Prokurator nie chciał zdradzić szczegółów przesłuchania.
Z tego, co ratownik mówił w czwartek zakopiańskim dziennikarzom, wynika, że opiekun wycieczki zdawał sobie sprawę, iż z tak liczną grupą nie powinien wychodzić na Rysy bez kwalifikowanego przewodnika tatrzańskiego.
"W piątek albo w sobotę opiekun powiedział mi, że wybiera się z młodzieżą na Rysy. Spytałem go, czy wie, że każda grupa zorganizowana powyżej 10 osób musi mieć przewodnika. Odpowiedział, że będzie chodził z grupami co najwyżej 10-osobowymi" - relacjonował ratownik Władysław Cywiński.
Tymczasem wyprawa na Rysy składała się w sumie z 13 osób - 11 licealistów i 2 opiekunów.
Kolejni świadkowie z Zakopanego będą przesłuchiwani od poniedziałku. Będą to m.in. przedstawiciele Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz Tatrzańskiego Parku Narodowego. Członkowie wycieczki, którzy powrócili już do Tychów, będą przesłuchiwani najwcześniej pod koniec przyszłego tygodnia.
Śledztwo jest prowadzone "w sprawie nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób".
We wtorek przed południem lawina, prawdopodobnie podcięta przez turystów, porwała wycieczkę licealistów z Tychów. W grupie szło 13 osób w tym dwóch dorosłych opiekunów. Pod śniegiem znalazło się dziewięcioro turystów, dwie osoby nie zostały zasypane, ale odniosły lekkie obrażenia, a dwie pozostałe w ogóle nie zostały poszkodowane.
Ratownikom udało się odkopać trzy osoby - w tym jedną ciężko ranną i jedną już nieżyjącą. Sześciu pozostałych nie udało się odnaleźć. W środę podjęto decyzję o zawieszeniu na nieokreślony czas przeszukiwania lawiniska.
Zakopiańska prokuratura prowadzi też postępowanie w sprawie wypadku TOPR-owskiego śmigłowca "Sokół", który w środę, w czasie akcji poszukiwawczej na lawinisku, rozbił się podczas awaryjnego lądowania w miejscowości Murzasichle k. Zakopanego.
Zdarzenie zakwalifikowano jako "nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym", które jest zagrożone maksymalną karą pozbawienia wolności do 3 lat.
"W dniu wypadku prokurator przeprowadził oględziny miejsca zdarzenia. W czwartek Główna Komisja Badania Wypadków Lotniczych z udziałem prokuratora przeprowadziła ponowne, bardziej szczegółowe oględziny miejsca oraz maszyny. Teraz musimy czekać na opinię komisji, a do tego czasu przesłuchamy świadków" - powiedział zastępca prokuratora rejonowego Stanisław Staszel.
Prokuratura zamierza przesłuchać m.in. ratowników, którzy przed wypadkiem, ale już po awarii pierwszego silnika, desantowali się ze śmigłowca. W charakterze świadka zostanie przesłuchany także pilot maszyny. "W tej chwili nic nie wskazuje na to, że wypadek powstał w wyniku błędu pilota" - ocenił Staszel.
Wstępne opracowanie wyników oględzin zajmie specjalistom ok. trzech miesięcy. Przewodniczący Głównej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, Stanisław Żurkowski powiedział, że nie można wykluczać, iż do wypadku doszło nie w wyniku awarii obydwu silników, lecz być może po prostu ich zatrzymania na skutek innego defektu - np. układu paliwowego lub złego składu paliwa.
W środę pilot "Sokoła" TOPR podczas transportu ratowników na lawinisko pod Rysami stwierdził awarię jednego z silników maszyny. Po przyziemieniu możliwie nisko nad terenem, który nie nadawał się do klasycznego lądowania, nakazał ratownikom wyskoczenie z maszyny i odleciał w kierunku lądowiska w Zakopanem. Nad miejscowością Murzasichle drugi silnik odmówił posłuszeństwa.
Pilot lądował awaryjnie, wykorzystując efekt tzw. autorotacji, czyli siły nośnej swobodnego ruchu wirowego łopat wirnika głównego. Maszyna złamała belkę ogonową, zniszczeniu uległo tylne śmigiełko, uszkodzone zostały łopaty wirnika głównego oraz tzw. goleń przedniego podwozia. Pilot trafił na obserwację do szpitala w Zakopanem.
em, pap