Mijający rok pędzi tak szybko, że zlewają mi się w jedną smugę wagony miesięcy. I sam już nie wiem, stoję na peronie czy jadę. Był to rok śmierci Szymborskiej, ale też triumfu jej poezji. Ilu artystom udaje się zostawić potomnym swoją sztukę: większość zabiera ją z sobą.
Wśród dziwnych znaków, które pojawiły się w tym roku na ziemi i niebie, są takie, które mówią, że z wolna, ale nieuchronnie kończą się tradycyjne media i dawne dziennikarstwo. Stąd owe dziwne medialne skurcze, nieoczekiwane zamiany miejsc i skąpstwo typowe dla umierających. Nasza zimna wojna domowa dramatyzuje ten proces. „Kurczą się, kurczą się nasze wyspy”, zdążył przed laty powiedzieć Miłosz. Jakie będą te nowe?
To był rok ukończenia budowy stadionów. Nawet jeśli za wiele kosztowały, stoją teraz dumnie w naszych miastach jak żagle i zapowiedź wielkiej modernizacji. Trzeba je tylko jeszcze nastawić na wiatr historii. Kolej nadal nam poważnie kuleje na jedną nogę. Piszę te słowa, kołysząc się w ciemnym przedziale, w gęstej jak smoła woni PKP, ale to dzięki niej przenoszę się we wspomnieniach w krainę młodości. W toaletach nie ma wody. A ta noga druga to już nowe pociągi o lśniących nosach i dworcowe rewolucje. W Katowicach straszył kiedyś zaniedbany brutalizm, a teraz Europa! Zabytkowy dworzec we Wrocławiu stał się po remoncie dziełem sztuki. Te kontrasty są czasami oszałamiające i czynią z Polski niezwykłą mozaikę. Jaka szkoda, że europejski dramat braku pracy dla młodych staje się też polskim dramatem. My już tradycyjnie będziemy wiele narzekać, lecz zaprawieni w kryzysach poradzimy sobie lepiej niż wiele innych społeczeństw.
W 90. rocznicę mordu prezydenta Narutowicza zamiast na uroczysty wiec przez roztopy ruszyłem z małym synkiem w las. Wtedy chyba śnieg też topniał, dlatego w śnieżki, którymi ciskano w nowego prezydenta, chowano kamienie. Jeden nabił mu wielkiego guza na czole, kiedy po zaprzysiężeniu jechał dorożką przez miasto. Teraz przed Zachętą nie było tłumu, gospodarzyli tam Miller i Palikot nagle z sobą pogodzeni. Politycy zarżnęli nam już niemal wszystkie rocznice.
Ja zaś na początku lat 70. ściskałem dłoń, która połączyła mnie z tamtą tragedią. Słynna poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, sanitariuszka w czasie I wojny, rozmawiała w sąsiedniej sali, gdy usłyszała strzały i głos księżnej Woronieckiej, która dowodziła jej oddziałem. Wolała ją jak kiedyś na froncie. Wkrótce pierwszy prezydent wolnej Polski skona z głową w dłoniach poetki. Dzisiaj łatwiej porwać słonia z zoo, niż strzelić do prezydenta. Świetna jest książka młodego Patryka Pleskota „Niewiadomski – zabić prezydenta”. Ofiarą, jak wiadomo, miał być Piłsudski. Nie przyjął jednak nominacji na prezydenta i nie poszedł na wystawę... Piłsudski wycofa się po tym mordzie do Sulejówka i nie oszaleje z nienawiści do prawicy. Więc kiedy prezes 13 grudnia pod pomnikiem marszałka głosił hasła endeckie, czy nie było to zwycięstwo Niewiadomskiego? I złowroga kpina z marszałka? W dniu rozstrzelania, 31 stycznia 1923 r., Niewiadomski pisał w przedśmiertnym posłaniu: „To jest dopiero Polska Piłsudskiego – Judeo- Polska. Naród Polski jeszcze do głosu nie doszedł. Polskę prawdziwą trzeba dopiero zdobyć i zbudować”.
Zamieńmy dzisiaj dwa słowa i będzie niemal tak samo: „To jest dopiero Polska liberalna, Tuska. Polskę prawdziwą trzeba dopiero zdobyć i zbudować”. Obrońca Niewiadomskiego mówił w sądzie: „Zalewa nas wprost fala wrogiej o b c z y z n y”... Jakie piękne słowo stworzył: „o b c z y z n a”, pokrewne ojczyźnie. Dzisiaj obóz narodowy też woła, że Polskę trzeba spolszczyć, gdyż się odpolszcza.
Gabriel Narutowicz, człowiek niezwykły, wybitny uczony, ale też zapalony myśliwy, zostawia tego dnia w domu pistolet, woli być zabity, niż kogoś zabić. Nie spał w nocy, dzwonił co chwila telefon, a w nim złowrogie milczenie lub ktoś żydłaczył. Gdy o tym opowiadał Piłsudskiemu, ten rzekł: „Ależ panie, ja byłem w Polsce naczelnikiem państwa i naczelnym wodzem, więc wszy wyłaziły zewsząd. Zwykłe rzeczy. To narodowa robota!”. A mój synek niedawno złapał wszy w szkole. Jak widać, dzisiaj wszy nie wyszły z mody.
