W Polsce wręcza się co roku co najmniej 900 mln zł łapówek - jest to suma ponaddwunastokrotnie większa niż tegoroczna rezerwa budżetowa
Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w ciągu roku każde gospodarstwo domowe (a jest ich 12,5 mln) wydaje 72 zł na "opłaty nieformalne". Tymczasem - według danych Komendy Głównej Policji - w 1997 r. wszczęto zaledwie 468 postępowań przygotowawczych w sprawach o "sprzedajność urzędniczą i przekupstwo".
Ogólna kwota korzyści majątkowych z tego tytułu została wyceniona przez policję na zaledwie 1,7 mln zł. Z kolei w opublikowanym ostatnio raporcie MSWiA wymieniono sumę 2 mln zł. - To zdecydowanie za mało, zważywszy, że polskie prawodawstwo pozwala na wykrycie zaledwie co setnego przestępstwa korupcyjnego - mówi prof. Emil Pływaczewski, kierownik Zakładu Kryminologii i Przestępczości Zorganizowanej Uniwersytetu Białostockiego. Zachodni eksperci szacują, że w strukturach międzynarodowej gospodarki krąży rocznie 40 mld dolarów pochodzących z różnych świadczeń korupcyjnych. To tyle, ile wynosi roczny budżet Polski. Na korupcję, czyli prowizje wypłacane przy okazji dużych kontraktów i przetargów, godzi się większość rządów (jeśli rzecz dzieje się za granicą), akceptują ją międzynarodowe korporacje i wiele samorządów.
Korupcja występowała powszechnie przez cały okres PRL, a jej skala wzrosła szczególnie w okresie stanu wojennego. Żywiołowy rozwój przekupstwa urzędników i funkcjonariuszy państwowych nastąpił natomiast pod koniec lat 80., gdy prorynkowe reformy podjął rząd Mieczysława Rakowskiego. Część elit politycznych uznała, że przyzwolenie na niezgodną z prawem pierwotną akumulację kapitału jest dla uwalniającej się od centralnego sterowania gospodarki korzystniejsze niż rygoryzm prawny, hamujący rozwój. W 1989 r. w ramach reformy MSW rozwiązano nawet V zarząd specjalizujący się w przestępstwach gospodarczych. Dopiero po siedmiu latach odtworzono podobną jednostkę w KG Policji. To właśnie z tego okresu pochodzą informacje o niebotycznych zarobkach celników i policjantów. Po otwarciu granic przemycano wszystko, co mogło przynieść zysk. Celnicy w Głuchołazach - według ustaleń prokuratury - wzięli 200 tys. zł za wpuszczenie do Polski transportu 300 tys. litrów spirytusu "Royal". Gdy "Gazeta Wyborcza" zaczęła ujawniać afery korupcyjne w policji, wyszło na jaw, że funkcjonariusze w ramach operacji "Camorra" ochraniali transporty z fałszowaną whisky. Zgromadzone wtedy fortuny umożliwiły powstanie klasy "nietykalnych", mających "w kieszeni" część policjantów, prokuratorów i urzędników administracji skarbowej. Gwałtowny rozwój wolnego rynku istotnie wpłynął na rozszerzanie się skali korupcji w Polsce. Nie mniej ważną przyczyną łapownictwa był nadmiernie rozbudowany system rozdawnictwa posad i koncesjonowanie różnych gałęzi aktywności gospodarczej. Rozwinął się on w szczególny sposób w okresie rządów SLD-PSL. Fiaskiem zakończyła się wtedy akcja "Czyste ręce", zainicjowana przez premiera Włodzimierza Cimoszewicza. Miała ona objąć co najmniej 50 tys. funkcjonariuszy administracji państwowej i polityków łamiących ustawę z 1992 r. o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Pod naciskiem beneficjantów istniejącego układu politycznego premier Cimoszewicz po cichu wycofał się z szumnie reklamowanej akcji. W lipcu 1995 r. posłom Unii Wolności nie udało się z kolei przeprowadzić zmian prawnych prowadzących do ograniczenia immunitetu poselskiego. Projekt został zablokowany głosami posłów SLD, ochraniających partyjnych kolegów zasiadających w zarządach spółek i przedsiębiorstw z udziałem skarbu państwa.
