"A gdyby Chrystus przyszedł dzisiaj na Ziemię? Gdyby nagle znalazł się w Polsce? Co by się wtedy stało? Jak przyjęto by Go – politycznie?" - pyta na blogu europoseł PJN Marek Migalski.
W ocenie polityka Platforma Obywatelska postanowiłaby zorganizować z nim debatę. "Jej organizacją zająłby się ks. Boniecki – musiałby tylko poszukać jeszcze Szatana, a potem – sprawiedliwie, jako członek kościoła otwartego – oddać obu stronom prawo do obrony swoich racji. Jarosław Gowin żądałby natychmiastowego przyjęcia Jezusa do PO i wystawienia na listach do PE - snuł Migalski.
W ocenie europosła Andrzej Halicki i Grzegorz Schetyna uznaliby to za krok w złym kierunku. "Ostatecznie Donald Tusk zdecydowałby, że jednak przyjście Chrystusa na Ziemię przeszkadza w kursie Platformy na lewo i odrzuciłby pomysł przyjęcia go do partii" - zaznaczył.
"Kaczyński wezwałby Jezusa do powrotu do partii"
"PiS natomiast przyjęłoby paruzję Jezusa jako oczywistą akcję rozbijania prawicy i tworzenia czegoś nowego po prawej stronie. Jarosław Kaczyński wydałby oświadczenie, że wszyscy przecież wiedzą, że Chrystus został wybrany na Boga przez nieporozumienie i że ten tytuł należy się samemu prezesowi" - podkreślił Migalski. "Suski podarłby publicznie biblię, a Hofman naśmiewałby się, że Jezus ma tylko 12 ludzi i małe poparcie w sondażach. Brudziński zaatakowałby go za to, że podobno przychodzi ze Wschodu i że nie wyjaśnił dostatecznie swojego pochodzenia oraz tego, co robił przez ostatnie dwa tysiące lat. Macierewicz zażądałby poddania jego ubioru badaniom na obecność trotylu" - dodał.
Migalski stwierdził, że następnie PiS zorganizowałoby wspólny marsz z TV Trwam, podczas którego domagałoby się jedności na prawicy. "Prezes wezwałby Jezusa do powrotu do partii i zapomnienia o dawnych sporach (na przykład tego, że Bóg od 2005 roku nie sprzyjał PiS-owi). Kaczyński zgodziłby się nawet wybaczyć Chrystusowi sześć kolejnych wygranych PO, ale pod warunkiem natychmiastowego powrotu do partii i publicznego przyznania, że skusił go do tego Zły oraz Ziobro" - napisał.
"Palikot ogłosiłby się nowym wcieleniem Boga"
"Leszek Miller skwitowałby przyjście Jezusa cynicznym żarcikiem o podłoży seksualnym oraz zapewnieniem, że SLD pozostaje na pozycjach nieuznawania jego istnienia. Ruch Palikota – w zależności od tego na jakim etapie rozwoju intelektualnego byłby jego lider – albo zaprosił Jezusa , wraz z Dodą, do wspólnego palenia zioła, albo do jak najszybszego opuszczenia kraju, który w swojej konstytucji nie przewiduje goszczenia Boga" - przekonywał Migalski. "Palikot zażądałby usunięcia Chrystusa z granic Rzeczpospolitej oraz uznania, że nigdy go tu nie było. Sprzeczność obu działań (bo jeśli Go nie było, to nie można go wszak było usuwać) wytłumaczyłby swoim wyborcom tak, jak to robił dotychczas – czyli bez specjalnego wysiłku. Na koniec sam ogłosiłby się nowym wcieleniem Boga – Wodnikiem" - dodał.
Zdaniem Migalskiego Janusz Piechociński przyjąłby Chrystusa w sposób jak najbardziej zwyczajny i praktykowany już przez niego przy innych okazjach. "Padłby na kolana i podziękował" - stwierdził.
"A PJN? Kowal napisałby o tym książkę, a ja bym ją krytycznie zrecenzował" - podsumował Migalski.
ja
W ocenie europosła Andrzej Halicki i Grzegorz Schetyna uznaliby to za krok w złym kierunku. "Ostatecznie Donald Tusk zdecydowałby, że jednak przyjście Chrystusa na Ziemię przeszkadza w kursie Platformy na lewo i odrzuciłby pomysł przyjęcia go do partii" - zaznaczył.
"Kaczyński wezwałby Jezusa do powrotu do partii"
"PiS natomiast przyjęłoby paruzję Jezusa jako oczywistą akcję rozbijania prawicy i tworzenia czegoś nowego po prawej stronie. Jarosław Kaczyński wydałby oświadczenie, że wszyscy przecież wiedzą, że Chrystus został wybrany na Boga przez nieporozumienie i że ten tytuł należy się samemu prezesowi" - podkreślił Migalski. "Suski podarłby publicznie biblię, a Hofman naśmiewałby się, że Jezus ma tylko 12 ludzi i małe poparcie w sondażach. Brudziński zaatakowałby go za to, że podobno przychodzi ze Wschodu i że nie wyjaśnił dostatecznie swojego pochodzenia oraz tego, co robił przez ostatnie dwa tysiące lat. Macierewicz zażądałby poddania jego ubioru badaniom na obecność trotylu" - dodał.
Migalski stwierdził, że następnie PiS zorganizowałoby wspólny marsz z TV Trwam, podczas którego domagałoby się jedności na prawicy. "Prezes wezwałby Jezusa do powrotu do partii i zapomnienia o dawnych sporach (na przykład tego, że Bóg od 2005 roku nie sprzyjał PiS-owi). Kaczyński zgodziłby się nawet wybaczyć Chrystusowi sześć kolejnych wygranych PO, ale pod warunkiem natychmiastowego powrotu do partii i publicznego przyznania, że skusił go do tego Zły oraz Ziobro" - napisał.
"Palikot ogłosiłby się nowym wcieleniem Boga"
"Leszek Miller skwitowałby przyjście Jezusa cynicznym żarcikiem o podłoży seksualnym oraz zapewnieniem, że SLD pozostaje na pozycjach nieuznawania jego istnienia. Ruch Palikota – w zależności od tego na jakim etapie rozwoju intelektualnego byłby jego lider – albo zaprosił Jezusa , wraz z Dodą, do wspólnego palenia zioła, albo do jak najszybszego opuszczenia kraju, który w swojej konstytucji nie przewiduje goszczenia Boga" - przekonywał Migalski. "Palikot zażądałby usunięcia Chrystusa z granic Rzeczpospolitej oraz uznania, że nigdy go tu nie było. Sprzeczność obu działań (bo jeśli Go nie było, to nie można go wszak było usuwać) wytłumaczyłby swoim wyborcom tak, jak to robił dotychczas – czyli bez specjalnego wysiłku. Na koniec sam ogłosiłby się nowym wcieleniem Boga – Wodnikiem" - dodał.
Zdaniem Migalskiego Janusz Piechociński przyjąłby Chrystusa w sposób jak najbardziej zwyczajny i praktykowany już przez niego przy innych okazjach. "Padłby na kolana i podziękował" - stwierdził.
"A PJN? Kowal napisałby o tym książkę, a ja bym ją krytycznie zrecenzował" - podsumował Migalski.
ja