Jeśli przyjąć westernowy schemat: George Bush jest dobrym szeryfem, który pragnie wykluczyć z gry złego gangstera Saddama Husajna, to z pewnością szeryfowi brak w tej chwili jednego: dymiącego rewolweru, który byłby ewidentnym dowodem zbrodni popełnionej przez gangstera.
Inspektorzy rozbrojeniowi ONZ uganiają się pracowicie po Iraku, ale na razie nic nie wskazuje, że znaleźli to, o co naprawdę chodziło. Wciąż nie ma dowodów, iż reżim Husajna dysponuje bronią masowego rażenia: biologiczną, chemiczną bądź nuklearną. Sekretarz Generalny ONZ Kofi Annan uznał nawet, że władze w Bagdadzie dobrze współpracują z inspektorami i żadna akcja wojskowa przeciwko Irakowi nie powinna być nawet brana pod uwagę - do czasu aż inspektorzy zakończą pracę i przedstawią jej wyniki Radzie Bezpieczeństwa ONZ (27. stycznia).
Sytuacja ta na pewno nie ułatwia zadania prezydenta USA Georga Busha, który twierdzi, że dzień rozliczenia się z Husajnem jest coraz bliżej i wysyła w rejon Iraku kolejne oddziały. Dopóty, dopóki nie ma ewidentnych dowodów na to, że Husajn bawi się w kotka i myszkę z opinią międzynarodową, trudno będzie ją przekonać, że uderzenie na Bagdad jest konieczne. Tym bardziej, że zewsząd - w tym z Watykanu czy z krajów arabskich obawiających się skutków wojny - płyną apele o pokojowe rozwiązanie konfliktu. Husajn- przynajmniej chwilowo- zdaje się triumfować.
Juliusz Urbanowicz