Zapoczątkowane w 1988 r. procesy uwłaszczenia nomenklatury partyjnej, kontynuowane podczas rządów koalicji SLD-PSL, amerykański ekonomista Douglas C. North nazwał "kapitalizmem pirackim". Funkcję stymulatora rozwoju spełniają w nim agencje rządowe. Na przykład - według raportu Europejskiego Instytutu Zarządzania (EIM) - nasze rolnictwo zostało zmonopolizowane przez system koncesji oraz zezwoleń na handel produktami spożywczymi i płodami rolnymi. Najsilniejszą pozycję na tym rynku mają przedsiębiorstwa działające jeszcze w PRL. W raporcie napisano, że "mechanizmy konkurencji giełdowej, kredyty rolnicze czy rynki hurtowe zostały opanowane przez struktury quasi-rządowe, takie jak Agencja Rynku Rolnego". Wskutek nie trafionych inwestycji ujemne saldo wszystkich agencji wyniosło na początku obecnej kadencji Sejmu 32,7 mld zł. W 1993 r. ujawniono, że wyłączenie przez urzędnika Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej jakiegoś produktu z listy towarów objętych embargiem importowym - co zatwierdzał rząd - kosztowało 100 tys. USD. Za przyznanie koncesji na produkcję wyrobów tytoniowych trzeba było zapłacić 300 tys. USD. Chociaż obecny rząd stara się ograniczyć skalę koncesjonowania gospodarki, nadal administracja państwowa wydaje ok. 250 rodzajów różnych zezwoleń. Przygotowana przez ministra finansów nowa ustawa o działalności gospodarczej zakładała początkowo pozostawienie koncesji tylko w czterech dziedzinach. Ale podczas prac sejmowych komisji lawinowo zaczęły wpływać wnioski posłów o rozszerzenie koncesjonowania.
Choroba globalna
Pierwsze ustawy antykorupcyjne przyjęto w Wielkiej Brytanii w 1792 r., a w 1883 r. wydano Corrupt and Illegal Practices Prevention Act, który stał się przykładem dla innych krajów. Niestety, przygotowywana wielkim nakładem prac konwencja antykorupcyjna ONZ została odrzucona. W 1977 r. International Chamber of Commerce ogłosił kodeks postępowania, który miał ograniczyć rozmiary wymuszeń i łapówek. Także ten akt nie znalazł uznania międzynarodowych kół gospodarczych. W 1994 r. OECD wydała "zalecenia przeciwko korupcji w międzynarodowych stosunkach gospodarczych". Konwencję, będącą potwierdzeniem przyjętych w "zaleceniach" zasad, kraje należące do OECD podpisały na szczycie w Davos w listopadzie 1997 r. We wrześniu 1997 r. sekretarz generalny ONZ mówił o wzrastającej pladze korupcji na specjalnej międzynarodowej konferencji antykorupcyjnej. Z kolei w sierpniu tego samego roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował raport "The Role of the IMF in Governance Issues". Stanowi on próbę skodyfikowania antykorupcyjnych reguł obowiązujących przy udzielaniu i wykorzystywaniu pomocy MFW. W Polsce ustawę antykorupcyjną przyjęto 5 maja 1997 r. Zakłada ona ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej przez pracowników administracji rządowej i samorządowej. We wrześniu tego samego roku w KG Policji powołano dwunastoosobowy zespół do walki z korupcją. Eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego podkreślają, że korupcja najbardziej szkodzi inwestorom, gdyż przez nią warunki inwestowania stają się nieprzewidywalne.
Próbą ograniczenia patologicznych związków biznesu i polityki był przyjęty niedawno w Polsce kodeks etyki poselskiej. W dużej części jest on wzorowany na wprowadzonym w USA Foreign Corrupt Practices Act. Amerykański kodeks zakazuje dawania łapówek urzędnikom i partiom politycznym. Określa także zasady księgowania otrzymywanych korzyści. Tymczasem w Polsce nie wystarczy apelować do posłów, aby zmienić istniejący stan rzeczy. Ciągle przecież utrzymują się niejasne zasady finansowania partii i wyborów. Na łamach "Rzeczpospolitej" anonimowy parlamentarzysta wyznał, że "w Polsce polityka, który może być przydatny dla zachodnich koncernów, można kupić już za cenę samochodu średniej klasy". A co można załatwić za znacznie większe pieniądze?