Wśród dziwnych znaków, które pojawiły się w tym roku na ziemi i niebie, są takie, które mówią, że z wolna, ale nieuchronnie kończą się tradycyjne media i dawne dziennikarstwo. Stąd owe dziwne medialne skurcze, nieoczekiwane zamiany miejsc i skąpstwo typowe dla umierających. Nasza zimna wojna domowa dramatyzuje ten proces. „Kurczą się, kurczą się nasze wyspy”, zdążył przed laty powiedzieć Miłosz. Jakie będą te nowe?
To był rok ukończenia budowy stadionów. Nawet jeśli za wiele kosztowały, stoją teraz dumnie w naszych miastach jak żagle i zapowiedź wielkiej modernizacji. Trzeba je tylko jeszcze nastawić na wiatr historii. Kolej nadal nam poważnie kuleje na jedną nogę. Piszę te słowa, kołysząc się w ciemnym przedziale, w gęstej jak smoła woni PKP, ale to dzięki niej przenoszę się we wspomnieniach w krainę młodości. W toaletach nie ma wody. A ta noga druga to już nowe pociągi o lśniących nosach i dworcowe rewolucje. W Katowicach straszył kiedyś zaniedbany brutalizm, a teraz Europa! Zabytkowy dworzec we Wrocławiu stał się po remoncie dziełem sztuki. Te kontrasty są czasami oszałamiające i czynią z Polski niezwykłą mozaikę. Jaka szkoda, że europejski dramat braku pracy dla młodych staje się też polskim dramatem. My już tradycyjnie będziemy wiele narzekać, lecz zaprawieni w kryzysach poradzimy sobie lepiej niż wiele innych społeczeństw.
W 90. rocznicę mordu prezydenta Narutowicza zamiast na uroczysty wiec przez roztopy ruszyłem z małym synkiem w las. Wtedy chyba śnieg też topniał, dlatego w śnieżki, którymi ciskano w nowego prezydenta, chowano kamienie. Jeden nabił mu wielkiego guza na czole, kiedy po zaprzysiężeniu jechał dorożką przez miasto. Teraz przed Zachętą nie było tłumu, gospodarzyli tam Miller i Palikot nagle z sobą pogodzeni. Politycy zarżnęli nam już niemal wszystkie rocznice.
Ja zaś na początku lat 70. ściskałem dłoń, która połączyła mnie z tamtą tragedią. Słynna poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, sanitariuszka w czasie I wojny, rozmawiała w sąsiedniej sali, gdy usłyszała strzały i głos księżnej Woronieckiej, która dowodziła jej oddziałem. Wolała ją jak kiedyś na froncie. Wkrótce pierwszy prezydent wolnej Polski skona z głową w dłoniach poetki. Dzisiaj łatwiej porwać słonia z zoo, niż strzelić do prezydenta. Świetna jest książka młodego Patryka Pleskota „Niewiadomski – zabić prezydenta”. Ofiarą, jak wiadomo, miał być Piłsudski. Nie przyjął jednak nominacji na prezydenta i nie poszedł na wystawę... Piłsudski wycofa się po tym mordzie do Sulejówka i nie oszaleje z nienawiści do prawicy. Więc kiedy prezes 13 grudnia pod pomnikiem marszałka głosił hasła endeckie, czy nie było to zwycięstwo Niewiadomskiego? I złowroga kpina z marszałka? W dniu rozstrzelania, 31 stycznia 1923 r., Niewiadomski pisał w przedśmiertnym posłaniu: „To jest dopiero Polska Piłsudskiego – Judeo- Polska. Naród Polski jeszcze do głosu nie doszedł. Polskę prawdziwą trzeba dopiero zdobyć i zbudować”.
Zamieńmy dzisiaj dwa słowa i będzie niemal tak samo: „To jest dopiero Polska liberalna, Tuska. Polskę prawdziwą trzeba dopiero zdobyć i zbudować”. Obrońca Niewiadomskiego mówił w sądzie: „Zalewa nas wprost fala wrogiej o b c z y z n y”... Jakie piękne słowo stworzył: „o b c z y z n a”, pokrewne ojczyźnie. Dzisiaj obóz narodowy też woła, że Polskę trzeba spolszczyć, gdyż się odpolszcza.
Gabriel Narutowicz, człowiek niezwykły, wybitny uczony, ale też zapalony myśliwy, zostawia tego dnia w domu pistolet, woli być zabity, niż kogoś zabić. Nie spał w nocy, dzwonił co chwila telefon, a w nim złowrogie milczenie lub ktoś żydłaczył. Gdy o tym opowiadał Piłsudskiemu, ten rzekł: „Ależ panie, ja byłem w Polsce naczelnikiem państwa i naczelnym wodzem, więc wszy wyłaziły zewsząd. Zwykłe rzeczy. To narodowa robota!”. A mój synek niedawno złapał wszy w szkole. Jak widać, dzisiaj wszy nie wyszły z mody.
Więcej możesz przeczytać w 1/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.