Może zakaz reklamy alkoholu nie ma sensu, ale jeśli istnieje, trzeba go szanować. Reklama piwa bezalkoholowego jest reklamą piwa alkoholowego - tak uważa każdy, kto ma pięć klepek
"This is not America" ("To nie jest Ameryka") - śpiewa w piosence nawet nie wiem kto. Oj, nie jest. Nie, nie idzie mi o banalną prawdę, że Polska jest biedniejsza. Raczej o pytanie, czy kiedyś, tak jak Ameryka, może się Polska stać krajem normalnym, to znaczy takim, w którym panują rządy prawa. Być może, ale nie odnoszę wrażenia, że idziemy we właściwym kierunku. Przeciwnie, zapisane w naszej konstytucji rządy prawa są dzień w dzień ośmieszane, także przez indolencję i złamany kręgosłup naszego wymiaru sprawiedliwości.
Poseł Antoni Szymański z AWS chce, by prokuratura zbadała sprawę reklamy łódki Bols, która - według niego - jest reklamą wódki. Ma poseł rację, gdy mówi, że to, iż ktoś inteligentnie kamufluje w reklamie właściwą treść przekazu, nie znaczy, że nie jest to przestępstwo. No to już konsekwentnie, panie pośle. A puszczane do nas oko w reklamach piwa bezalkoholowego to co? Co, nie wiemy, czego to reklama? Ale zaśmiewamy się od ucha do ucha, nie zauważając, że puszcza się do nas oko, mówiąc jednocześnie: "kichaj na prawo, zawsze można je ominąć". Może zakaz reklamy alkoholu nie ma sensu, ale jeśli istnieje, trzeba go szanować. Reklama piwa bezalkoholowego jest reklamą piwa alkoholowego, bo tak uważa każdy, kto ma pięć klepek. W istocie łamie ona więc prawo.
Łódka Bols to "najwyższy stopień wtajemniczenia, niezapomniana przygoda". W Ameryce łamanie prawa kończy się dla łamiącego niezapomnianą przygodą za kratkami, bo wymiar sprawiedliwości, inaczej niż u nas, reprezentuje najwyższy stopień wtajemniczenia. Kilka dni temu sąd w Michigan wydał wysoki wyrok na Jacka Kevorkiana (pseudonim doktor Śmierć). Dokonał on niedawno kolejnego aktu eutanazji, tym razem nagrywając przebieg "zabiegu" na kasecie wideo, którą odtworzyła później jedna z sieci telewizyjnych. "Pan Kevorkian, demonstracyjnie łamiąc prawo, poprosił wymiar sprawiedliwości, by go powstrzymał. I dokładnie to nastąpi" - ogłosił sąd, skazując na więzienie samozwańczego dobroczyńcę potrzebujących. Kevorkian, z przylepionym do ust głupkowatym uśmiechem, mógł puszczać oko do publiki, ale sąd nie podzielał jego poczucia humoru. Orzekł, że prawo zostało złamane i go skazał. Po prostu.
Tego samego dnia sąd w Słupsku odrzucił wniosek prokuratury o odwieszenie kary więzienia liderowi Samoobrony Andrzejowi Lepperowi. Według polskiego sądu, Lepper, organizując blokady, nie naruszył rażąco prawa. Pytam sąd, co musiałoby się stać, by naruszenie było rażące. Na razie tylko kolegium w Słubicach uznało, że Lepper złamał prawo, organizując blokadę. Ale i ono nie wymierzyło kary. Słusznie. W końcu jakim problemem jest złamanie prawa. To przecież czyn o znikomej szkodliwości społecznej. Lepper, wychodząc z sądu, uśmiechał się podobnie jak Kevorkian. Szedł jednak w zupełnie inną stronę.