- Wraz z otwarciem Polski na gospodarkę światową pojawiły się wielkie pieniądze, a co za tym idzie, zwiększyła się skala korupcji. Jeśli kultura prawna społeczeństwa jest niska, mamy bardzo wymierne tego efekty - mówi Joanna Babiuch-Luxmoore, przedstawicielka polskiego oddziału Transparency International (TI), największej na świecie organizacji pozarządowej zajmującej się walką z korupcją. W rankingu TI Polska spadła w ubiegłym roku o kilka miejsc. Za najmniej podatnych na korupcję od lat uznawani są urzędnicy w państwach skandynawskich. - Nasze badania wykazały, że są dwie tego przyczyny. Po pierwsze, drobiazgowa, a jednocześnie przejrzysta regulacja wszelkich dziedzin życia publicznego przez normy prawne. Po drugie, aktywność obywateli, mechanizmy konsultacji oraz stałe monitorowanie działań urzędników państwowych i samorządowych - mówi Joanna Babiuch-Luxmoore.
- W Polsce z korupcją mamy do czynienia już przy ustanawianiu takich regulacji prawnych, dzięki którym można "brać" pieniądze za legalne działania. Sprzyja temu choćby pazerność urzędników samorządowych, którzy ustanawiają sobie wysokie pensje i różnego rodzaju apanaże. To tworzy klimat sprzyjający korupcji. Sprzedajność polskich urzędników wiąże się też z brakiem elementarnego szacunku dla pieniędzy podatników - zauważa Andrzej Wielowieyski, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Potwierdziła to kontrola zamówień publicznych w największych miastach przeprowadzona przez NIK w 1997 r. Nieprawidłowości znaleziono w każdym z nich.
Gary S. Becker, laureat Nagrody Nobla, uważa, że jedynym skutecznym sposobem zmniejszenia korupcji jest radykalne ograniczenie roli państwa w gospodarce. Priorytet trzeba przyznać likwidowaniu tysięcy niepotrzebnych przepisów administracyjnych, zaleceń i koncesji. Tymczasem w Polsce budżet państwa redystrybuuje prawie połowę PKB, a państwo jest pracodawcą dla ok. 40 proc. osób czynnych zawodowo. W ten sposób powstaje system klientyzmu, w którym korupcja towarzyszy relacjom między politykami a wyborcami.
Powszechna jest także u nas społeczna akceptacja dla mechanizmów "smarowania" jako sposobu załatwiania formalności i prowadzenia interesów. Coraz trudniej znaleźć dziedzinę życia i gospodarki, która nie byłaby dotknięta chorobą korupcji. Rzeszowskie "Nowiny" ujawniły, że zagraniczni studenci Akademii Medycznej w Białymstoku płacili ok. 1000 zł za otrzymanie pozytywnej oceny na egzaminie z farmakologii. Zaliczenie semestru kosztowało 2,5 tys. dolarów. W Gdańsku prokuratura zarzuciła Franciszkowi J., byłemu prezydentowi miasta, że żądał 80 tys. zł łapówki w zamian za sprzedanie hali targowej grupie kupców. Z kolei Wojciech D., dyrektor biura parlamentarnego Porozumienia Centrum w Sejmie I kadencji, został oskarżony o "przyjęcie korzyści majątkowej" w wysokości 150 tys. zł w zamian za załatwienie zezwolenia na import paliw. Ciągle nie znamy wielu okoliczności wielkich "przekrętów", na przykład komputeryzacji dawnego URM przez firmę zarządzaną przez kolegów ówczesnego premiera czy handlu długami służby zdrowia.
- Należy pamiętać, że wiele ustaw zostało tak skonstruowanych, aby umożliwiać wyprowadzanie pieniędzy publicznych do sektora prywatnego. Na przykład umocowane przy ministerstwach fundacje i agencje mają prawo tworzenia spółek mieszanych z sektorem prywatnym. Do nich są potem transferowane publiczne pieniądze. Działania korupcyjne zaczynają się tu już na poziomie stanowienia prawa. Za Monteskiuszem można powiedzieć, że jest to psucie samego lekarstwa i najgorsza forma korupcji - uważa prof. Antoni Z. Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN, ekspert Centrum im. A. Smitha.
- Należy jednak przede wszystkim pamiętać, że korupcja dotyczy nie tylko wręczania pieniędzy, ale również różnych form świadczeń i usług. Związana jest też z nadużywaniem władzy. Jeśli teraz, po opublikowaniu raportu MSWiA o korupcji, politycy uważają, że w Polsce takie zagrożenie nie istnieje, to tym gorzej dla nich - konkluduje Joanna Babiuch-Luxmoore. Oznacza to, że albo nie nadają się oni do pełnienia swoich funkcji w państwie, albo stali się trwałym składnikiem patologicznego układu.
