- W czasie stanu wojennego starał się uśmierzać emocje i nie doprowadzać swoim głosem - a był to głos autorytetu - do tego, by jakiś sposób wpisywać się w nastroje odwetowe - mówi w rozmowie z Wprost Jan Żaryn, historyk prof. UKSW, wspominając zmarłego kard. Józefa Glempa.
Amelia Panuszko: Jak ocenia pan rolę prymasa Józefa Glempa, zwłaszcza w czasie wybuchu stanu wojennego?
Jan Żaryn: W stanie wojennym rola kard. Glempa wynikała przede wszystkim z godności, tytułu i w związku z tym odpowiedzialności, która na nim ciążyła – mianowicie został arcybiskupem Warszawskim i gnieźnieńskim, prymasem Polski z pełnomocnictwami papieskimi, następcą prymasa Stefana Wyszyńskiego.
To wszystko na jego barki sprowadzało olbrzymią odpowiedzialność za Kościół i kierunek, w którym Kościół miał zmierzać. A zderzyło się to bardzo szybko z decyzją gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Postawę prymasa Glempa w tej trudnej sytuacji oceniam bardzo wysoko.
W czasie stanu wojennego prymas bywał jednak krytykowany.
Szczególnie chyba za jego kazanie w kościele Matki Boskiej Łaskawej na Starym Mieście, gdzie nawoływał do ochrony tej najwyższej wartości jaką jest życie. Kardynał Glemp był również kontestowany przez część opozycji.
Jego odpowiedzialność za Kościół kazała mu jednak nie zapominać o głównym celu nauki Kościoła – nauczaniu o miłości, o przebaczeniu. Z drugiej strony podjął decyzję, by Kościół bardzo szybko roztoczył opiekę nad internowanymi i ich rodzinami. Efektem było przyzwolenie na powstanie komitetu prymasowskiego przy parafii Świętego Marcina. Kard. Glemp stanął na czele komitetu. Włączył się również osobiście w odwiedzanie internowanych: był w Białołęce w czasie Wigilii.
Starał się łagodzić sytuację w tym trudnym czasie?
Starał się uśmierzać emocje i nie doprowadzać swoim głosem – a był to głos autorytetu – do tego, by jego głos wpisywał się w nastroje odwetowe. Z drugiej jednak strony podejmował decyzje owocujące tym, że Kościół stał się w latach 80. ostoją dla wielu Polaków, tym prawdziwym alternatywnym państwem i schronieniem.
Jaki Kościół prymas Glemp zastał, a jaki zostawił po sobie?
Kard. Glemp zastał Kościół bardzo mocnym autorytetem prymasowskim Stefana Wyszyńskiego – i wielkim autorytetem Jana Pawła II. To wszystko stało się wielkim dziedzictwem, które musiało się zmierzyć z wyzwaniem wcale nie najważniejszym, jakim był stan wojenny, ale z wyzwaniami ostatniej dekady XX wieku i pierwszej dekady XXI wieku.
Gdyby nie pokora prymasa Józefa Glempa byłoby to bardzo utrudnione – pomniejszanie roli prymasa i zakresu jego odpowiedzialności na rzecz kolegialności, na rzecz wpisywania się w ustrój również Kościoła powszechnego, który za sprawą Jana Pawła II podejmował decyzje co do obsady personalnej Episkopatu Polski, co do zmian wielkości diecezji, itd.
A jaki prymas był prywatnie?
Był pokorny. Miał w sobie taką naturalną dobroć i szalenie widoczną uczciwość. Miał też duży dystans do siebie samego. Ale w stosunku do innych ludzi ten dystans się od razu skracał.
Jan Żaryn: W stanie wojennym rola kard. Glempa wynikała przede wszystkim z godności, tytułu i w związku z tym odpowiedzialności, która na nim ciążyła – mianowicie został arcybiskupem Warszawskim i gnieźnieńskim, prymasem Polski z pełnomocnictwami papieskimi, następcą prymasa Stefana Wyszyńskiego.
To wszystko na jego barki sprowadzało olbrzymią odpowiedzialność za Kościół i kierunek, w którym Kościół miał zmierzać. A zderzyło się to bardzo szybko z decyzją gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Postawę prymasa Glempa w tej trudnej sytuacji oceniam bardzo wysoko.
W czasie stanu wojennego prymas bywał jednak krytykowany.
Szczególnie chyba za jego kazanie w kościele Matki Boskiej Łaskawej na Starym Mieście, gdzie nawoływał do ochrony tej najwyższej wartości jaką jest życie. Kardynał Glemp był również kontestowany przez część opozycji.
Jego odpowiedzialność za Kościół kazała mu jednak nie zapominać o głównym celu nauki Kościoła – nauczaniu o miłości, o przebaczeniu. Z drugiej strony podjął decyzję, by Kościół bardzo szybko roztoczył opiekę nad internowanymi i ich rodzinami. Efektem było przyzwolenie na powstanie komitetu prymasowskiego przy parafii Świętego Marcina. Kard. Glemp stanął na czele komitetu. Włączył się również osobiście w odwiedzanie internowanych: był w Białołęce w czasie Wigilii.
Starał się łagodzić sytuację w tym trudnym czasie?
Starał się uśmierzać emocje i nie doprowadzać swoim głosem – a był to głos autorytetu – do tego, by jego głos wpisywał się w nastroje odwetowe. Z drugiej jednak strony podejmował decyzje owocujące tym, że Kościół stał się w latach 80. ostoją dla wielu Polaków, tym prawdziwym alternatywnym państwem i schronieniem.
Jaki Kościół prymas Glemp zastał, a jaki zostawił po sobie?
Kard. Glemp zastał Kościół bardzo mocnym autorytetem prymasowskim Stefana Wyszyńskiego – i wielkim autorytetem Jana Pawła II. To wszystko stało się wielkim dziedzictwem, które musiało się zmierzyć z wyzwaniem wcale nie najważniejszym, jakim był stan wojenny, ale z wyzwaniami ostatniej dekady XX wieku i pierwszej dekady XXI wieku.
Gdyby nie pokora prymasa Józefa Glempa byłoby to bardzo utrudnione – pomniejszanie roli prymasa i zakresu jego odpowiedzialności na rzecz kolegialności, na rzecz wpisywania się w ustrój również Kościoła powszechnego, który za sprawą Jana Pawła II podejmował decyzje co do obsady personalnej Episkopatu Polski, co do zmian wielkości diecezji, itd.
A jaki prymas był prywatnie?
Był pokorny. Miał w sobie taką naturalną dobroć i szalenie widoczną uczciwość. Miał też duży dystans do siebie samego. Ale w stosunku do innych ludzi ten dystans się od razu skracał.