- Nasze badania opierały się na pomiarach trzech urządzeń - rejestratora parametrów lotu, rejestratora głosów w kabinie i urządzenia, które ostrzegało przed zbliżaniem się do ziemi. Dzięki nim mogliśmy dokładnie opisać trajektorię roku. Ślady - nie tylko na brzozie, ale i innych drzewach - odpowiadały naszym wyliczeniom - mówił na antenie TVP Info były członek rządowej komisji Jerzego Millera badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, który podkreślił po raz kolejny, że bezpośrednią przyczyną katastrofy Tu-154 w Smoleńsku było uderzenie skrzydłem o brzozę.
Lasek zapowiada, że w 2013 roku powstanie komisja, która będzie analizowała alternatywne hipotezy dotyczące katastrofy smoleńskiej (m.in. hipotezę o dwóch wybuchach na pokładzie Tu-154M, którą forsuje sejmowy zespół Antoniego Macierewicza). - Czekamy na opinię prawników, którzy mają zatwierdzić tryb działania komisji oraz zezwolić na dostęp do dokumentów. Mam nadzieję, że zaczniemy działać w połowie stycznia - precyzuje.
Ekspert odrzuca zdecydowanie wersję, w której Tu-154M miał się rozpaść w wyniku wybuchów do jakich miało dojść na pokładzie. - Każdą hipotezę można zaprezentować opinii publicznej, nawet jeśli nie ma się odpowiedniej ilości danych - zauważa. - Z punktu widzenia komisji, która badała wypadek w Smoleńsku, zderzenie z brzozą było ewidentne - dodaje i podkreśla, że świadczą o tym m.in. szczątki samolotu wbite w brzozę i leżące pod drzewami. - Wszystkie ślady zostały zebrane na miejscu przez naszych kolegów - to nie byli Rosjanie - podkreśla.
A co ze śladami trotylu i nitrogliceryny, których obecność na wraku Tu-154M miały wykazać urządzenia używane przez polskich śledczych badających wrak w Rosji? - To prymitywne środki wybuchowe - przekonuje Lasek. I dodaje, że "żaden rejestrator nie wskazywał, że powstała fala ciśnieniowa, fala dźwiękowa, osmalenia czy nadtopienia". - Również żadna z ekspertyz chemicznych ani oględziny samolotu nie wskazują, że doszło do eksplozji - podkreśla.
TVP Info, arb
Ekspert odrzuca zdecydowanie wersję, w której Tu-154M miał się rozpaść w wyniku wybuchów do jakich miało dojść na pokładzie. - Każdą hipotezę można zaprezentować opinii publicznej, nawet jeśli nie ma się odpowiedniej ilości danych - zauważa. - Z punktu widzenia komisji, która badała wypadek w Smoleńsku, zderzenie z brzozą było ewidentne - dodaje i podkreśla, że świadczą o tym m.in. szczątki samolotu wbite w brzozę i leżące pod drzewami. - Wszystkie ślady zostały zebrane na miejscu przez naszych kolegów - to nie byli Rosjanie - podkreśla.
A co ze śladami trotylu i nitrogliceryny, których obecność na wraku Tu-154M miały wykazać urządzenia używane przez polskich śledczych badających wrak w Rosji? - To prymitywne środki wybuchowe - przekonuje Lasek. I dodaje, że "żaden rejestrator nie wskazywał, że powstała fala ciśnieniowa, fala dźwiękowa, osmalenia czy nadtopienia". - Również żadna z ekspertyz chemicznych ani oględziny samolotu nie wskazują, że doszło do eksplozji - podkreśla.
TVP Info, arb