Na turecko-syryjskiej granicy padły strzały i zapachniało wojną. Ona w końcu wybuchnie, bo zachodnia doktryna nicnierobienia w sprawie Syrii jest równie niebezpieczna jak interwencja zbrojna.
Turcja dla Arabów jest trochę jak Związek Radziecki dla Polaków. Turkom się wydaje, że Imperium Osmańskie przyniosło Arabom cywilizację i kulturę, karmiło ich i broniło, za co oczywiście Arabowie powinni być wdzięczni po wsze czasy. Ale nie są. Bo dla nich z kolei to była brutalna okupacja, podczas której Stambuł wysysał z całego imperium wszystko, co wartościowe, a w razie buntu – w ramach swojej „doktryny Breżniewa” – krwawo interweniował.
Dlatego też obecne arabskie elity z wielką podejrzliwością przyjęły pojawienie się w Turcji idei neoosmanizmu. W wielkim skrócie, nie nawołuje ona wprost do odbudowy imperium, ale podkreśla znaczenie dawnych więzi kulturowych, geopolityczną bliskość i wzajemne korzyści ekonomiczne, które mogą wyniknąć ze współpracy dawnych prowincji Imperium Osmańskiego. Arabom, a szczególnie najbliższym sąsiadom Turków – Syryjczykom – neoosmanizm kojarzy się jak najgorzej, choć korzystali z niego w dużym stopniu. W ostatnich latach Turcja zniosła dla Syryjczyków obowiązek wizowy, w milionach syryjskich domów pojawiły się tureckie telewizory, w których bez przerwy leciały tureckie opery mydlane. Turek pozostał jednak Turkiem i gdy w ostatnich miesiącach zaczęły się pojawiać sygnały, że Turcja może interweniować zbrojnie w ogarniętej wojną domową Syrii, Arabom zapaliło się czerwone światełko.
Dlatego też obecne arabskie elity z wielką podejrzliwością przyjęły pojawienie się w Turcji idei neoosmanizmu. W wielkim skrócie, nie nawołuje ona wprost do odbudowy imperium, ale podkreśla znaczenie dawnych więzi kulturowych, geopolityczną bliskość i wzajemne korzyści ekonomiczne, które mogą wyniknąć ze współpracy dawnych prowincji Imperium Osmańskiego. Arabom, a szczególnie najbliższym sąsiadom Turków – Syryjczykom – neoosmanizm kojarzy się jak najgorzej, choć korzystali z niego w dużym stopniu. W ostatnich latach Turcja zniosła dla Syryjczyków obowiązek wizowy, w milionach syryjskich domów pojawiły się tureckie telewizory, w których bez przerwy leciały tureckie opery mydlane. Turek pozostał jednak Turkiem i gdy w ostatnich miesiącach zaczęły się pojawiać sygnały, że Turcja może interweniować zbrojnie w ogarniętej wojną domową Syrii, Arabom zapaliło się czerwone światełko.
Więcej możesz przeczytać w 41/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.