Ogólna kwota korzyści majątkowych z tego tytułu została wyceniona przez policję na zaledwie 1,7 mln zł. Z kolei w opublikowanym ostatnio raporcie MSWiA wymieniono sumę 2 mln zł. - To zdecydowanie za mało, zważywszy, że polskie prawodawstwo pozwala na wykrycie zaledwie co setnego przestępstwa korupcyjnego - mówi prof. Emil Pływaczewski, kierownik Zakładu Kryminologii i Przestępczości Zorganizowanej Uniwersytetu Białostockiego. Zachodni eksperci szacują, że w strukturach międzynarodowej gospodarki krąży rocznie 40 mld dolarów pochodzących z różnych świadczeń korupcyjnych. To tyle, ile wynosi roczny budżet Polski. Na korupcję, czyli prowizje wypłacane przy okazji dużych kontraktów i przetargów, godzi się większość rządów (jeśli rzecz dzieje się za granicą), akceptują ją międzynarodowe korporacje i wiele samorządów.
Korupcja występowała powszechnie przez cały okres PRL, a jej skala wzrosła szczególnie w okresie stanu wojennego. Żywiołowy rozwój przekupstwa urzędników i funkcjonariuszy państwowych nastąpił natomiast pod koniec lat 80., gdy prorynkowe reformy podjął rząd Mieczysława Rakowskiego. Część elit politycznych uznała, że przyzwolenie na niezgodną z prawem pierwotną akumulację kapitału jest dla uwalniającej się od centralnego sterowania gospodarki korzystniejsze niż rygoryzm prawny, hamujący rozwój. W 1989 r. w ramach reformy MSW rozwiązano nawet V zarząd specjalizujący się w przestępstwach gospodarczych. Dopiero po siedmiu latach odtworzono podobną jednostkę w KG Policji. To właśnie z tego okresu pochodzą informacje o niebotycznych zarobkach celników i policjantów. Po otwarciu granic przemycano wszystko, co mogło przynieść zysk. Celnicy w Głuchołazach - według ustaleń prokuratury - wzięli 200 tys. zł za wpuszczenie do Polski transportu 300 tys. litrów spirytusu "Royal". Gdy "Gazeta Wyborcza" zaczęła ujawniać afery korupcyjne w policji, wyszło na jaw, że funkcjonariusze w ramach operacji "Camorra" ochraniali transporty z fałszowaną whisky. Zgromadzone wtedy fortuny umożliwiły powstanie klasy "nietykalnych", mających "w kieszeni" część policjantów, prokuratorów i urzędników administracji skarbowej. Gwałtowny rozwój wolnego rynku istotnie wpłynął na rozszerzanie się skali korupcji w Polsce. Nie mniej ważną przyczyną łapownictwa był nadmiernie rozbudowany system rozdawnictwa posad i koncesjonowanie różnych gałęzi aktywności gospodarczej. Rozwinął się on w szczególny sposób w okresie rządów SLD-PSL. Fiaskiem zakończyła się wtedy akcja "Czyste ręce", zainicjowana przez premiera Włodzimierza Cimoszewicza. Miała ona objąć co najmniej 50 tys. funkcjonariuszy administracji państwowej i polityków łamiących ustawę z 1992 r. o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Pod naciskiem beneficjantów istniejącego układu politycznego premier Cimoszewicz po cichu wycofał się z szumnie reklamowanej akcji. W lipcu 1995 r. posłom Unii Wolności nie udało się z kolei przeprowadzić zmian prawnych prowadzących do ograniczenia immunitetu poselskiego. Projekt został zablokowany głosami posłów SLD, ochraniających partyjnych kolegów zasiadających w zarządach spółek i przedsiębiorstw z udziałem skarbu państwa.
