Gaz w USA tanieje, Rosjanie obniżają ceny, eksporterzy szukają nowych rynków zbytu. Błyskawicznie zmienia się energetyczna mapa świata. Czy amerykańskie tankowce pojawią się na Bałtyku?
Amerykanie mają tyle gazu, że mogą go wysyłać, gdzie chcą. W sukurs przychodzi im technologia skraplania gazu LNG, nie ma więc przeszkód, by szlaki transportowe surowca z Teksasu i Luizjany nie zahaczyły o Europę.
Amerykanie najpierw dowiercili się do gazu w skałach łupkowych, potem zaczęli go wydobywać i w końcu sprzedawać. Na razie trafia on na rynek wewnętrzny, ale za trzy, cztery lata, jeżeli politycy zaaprobują ten pomysł, a koncerny dostaną zgody swoich regulatorów – Federalnej Komisji Regulacji Energetyki (FERC) i Departamentu Energii – gaz z łupków skroplą, załadują na tankowce i wyprawią w świat. Amerykanie inwestują w terminale LNG (Liquefied Natural Gas), które jeszcze kilka lat temu budowali po to, by importować gaz. Teraz wydają dziesiątki miliardów dolarów, by je przerobić na instalacje służące do eksportu.
W 2015 r. powinien popłynąć LNG z terminala Sabine Pass znad Zatoki Meksykańskiej, w 2017 z portu w zatoce Corpus Christi u wybrzeży Teksasu, w podobnym czasie z Cameron LNG w Luizjanie, plany przebudowy ma gigant w Lake Charles. Budowę terminali eksportowych LNG planuje również Kanada, z której gaz prawdopodobnie trafi do Azji. Amerykanie są największymi beneficjentami rewolucji łupkowej. Wydobycie gazu w USA jest teraz tak duże, że w zeszłym roku stali się jego największym producentem na świecie. Mają go tyle, że wystarczy na zaspokojenie ich potrzeb na sto lat. Ceny surowca w USA radykalnie spadły, są nawet niższe niż w Rosji.
Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne będzie również na Facebooku.
Amerykanie najpierw dowiercili się do gazu w skałach łupkowych, potem zaczęli go wydobywać i w końcu sprzedawać. Na razie trafia on na rynek wewnętrzny, ale za trzy, cztery lata, jeżeli politycy zaaprobują ten pomysł, a koncerny dostaną zgody swoich regulatorów – Federalnej Komisji Regulacji Energetyki (FERC) i Departamentu Energii – gaz z łupków skroplą, załadują na tankowce i wyprawią w świat. Amerykanie inwestują w terminale LNG (Liquefied Natural Gas), które jeszcze kilka lat temu budowali po to, by importować gaz. Teraz wydają dziesiątki miliardów dolarów, by je przerobić na instalacje służące do eksportu.
W 2015 r. powinien popłynąć LNG z terminala Sabine Pass znad Zatoki Meksykańskiej, w 2017 z portu w zatoce Corpus Christi u wybrzeży Teksasu, w podobnym czasie z Cameron LNG w Luizjanie, plany przebudowy ma gigant w Lake Charles. Budowę terminali eksportowych LNG planuje również Kanada, z której gaz prawdopodobnie trafi do Azji. Amerykanie są największymi beneficjentami rewolucji łupkowej. Wydobycie gazu w USA jest teraz tak duże, że w zeszłym roku stali się jego największym producentem na świecie. Mają go tyle, że wystarczy na zaspokojenie ich potrzeb na sto lat. Ceny surowca w USA radykalnie spadły, są nawet niższe niż w Rosji.
Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne będzie również na Facebooku.