Szpitale w Częstochowie, w powiecie częstochowskim, powiatowe w Lublińcu oraz Oleśnie (woj. opolskie) odmawiały przyjęcia, ponieważ - jak tłumaczyły - nie dysponowały wolnymi respiratorami. Gdy wreszcie znaleziono wolne miejsce w szpitalu w Sosnowcu (80 km), pacjent zmarł w karetce przed częstochowskim szpitalem im. Rydygiera.
Dyrektor Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, Mirosław Reterski jest zdania, że wina w żadnym wypadku nie leży po stronie pogotowia. Jak twierdzi, dyspozytorka stacji przez kilkadziesiąt minut usiłowała znaleźć miejsce dla chorego.
Według ustawy o zakładach opieki zdrowotnej - na którą powołuje się Reterski - "żadne okoliczności nie mogą stanowić podstawy do odmowy udzielenia świadczenia zdrowotnego, jeżeli osoba zgłaszająca się do szpitala potrzebuje natychmiastowego udzielenia świadczeń zdrowotnych ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia" (art. 7).
Jednak jak twierdzi, możliwości przyjmowania przez szpitale pacjentów w ciężkim stanie ostatnio bardzo się skurczyły. Jako przykład podał dzień 8 stycznia, kiedy po godzinie 15 nie było już ani jednego miejsca na oddziałach wewnętrznych, a dwa dni wcześniej, zanim znaleziono pacjentowi miejsce w szpitalu, spędził on w karetce dwie godziny.
Zdaniem Reterskiego, być może potrzebna jest funkcja dyżurnego lekarza-koordynatora (miejskiego i wojewódzkiego), którego zadaniem byłoby ustalanie, do jakiej placówki powinien trafić chory. "Nasz dyspozytor nie powinien tracić czasu na poszukiwanie miejsca dla chorego" - uważa.
Wyjaśniające postępowanie w tej sprawie zapowiedzieli prezydent Częstochowy, wojewoda śląski oraz prokuratura.
em, pap