Zapoczątkowane w 1988 r. procesy uwłaszczenia nomenklatury partyjnej, kontynuowane podczas rządów koalicji SLD-PSL, amerykański ekonomista Douglas C. North nazwał "kapitalizmem pirackim". Funkcję stymulatora rozwoju spełniają w nim agencje rządowe. Na przykład - według raportu Europejskiego Instytutu Zarządzania (EIM) - nasze rolnictwo zostało zmonopolizowane przez system koncesji oraz zezwoleń na handel produktami spożywczymi i płodami rolnymi. Najsilniejszą pozycję na tym rynku mają przedsiębiorstwa działające jeszcze w PRL. W raporcie napisano, że "mechanizmy konkurencji giełdowej, kredyty rolnicze czy rynki hurtowe zostały opanowane przez struktury quasi-rządowe, takie jak Agencja Rynku Rolnego". Wskutek nie trafionych inwestycji ujemne saldo wszystkich agencji wyniosło na początku obecnej kadencji Sejmu 32,7 mld zł. W 1993 r. ujawniono, że wyłączenie przez urzędnika Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej jakiegoś produktu z listy towarów objętych embargiem importowym - co zatwierdzał rząd - kosztowało 100 tys. USD. Za przyznanie koncesji na produkcję wyrobów tytoniowych trzeba było zapłacić 300 tys. USD. Chociaż obecny rząd stara się ograniczyć skalę koncesjonowania gospodarki, nadal administracja państwowa wydaje ok. 250 rodzajów różnych zezwoleń. Przygotowana przez ministra finansów nowa ustawa o działalności gospodarczej zakładała początkowo pozostawienie koncesji tylko w czterech dziedzinach. Ale podczas prac sejmowych komisji lawinowo zaczęły wpływać wnioski posłów o rozszerzenie koncesjonowania.
Choroba globalna
Pierwsze ustawy antykorupcyjne przyjęto w Wielkiej Brytanii w 1792 r., a w 1883 r. wydano Corrupt and Illegal Practices Prevention Act, który stał się przykładem dla innych krajów. Niestety, przygotowywana wielkim nakładem prac konwencja antykorupcyjna ONZ została odrzucona. W 1977 r. International Chamber of Commerce ogłosił kodeks postępowania, który miał ograniczyć rozmiary wymuszeń i łapówek. Także ten akt nie znalazł uznania międzynarodowych kół gospodarczych. W 1994 r. OECD wydała "zalecenia przeciwko korupcji w międzynarodowych stosunkach gospodarczych". Konwencję, będącą potwierdzeniem przyjętych w "zaleceniach" zasad, kraje należące do OECD podpisały na szczycie w Davos w listopadzie 1997 r. We wrześniu 1997 r. sekretarz generalny ONZ mówił o wzrastającej pladze korupcji na specjalnej międzynarodowej konferencji antykorupcyjnej. Z kolei w sierpniu tego samego roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy opublikował raport "The Role of the IMF in Governance Issues". Stanowi on próbę skodyfikowania antykorupcyjnych reguł obowiązujących przy udzielaniu i wykorzystywaniu pomocy MFW. W Polsce ustawę antykorupcyjną przyjęto 5 maja 1997 r. Zakłada ona ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej przez pracowników administracji rządowej i samorządowej. We wrześniu tego samego roku w KG Policji powołano dwunastoosobowy zespół do walki z korupcją. Eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego podkreślają, że korupcja najbardziej szkodzi inwestorom, gdyż przez nią warunki inwestowania stają się nieprzewidywalne.
Próbą ograniczenia patologicznych związków biznesu i polityki był przyjęty niedawno w Polsce kodeks etyki poselskiej. W dużej części jest on wzorowany na wprowadzonym w USA Foreign Corrupt Practices Act. Amerykański kodeks zakazuje dawania łapówek urzędnikom i partiom politycznym. Określa także zasady księgowania otrzymywanych korzyści. Tymczasem w Polsce nie wystarczy apelować do posłów, aby zmienić istniejący stan rzeczy. Ciągle przecież utrzymują się niejasne zasady finansowania partii i wyborów. Na łamach "Rzeczpospolitej" anonimowy parlamentarzysta wyznał, że "w Polsce polityka, który może być przydatny dla zachodnich koncernów, można kupić już za cenę samochodu średniej klasy". A co można załatwić za znacznie większe pieniądze?
