Co trzeci wypadek na polskich drogach jest powodowany przez kierowcę prowadzącego swoje służbowe auto. Obok ludzkich dramatów to ogromne koszty dla każdego przedsiębiorcy.
Wypadek i zniszczenie samochodu zawsze oznaczają straty – to naprawa, a nierzadko utrata samochodu oraz pracownika, który może być już niezdolny do pracy. Okazuje się jednak, że właściciele flot samochodowych niechętnie inwestują w bezpieczeństwo. Powód? Oszczędności. Eksperci złudzeń nie mają: to tylko pozorne oszczędności. Mariusz pracuje na stanowisku kierowniczym w dużej firmie udzielającej pożyczek. Samochód służbowy jest w jego pracy niezbędny. Mężczyzna zawsze uważał się za dobrego kierowcę. Jednodniowe szkolenie z bezpiecznej jazdy, które odbyło się przy okazji odbierania nowego pojazdu, potraktował raczej jako możliwość zobaczenia na żywo znanego kierowcy rajdowego, który tłumaczył, jak wyjść z poślizgu. – Kilka miesięcy później wiedza zdobyta na tym spotkaniu uratowała mi życie – nie ma dziś wątpliwości i opowiada, jak jego samochód wpadł w poślizg: – Wyjechałem zza zakrętu. Okazało się, że jezdnia w tym miejscu to lodowisko. Czułem, że tracę kontrolę nad pojazdem, który nagle zaczął jechać bokiem – mówi. – Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, a ja z automatu przypomniałem sobie, że nie mogę wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i jak mam kontrować kierownicą, żeby z tego poślizgu wyjść. Zadziałało, ale miałem też dużo szczęścia, że nikt nie jechał z naprzeciwka.
Więcej możesz przeczytać w 43/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.