śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej powinno być wszczęte od nowa?