Już dawno śledczy wykluczyli, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Po co więc niedawno wysłali tam ekspertów mających szukać śladów materiałów wybuchowych?
Rok po katastrofie prokuratorzy byli pewni, że na pokładzie tupolewa nie doszło do wybuchu. Wykluczał to także raport komisji Millera. Po co więc śledczy ruszyli do Smoleńska na badanie wraku w poszukiwaniu materiałów wybuchowych?
Znajdujemy dwa logiczne wyjaśnienia. W trakcie śledztwa, całkiem niedawno odnaleziono coś, co jednak wskazuje, że był tam materiał wybuchowy. Na przykład w trakcie ekshumacji ofiar tragedii. Jednak rzecznik Prokuratury Generalnej zdecydowanie temu zaprzecza. Druga możliwość? Prokuratorzy mieli w ręku tylko jedną polską ekspertyzę mówiącą, że na miejscu tragedii nie znaleziono materiałów wybuchowych. I wcale nie była to ekspertyza szczątków samolotu. Po dotychczasowych pomyłkach – z identyfikacją ciał ofiar, z kategorycznymi opiniami ekspertów na temat obecności generała Andrzeja Błasika w kabinie pilotów – śledczy się bali, że jedna ekspertyza nikogo w Polsce nie przekona.
Znajdujemy dwa logiczne wyjaśnienia. W trakcie śledztwa, całkiem niedawno odnaleziono coś, co jednak wskazuje, że był tam materiał wybuchowy. Na przykład w trakcie ekshumacji ofiar tragedii. Jednak rzecznik Prokuratury Generalnej zdecydowanie temu zaprzecza. Druga możliwość? Prokuratorzy mieli w ręku tylko jedną polską ekspertyzę mówiącą, że na miejscu tragedii nie znaleziono materiałów wybuchowych. I wcale nie była to ekspertyza szczątków samolotu. Po dotychczasowych pomyłkach – z identyfikacją ciał ofiar, z kategorycznymi opiniami ekspertów na temat obecności generała Andrzeja Błasika w kabinie pilotów – śledczy się bali, że jedna ekspertyza nikogo w Polsce nie przekona.
Więcej możesz przeczytać w 45/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.