- Wraz z otwarciem Polski na gospodarkę światową pojawiły się wielkie pieniądze, a co za tym idzie, zwiększyła się skala korupcji. Jeśli kultura prawna społeczeństwa jest niska, mamy bardzo wymierne tego efekty - mówi Joanna Babiuch-Luxmoore, przedstawicielka polskiego oddziału Transparency International (TI), największej na świecie organizacji pozarządowej zajmującej się walką z korupcją. W rankingu TI Polska spadła w ubiegłym roku o kilka miejsc. Za najmniej podatnych na korupcję od lat uznawani są urzędnicy w państwach skandynawskich. - Nasze badania wykazały, że są dwie tego przyczyny. Po pierwsze, drobiazgowa, a jednocześnie przejrzysta regulacja wszelkich dziedzin życia publicznego przez normy prawne. Po drugie, aktywność obywateli, mechanizmy konsultacji oraz stałe monitorowanie działań urzędników państwowych i samorządowych - mówi Joanna Babiuch-Luxmoore.
- W Polsce z korupcją mamy do czynienia już przy ustanawianiu takich regulacji prawnych, dzięki którym można "brać" pieniądze za legalne działania. Sprzyja temu choćby pazerność urzędników samorządowych, którzy ustanawiają sobie wysokie pensje i różnego rodzaju apanaże. To tworzy klimat sprzyjający korupcji. Sprzedajność polskich urzędników wiąże się też z brakiem elementarnego szacunku dla pieniędzy podatników - zauważa Andrzej Wielowieyski, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Potwierdziła to kontrola zamówień publicznych w największych miastach przeprowadzona przez NIK w 1997 r. Nieprawidłowości znaleziono w każdym z nich.
Gary S. Becker, laureat Nagrody Nobla, uważa, że jedynym skutecznym sposobem zmniejszenia korupcji jest radykalne ograniczenie roli państwa w gospodarce. Priorytet trzeba przyznać likwidowaniu tysięcy niepotrzebnych przepisów administracyjnych, zaleceń i koncesji. Tymczasem w Polsce budżet państwa redystrybuuje prawie połowę PKB, a państwo jest pracodawcą dla ok. 40 proc. osób czynnych zawodowo. W ten sposób powstaje system klientyzmu, w którym korupcja towarzyszy relacjom między politykami a wyborcami.
Powszechna jest także u nas społeczna akceptacja dla mechanizmów "smarowania" jako sposobu załatwiania formalności i prowadzenia interesów. Coraz trudniej znaleźć dziedzinę życia i gospodarki, która nie byłaby dotknięta chorobą korupcji. Rzeszowskie "Nowiny" ujawniły, że zagraniczni studenci Akademii Medycznej w Białymstoku płacili ok. 1000 zł za otrzymanie pozytywnej oceny na egzaminie z farmakologii. Zaliczenie semestru kosztowało 2,5 tys. dolarów. W Gdańsku prokuratura zarzuciła Franciszkowi J., byłemu prezydentowi miasta, że żądał 80 tys. zł łapówki w zamian za sprzedanie hali targowej grupie kupców. Z kolei Wojciech D., dyrektor biura parlamentarnego Porozumienia Centrum w Sejmie I kadencji, został oskarżony o "przyjęcie korzyści majątkowej" w wysokości 150 tys. zł w zamian za załatwienie zezwolenia na import paliw. Ciągle nie znamy wielu okoliczności wielkich "przekrętów", na przykład komputeryzacji dawnego URM przez firmę zarządzaną przez kolegów ówczesnego premiera czy handlu długami służby zdrowia.
- Należy pamiętać, że wiele ustaw zostało tak skonstruowanych, aby umożliwiać wyprowadzanie pieniędzy publicznych do sektora prywatnego. Na przykład umocowane przy ministerstwach fundacje i agencje mają prawo tworzenia spółek mieszanych z sektorem prywatnym. Do nich są potem transferowane publiczne pieniądze. Działania korupcyjne zaczynają się tu już na poziomie stanowienia prawa. Za Monteskiuszem można powiedzieć, że jest to psucie samego lekarstwa i najgorsza forma korupcji - uważa prof. Antoni Z. Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN, ekspert Centrum im. A. Smitha.
- Należy jednak przede wszystkim pamiętać, że korupcja dotyczy nie tylko wręczania pieniędzy, ale również różnych form świadczeń i usług. Związana jest też z nadużywaniem władzy. Jeśli teraz, po opublikowaniu raportu MSWiA o korupcji, politycy uważają, że w Polsce takie zagrożenie nie istnieje, to tym gorzej dla nich - konkluduje Joanna Babiuch-Luxmoore. Oznacza to, że albo nie nadają się oni do pełnienia swoich funkcji w państwie, albo stali się trwałym składnikiem patologicznego układu.
Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.