Po co polscy śledczy ruszyli do Smoleńska na badanie wraku w poszukiwaniu materiałów wybuchowych? Półtora roku temu prokuratorzy byli pewni, że na pokładzie Tupolewa nie doszło do wybuchu. Wykluczał to także raport komisji Millera.
Do września tego roku prokuratorzy mieli w ręku tylko jedną polską ekspertyzę mówiącą, że na miejscu tragedii nie znaleziono materiałów wybuchowych. I wcale nie była to ekspertyza szczątków samolotu. Komisja Millera i Prokuratura Wojskowa opierały się na jedne opinii biegłych z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie z dnia 18 czerwca 2010 r. Była to ekspertyza ubrań i rzeczy osobistych ofiar katastrofy, nie zaś wraku maszyny. Ten do września 2012, a więc przez 29 miesięcy od tragedii, badany laboratoryjnie przez Polaków nie był.
Niespełna dwa miesiące temu do Smoleńska wyruszył zespół 11 fachowców: prokurator wojskowy, biegli i specjaliści od materiałów wybuchowych, a także eksperci od budowy i eksploatacji Tu-154M. To o działalności tego zespołu informowała w zeszłym tygodniu „Rzeczpospolita”, twierdząc, że eksperci odnaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny na wraku i w jego wnętrzu. Tekst wywołał polityczną burzę. Jednak śledczy zaprzeczyli, że znaleziono materiał wybuchowy.
Wyjazd był o tyle interesujący, że już w kwietniu 2011 roku prokuratorzy wykluczali zamach przy użyciu materiałów wybuchowych. Prokurator generalny Andrzej Seremet mówił wtedy definitywnie: „Śledztwo całkowicie wykluczyło wersję zamachu. Prokuratorzy nie znaleźli na to żadnych dowodów ani nie widzą możliwości kontynuowania tego wątku”. W podobnym tonie wyrażał się płk. Ireneusz Szeląg, szef wojskowej prokuratury okręgowej w Warszawie. Według jego słów (także z kwietnia 2011 r.) w dotychczasowym materiale prokuratura nie znalazła przesłanek, by stwierdzić, że doszło do „czynu o charakterze terrorystycznym” - mówił. „Takie stanowisko będzie potwierdzone w dokumencie kończącym postępowanie" – podkreślał Szeląg. Zastrzegł, że jeśli pojawiłaby się w tej materii jakaś „nowa racjonalna przesłanka”, prokuratura wróci do badania tego wątku.
Dlaczego więc we wrześniu 2012 roku do Smoleńska ruszyła ekipa w poszukiwaniu śladów materiałów wybuchowych? Czy zaszła w tej materii jakaś „nowa racjonalna przesłanka”? Czy na przykład w trakcie ekshumacji ciał ofiar katastrofy nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych? Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej zaprzecza. Żadnych śladów materiałów wybuchowych podczas ekshumacji nie znaleziono.
Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej odpowiedział nam, że powodem wyjazdu nie była „jakaś nowa racjonalna przesłanka”. – Wrześniowy wyjazd prokuratora, biegłych i ekspertów do Smoleńska zorganizowany był w ramach realizacji wcześniej ustalonego planu zamierzeń procesowych dotyczących katastrofy smoleńskiej – napisał kapitan Maksjan.
Dopiero za pół roku będzie wiadomo, co fachowcy znaleźli w Smoleńsku. Próbki zostaną przeanalizowane. Jeśli okaże się, że w którejś z nich jest ślad materiału wybuchowego, nieważne jakiego pochodzenia, w Polsce rozpęta się kolejne pandemonium.
Więcej na temat ostatnich doniesień związanych ze śledztwem w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego popołudnia (14:00) będzie dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.
Niespełna dwa miesiące temu do Smoleńska wyruszył zespół 11 fachowców: prokurator wojskowy, biegli i specjaliści od materiałów wybuchowych, a także eksperci od budowy i eksploatacji Tu-154M. To o działalności tego zespołu informowała w zeszłym tygodniu „Rzeczpospolita”, twierdząc, że eksperci odnaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny na wraku i w jego wnętrzu. Tekst wywołał polityczną burzę. Jednak śledczy zaprzeczyli, że znaleziono materiał wybuchowy.
Wyjazd był o tyle interesujący, że już w kwietniu 2011 roku prokuratorzy wykluczali zamach przy użyciu materiałów wybuchowych. Prokurator generalny Andrzej Seremet mówił wtedy definitywnie: „Śledztwo całkowicie wykluczyło wersję zamachu. Prokuratorzy nie znaleźli na to żadnych dowodów ani nie widzą możliwości kontynuowania tego wątku”. W podobnym tonie wyrażał się płk. Ireneusz Szeląg, szef wojskowej prokuratury okręgowej w Warszawie. Według jego słów (także z kwietnia 2011 r.) w dotychczasowym materiale prokuratura nie znalazła przesłanek, by stwierdzić, że doszło do „czynu o charakterze terrorystycznym” - mówił. „Takie stanowisko będzie potwierdzone w dokumencie kończącym postępowanie" – podkreślał Szeląg. Zastrzegł, że jeśli pojawiłaby się w tej materii jakaś „nowa racjonalna przesłanka”, prokuratura wróci do badania tego wątku.
Dlaczego więc we wrześniu 2012 roku do Smoleńska ruszyła ekipa w poszukiwaniu śladów materiałów wybuchowych? Czy zaszła w tej materii jakaś „nowa racjonalna przesłanka”? Czy na przykład w trakcie ekshumacji ciał ofiar katastrofy nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych? Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej zaprzecza. Żadnych śladów materiałów wybuchowych podczas ekshumacji nie znaleziono.
Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej odpowiedział nam, że powodem wyjazdu nie była „jakaś nowa racjonalna przesłanka”. – Wrześniowy wyjazd prokuratora, biegłych i ekspertów do Smoleńska zorganizowany był w ramach realizacji wcześniej ustalonego planu zamierzeń procesowych dotyczących katastrofy smoleńskiej – napisał kapitan Maksjan.
Dopiero za pół roku będzie wiadomo, co fachowcy znaleźli w Smoleńsku. Próbki zostaną przeanalizowane. Jeśli okaże się, że w którejś z nich jest ślad materiału wybuchowego, nieważne jakiego pochodzenia, w Polsce rozpęta się kolejne pandemonium.
Więcej na temat ostatnich doniesień związanych ze śledztwem w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego popołudnia (14:00) będzie dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.