W styczniu 1999 r. na 3 lata weszła w życie ustawa umożliwiająca usuwanie z zawodu sędziów, którzy - orzekając w procesach represjonowanych za działalność niepodległościową, polityczną lub obronę praw człowieka - sprzeniewierzyli się w latach 1944-1989 niezawisłości sędziowskiej.
Z końcem grudnia 2002 r. minął ustawowy termin, w którym osoba czująca się pokrzywdzona jakimś wyrokiem mogła skierować do Krajowej Rady Sądownictwa albo ministra sprawiedliwości wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec danego sędziego. KRS mogła także występować o to z własnej inicjatywy. Sprawy trafiały do sądów dyscyplinarnych złożonych z trzech zawodowych sędziów.
W minionych trzech latach wpłynęło do resortu w sumie 26 wniosków od osób, które czuły się skrzywdzone wyrokiem sądu za czasów PRL. Resort z urzędu sam zbadał 111 spraw i skierował do rzeczników dyscyplinarnych poszczególnych sądów 28 żądań wystąpienia o postępowania dyscyplinarne wobec 38 sędziów. 4 z tych żądań dotyczyły spraw badanych na wniosek pokrzywdzonego.
Krajowa Rada Sądownictwa wystąpiła z żądaniem wszczęcia postępowań dyscyplinarnych w dwóch sprawach dotyczących 11 sędziów. Pięć spraw odesłano do rzeczników dyscyplinarnych w celu dołączenia do spraw już wszczętych.
Resort sprawiedliwości twierdzi, że sądy dyscyplinarne nie znalazły w tych sprawach "żadnych dowodów dyspozycyjności". Zdaniem resortu, sądy "w sposób staranny przeprowadzały postępowanie i przekonywująco stanowisko swoje uzasadniały". Ponadto, "brak było podstaw do kwestionowania tych orzeczeń".
"Tego typu postępowania są najbardziej skomplikowane" - tłumaczy sędzia Marek Celej, rzecznik KRS. "Nie ulega wątpliwości, że niektóre wyroki były bardzo krzywdzące, ale nikt nie potrafi stwierdzić, że sędzia wydając taki wyrok jednocześnie sprzeniewierzył się zasadzie niezawisłości" - mówi.
Gdyby stwierdzono niezbicie, że w danej sprawie ktoś np. z KC PZPR zażądał od sędziego wydania określonego wyroku, takie sprawy byłyby łatwe, lecz nie udało się udokumentować takiego przypadku. Zdaniem Celeja, w tej sytuacji trzeba zatem żmudnie przeglądać akta konkretnej sprawy i badać np. wysokość wymierzanych kar, to, czy sąd odrzucał wszystkie wnioski dowodowe oskarżonego, czy w sprawach politycznych stosował tzw. tryb doraźny, czy też rezygnował z tej procedury.
Trudno jednak znaleźć jakiś uniwersalny wzorzec oceny sędziego, zwłaszcza, jeśli np. argumentował, że wydany przezeń wyrok był zgodny nie tylko z ówczesnym prawem, ale i jego sędziowskim sumieniem (takie są bowiem ogólne zasady orzekania).
Celej przypomniał ponadto, że i wtedy, i dziś obowiązuje tajemnica narad sędziowskich przed wydaniem wyroku, której nie może złamać nawet sąd dyscyplinarny. "Jakiś sędzia mógł np. być przeciw wyrokowi skazującemu, ale został podczas narady przegłosowany, a bał się złożyć zdanie odrębne na piśmie" - dodał.
Sędzia odpiera zarzut, by nikłe efekty ustawy wynikały z tego, że sędziowie z sądów dyscyplinarnych chronią swych kolegów w ramach fałszywie pojmowanej solidarności korporacyjnej. "To błędna teza" - twierdzi, przypominając, że zdarzało się, iż sama KRS korzystała z innego przepisu: nie przedłużała niektórym sędziom czasu ich służby po osiągnięciu przez nich wieku emerytalnego, co według niego "miało swe znaczenie".
Jednym z najgłośniejszych procesów - i jednym z nielicznych, którym mogli się przysłuchiwać dziennikarze - była sprawa oczyszczonego z zarzutu sprzeniewierzenia się niezawisłości sędziego Andrzeja Węglowskiego z Gdyni, który w 1986 r. skazał mieszkańca Trójmiasta Józefa Raszewskiego za nawoływanie do bojkotu wyborów i usiłowanie "wywołania niepokojów społecznych". Raszewski z kolegami wiózł samochodem świnię z czerwonymi kokardkami i napisem "Ja głosuję", którą chcieli wypuścić na ulicę. Auto zatrzymała milicja; u Raszewskiego znaleziono ulotki wzywające do bojkotu wyborów. W efekcie sędzia Węglowski został jedynie odsunięty od spraw karnych.
em, pap