Patrzę też na próby wracania tam do wartości podstawowych, konstytucyjnych, na walkę idealistów i pragmatyków. Gdziekolwiek mówię do Amerykanów, pytam ich, czy mają demokrację. Zawsze odpowiadają, że tak. Ale już gdy zapytam, kto ma setki milionów dolarów na prowadzenie kampanii wyborczej, okazuje się, że na zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych szanse ma niewielu. Prawo do decydowania to jedno, ale realna szansa na sprawowanie władzy to drugie. Do tego zachodzą zmiany społeczne, etniczne, w życie dorosłe wchodzi pokolenie, które nie pamięta już podziału świata, nie czuje cywilizacyjnej misji Ameryki. Co uderza, to pogląd – oczywiście konserwatywny – że Barack Obama, tak powszechnie poparty przez młodych, żądających cztery lata temu zmian, po raz pierwszy naprawdę podzielił kraj. Uwypuklił podział na tych, którzy mają, i na tych, którzy nawet nie mają szans, żeby mieć. I tak na większości się opierając, wygrał. Dziś wygrał już tylko nieznaczną większością głosów obywateli, ale zgodnie z zasadami wziął lwią część głosów elektorskich i zasiądzie w Białym Domu.
Więcej możesz przeczytać w 46/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.