Z gospodarczego i - przepraszam - ludzkiego punktu widzenia rolnicze protesty wydawały mi się uzasadnione. Lecz nijak to się ma do ich oceny przez wymiar sprawiedliwości. A co robią polskie sądy? Przyjmują, tak jak rząd, że prawo złamano, ale go nie złamano. To mamy trójpodział władzy czy go nie mamy? Oczywiście, że mamy. Na papierze. Nie tak jest w Ameryce. Ostatnio sędzina ze stanu Arkansas uznała Billa Clintona za winnego obrazy sądu za "świadome złożenie fałszywych zeznań" w sprawie związków łączących go z Moniką Lewinsky. Guzik obchodziło sędzinę, że - zdaniem Senatu - prezydent za to, co zrobił, nie powinien być usunięty z urzędu. Sąd nie uprawia polityki i doszedł do wniosku, że "kara musi być wymierzona, by powstrzymać wszystkich, którzy naśladując prezydenta, mogą złamać prawo". Oto rządy prawa.
W Polsce zamiast rządów prawa mamy rządy rządu. Wiele wskazuje, że za rządów Hanny Suchockiej metodycznie łamano prawo, inwigilując prawicę. Ale wymiar sprawiedliwości już przymierza się do umorzenia śledztwa. Umorzenia? Z nie lubianych polityków próbowano uczynić homoseksualistów i defraudantów, fałszowano dokumenty i przebijano opony, włamywano się do lokali partyjnych i przecinano przewody hamulcowe. Przy tym wszystkim legendarna afera Watergate to małe piwo. No, ale Watergate to przykład zwyrodnienia amerykańskiej demokracji. U nas wszystko jest jak trzeba. Gdyby jeszcze chcieli przeciąć opony komuś innemu. Ale Kaczyński, Olszewski i Glapiński to przecież oszołomy. Pewnie znowu histeryzują.
Powinniśmy się zdecydować. Albo szanujemy prawo i respektujemy jego rządy, albo puszczamy do publiki perskie oko, że prawo prawem, ale bez przesady. Można oczywiście robić śmichy-chichy, widząc puszczane do nas "bezalkoholowe" oko, odcinkowy spektakl ośmieszania prawa przez Leppera czy stopniową zmianą wymiaru sprawiedliwości w wymiar nieporadności. Można, lecz proszę potem nie narzekać, że prawo nie broni ofiar, tylko katów, że jest bezradne w zderzeniu z masową korupcją i że nie stoi na straży interesów milionów przyzwoitych ludzi. Nie będzie prawo ich bronić tak długo, jak długo będziemy się śmiać z puszczonego do nas oka, nie zdając sobie sprawy, że na naszych oczach nokautuje się fundament demokratycznego i praworządnego państwa.
Poseł Antoni Szymański z AWS chce, by prokuratura zbadała sprawę reklamy łódki Bols, która - według niego - jest reklamą wódki. Ma poseł rację, gdy mówi, że to, iż ktoś inteligentnie kamufluje w reklamie właściwą treść przekazu, nie znaczy, że nie jest to przestępstwo. No to już konsekwentnie, panie pośle. A puszczane do nas oko w reklamach piwa bezalkoholowego to co? Co, nie wiemy, czego to reklama? Ale zaśmiewamy się od ucha do ucha, nie zauważając, że puszcza się do nas oko, mówiąc jednocześnie: "kichaj na prawo, zawsze można je ominąć". Może zakaz reklamy alkoholu nie ma sensu, ale jeśli istnieje, trzeba go szanować. Reklama piwa bezalkoholowego jest reklamą piwa alkoholowego, bo tak uważa każdy, kto ma pięć klepek. W istocie łamie ona więc prawo.
Łódka Bols to "najwyższy stopień wtajemniczenia, niezapomniana przygoda". W Ameryce łamanie prawa kończy się dla łamiącego niezapomnianą przygodą za kratkami, bo wymiar sprawiedliwości, inaczej niż u nas, reprezentuje najwyższy stopień wtajemniczenia. Kilka dni temu sąd w Michigan wydał wysoki wyrok na Jacka Kevorkiana (pseudonim doktor Śmierć). Dokonał on niedawno kolejnego aktu eutanazji, tym razem nagrywając przebieg "zabiegu" na kasecie wideo, którą odtworzyła później jedna z sieci telewizyjnych. "Pan Kevorkian, demonstracyjnie łamiąc prawo, poprosił wymiar sprawiedliwości, by go powstrzymał. I dokładnie to nastąpi" - ogłosił sąd, skazując na więzienie samozwańczego dobroczyńcę potrzebujących. Kevorkian, z przylepionym do ust głupkowatym uśmiechem, mógł puszczać oko do publiki, ale sąd nie podzielał jego poczucia humoru. Orzekł, że prawo zostało złamane i go skazał. Po prostu.
