Dzień przed wylotem prezydenckiego Tu-154M do Smoleńska w 2010 roku, na pokład samolotu wniesiono niemal tonę różnych urządzeń - donosi "Gazeta Polska Codziennie". Z oficjalnego pisma wynika, że była to tzw. "apteczka techniczna ukompletowana zgodnie z wykazem".
W skład tej apteczki miały wejść głównie urządzenia nawigacyjne i "wyposażenie lotniskowo-hangarowe" - wynika z listy, do której dotarła "GPC". Wszystko miało ważyć prawie tonę.
- Nie ma żadnej możliwości, żeby materiał wybuchowy, np. trotyl, był wniesiony na pokład samolotu - podkreśla rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz zapewniając, że prezydencki samolot został dokładnie sprawdzony pod względem pirotechnicznym.
Ta kontrola miała zająć oficerom Biura Ochrony Rządu ok. 1,5 godziny. - To zdecydowanie za krótko. Pozwala jedynie na, jak to określamy, organoleptyczne sprawdzenie - twierdzi anonimowy były funkcjonariusz BOR wypowiadający się dla "GPC".
mp, "Gazeta Polska Codziennie"
- Nie ma żadnej możliwości, żeby materiał wybuchowy, np. trotyl, był wniesiony na pokład samolotu - podkreśla rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz zapewniając, że prezydencki samolot został dokładnie sprawdzony pod względem pirotechnicznym.
Ta kontrola miała zająć oficerom Biura Ochrony Rządu ok. 1,5 godziny. - To zdecydowanie za krótko. Pozwala jedynie na, jak to określamy, organoleptyczne sprawdzenie - twierdzi anonimowy były funkcjonariusz BOR wypowiadający się dla "GPC".
mp, "Gazeta Polska Codziennie"