Od sześciu lat siedzą w rosyjskich i białoruskich więzieniach, pozostawieni sami sobie przez polski wywiad, choć to właśnie dla niego przez lata pracowali. Po tekście "Wprost" "Warszawa porzuciła szpiegów" sprawą zajmą się posłowie z dwóch sejmowych komisji: obrony i służb specjalnych. Ale nikt nie może o tym wiedzieć, bo to ściśle tajne.
To historia o której nikt nie chce mówić otwarcie. Mało tego, posłowie nie chcą o niej mówić również pod nazwiskiem. Wszystko musi być anonimowe. - Uważam, że tego typu sprawom szkodzi rozgłos - słyszę z ust prawie każdego posła do którego zwracam się z pytaniem czy sprawa pięciu agentów, którzy przez lata szpiegowali dla Polski i w rezultacie trafili do więzień w Rosji i na Białorusi, nie jest kompromitacją naszego wywiadu. – Sprawa jest skandaliczna. I nikt nie chce się teraz do niej przyznać – stwierdza jeden z posłów, który prosi aby nie wymieniać jego nazwiska.
Ta poufność może dziwić, bo sprawa od co najmniej sześciu lat jest znana najważniejszym osobom w państwie. Wiedzieli o niej prezydenci: Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski, wiedzą wszyscy ostatni premierzy.
Czym zajmowali się agenci? Polskę interesowała przede wszystkim obrona przeciwlotnicza Białorusi i Rosji, rozmieszczenie rakiet S-300 i sposób działania wojska odpowiadającego za obsługę tego sprzętu. – Dzięki siatce wiedzieliśmy, kiedy Rosjanie przekazali S-300 Białorusinom. A to znaczyło, że pod Moskwą ustawili już nowsze pociski S-400 – mówił „Wprost” wysokiej rangi oficer w wojskowym wywiadzie.
Szpiedzy wpadli w 2007 r. 13 lipca zostali oficjalnie oskarżeni i skazani za szpiegostwo na rzecz Polski. Zdekonspirowała ich Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji. Jeden z zatrzymanych – były żołnierz Władimir Ruskin – nawet się przyznał się w propagandowej telewizji białoruskiej. W wywiadzie opowiadał jak szpiegował na rzecz Polski, jak przekazywał tajne materiały związane z obroną przeciwlotniczą ZBiR-u.
To, że Polska od sześciu lat nie przyznała się do agentów jest standardem w działaniu służb wywiadowczych. Ale to, że po drodze nie wymieniła ich na ludzi podejrzewanych o szpiegostwo na rzecz Rosji może już dziwić.
– Żal mi tych ludzi. W tej historii niektóre rzeczy robią wrażenie skandalicznych – przyznał w rozmowie z Wprost.pl Stefan Niesiołowski, szef sejmowej komisji obrony. – Może pani napisać, że obiecuję podjąć interwencje u ministra, bo sam siedziałem w więzieniu, na szczęście nie białoruskim choć mogę sobie wyobrazić co to znaczy. Tylko proszę nie pisać u jakiego ministra będę interweniował, bo przecież to delikatna sprawa – kończy Niesiołowski.
O szpiegach, których porzuciła Warszawa w najnowszym tygodniku „Wprost” napisali Michał Majewski, Paweł Reszka i Andrzej Stankiewicz.
Ta poufność może dziwić, bo sprawa od co najmniej sześciu lat jest znana najważniejszym osobom w państwie. Wiedzieli o niej prezydenci: Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski, wiedzą wszyscy ostatni premierzy.
Czym zajmowali się agenci? Polskę interesowała przede wszystkim obrona przeciwlotnicza Białorusi i Rosji, rozmieszczenie rakiet S-300 i sposób działania wojska odpowiadającego za obsługę tego sprzętu. – Dzięki siatce wiedzieliśmy, kiedy Rosjanie przekazali S-300 Białorusinom. A to znaczyło, że pod Moskwą ustawili już nowsze pociski S-400 – mówił „Wprost” wysokiej rangi oficer w wojskowym wywiadzie.
Szpiedzy wpadli w 2007 r. 13 lipca zostali oficjalnie oskarżeni i skazani za szpiegostwo na rzecz Polski. Zdekonspirowała ich Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji. Jeden z zatrzymanych – były żołnierz Władimir Ruskin – nawet się przyznał się w propagandowej telewizji białoruskiej. W wywiadzie opowiadał jak szpiegował na rzecz Polski, jak przekazywał tajne materiały związane z obroną przeciwlotniczą ZBiR-u.
To, że Polska od sześciu lat nie przyznała się do agentów jest standardem w działaniu służb wywiadowczych. Ale to, że po drodze nie wymieniła ich na ludzi podejrzewanych o szpiegostwo na rzecz Rosji może już dziwić.
– Żal mi tych ludzi. W tej historii niektóre rzeczy robią wrażenie skandalicznych – przyznał w rozmowie z Wprost.pl Stefan Niesiołowski, szef sejmowej komisji obrony. – Może pani napisać, że obiecuję podjąć interwencje u ministra, bo sam siedziałem w więzieniu, na szczęście nie białoruskim choć mogę sobie wyobrazić co to znaczy. Tylko proszę nie pisać u jakiego ministra będę interweniował, bo przecież to delikatna sprawa – kończy Niesiołowski.
O szpiegach, których porzuciła Warszawa w najnowszym tygodniku „Wprost” napisali Michał Majewski, Paweł Reszka i Andrzej Stankiewicz.