Tego samego dnia sąd w Słupsku odrzucił wniosek prokuratury o odwieszenie kary więzienia liderowi Samoobrony Andrzejowi Lepperowi. Według polskiego sądu, Lepper, organizując blokady, nie naruszył rażąco prawa. Pytam sąd, co musiałoby się stać, by naruszenie było rażące. Na razie tylko kolegium w Słubicach uznało, że Lepper złamał prawo, organizując blokadę. Ale i ono nie wymierzyło kary. Słusznie. W końcu jakim problemem jest złamanie prawa. To przecież czyn o znikomej szkodliwości społecznej. Lepper, wychodząc z sądu, uśmiechał się podobnie jak Kevorkian. Szedł jednak w zupełnie inną stronę.
Z gospodarczego i - przepraszam - ludzkiego punktu widzenia rolnicze protesty wydawały mi się uzasadnione. Lecz nijak to się ma do ich oceny przez wymiar sprawiedliwości. A co robią polskie sądy? Przyjmują, tak jak rząd, że prawo złamano, ale go nie złamano. To mamy trójpodział władzy czy go nie mamy? Oczywiście, że mamy. Na papierze. Nie tak jest w Ameryce. Ostatnio sędzina ze stanu Arkansas uznała Billa Clintona za winnego obrazy sądu za "świadome złożenie fałszywych zeznań" w sprawie związków łączących go z Moniką Lewinsky. Guzik obchodziło sędzinę, że - zdaniem Senatu - prezydent za to, co zrobił, nie powinien być usunięty z urzędu. Sąd nie uprawia polityki i doszedł do wniosku, że "kara musi być wymierzona, by powstrzymać wszystkich, którzy naśladując prezydenta, mogą złamać prawo". Oto rządy prawa.
W Polsce zamiast rządów prawa mamy rządy rządu. Wiele wskazuje, że za rządów Hanny Suchockiej metodycznie łamano prawo, inwigilując prawicę. Ale wymiar sprawiedliwości już przymierza się do umorzenia śledztwa. Umorzenia? Z nie lubianych polityków próbowano uczynić homoseksualistów i defraudantów, fałszowano dokumenty i przebijano opony, włamywano się do lokali partyjnych i przecinano przewody hamulcowe. Przy tym wszystkim legendarna afera Watergate to małe piwo. No, ale Watergate to przykład zwyrodnienia amerykańskiej demokracji. U nas wszystko jest jak trzeba. Gdyby jeszcze chcieli przeciąć opony komuś innemu. Ale Kaczyński, Olszewski i Glapiński to przecież oszołomy. Pewnie znowu histeryzują.
Powinniśmy się zdecydować. Albo szanujemy prawo i respektujemy jego rządy, albo puszczamy do publiki perskie oko, że prawo prawem, ale bez przesady. Można oczywiście robić śmichy-chichy, widząc puszczane do nas "bezalkoholowe" oko, odcinkowy spektakl ośmieszania prawa przez Leppera czy stopniową zmianą wymiaru sprawiedliwości w wymiar nieporadności. Można, lecz proszę potem nie narzekać, że prawo nie broni ofiar, tylko katów, że jest bezradne w zderzeniu z masową korupcją i że nie stoi na straży interesów milionów przyzwoitych ludzi. Nie będzie prawo ich bronić tak długo, jak długo będziemy się śmiać z puszczonego do nas oka, nie zdając sobie sprawy, że na naszych oczach nokautuje się fundament demokratycznego i praworządnego państwa.
Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.