Czy muszę klękać przed każdym prawem, które uchwala organ będący często pośmiewiskiem społeczeństwa?
Sympatyczny niewątpliwie Tomasz Lis objawił się ostatnio jako nieugięty obrońca prawa. Wolę, gdy pisze o faktach, ale widocznie musi także o czymś innym. W felietonie "Polska norma" ("Wprost" nr 17) pan Lis eksplodował tak potężnym ładunkiem prostego legalizmu, że aż mnie trochę zatkało. Tekst upstrzony jest wzniosłymi ozdobnikami typu "rządy prawa", "łamanie prawa", "indolencja i złamany kręgosłup wymiaru sprawiedliwości", "nokautowanie fundamentu demokratycznego i praworządnego państwa".
Autor pochwala amerykańskie rządy prawa, a osobliwie "sędzinę" (sędzina to w Polsce żona sędziego - uwaga moja, L.F.), która miała odwagę uznać prezydenta Clintona winnym obrazy sądu przez "świadome złożenie fałszywych zeznań" w sprawie związków łączących go z Moniką Lewinsky. A oto dwie światłe myśli Tomasza Lisa o reklamie alkoholu i rolniczych protestach: "Może zakaz reklamy alkoholu nie ma sensu, ale jeśli istnieje, trzeba go szanować". "Z gospodarczego i - przepraszam - ludzkiego punktu widzenia (nie wiem, za co T.L. nas przeprasza - L.F.) rolnicze protesty wydawały mi się uzasadnione. Lecz nijak to się ma do ich oceny przez wymiar sprawiedliwości".
Pan Lis stoi twardo przy zasadzie dura lex, sed lex, a ściślej - bzdura lex, sed lex, co pięknie i naukowo objaśniał niegdyś mój kolega wydziałowy dr Bolesław Banaszkiewicz w czasie stanu wojennego. Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego mam objawiać szacunek dla głupich przepisów i dlaczego wymiar sprawiedliwości nie ma brać pod uwagę ludzkiego punktu widzenia. Legalizm Tomasza Lisa wydał mi się trochę zbyt prosty i bezrefleksyjny, ale zostawiam go w spokoju. W końcu autor ma prawo powiedzieć, że jest lepszym prawnikiem niż ja aktorem czy piosenkarzem.
Tomasz Lis stoi twardo przy zasadzie dura lex, sed lex,
a ściślej - bzdura lex, sed lex
Drugi z moich dzisiejszych autorów to Aleksander Chećko z "Polityki", legalista z cenzusem, kiedyś mój student. Pisząc o łamańcach i unikach wymiaru sprawiedliwości w związku z aktywnością Andrzeja Leppera ("Szukaj Leppera w polu", "Polityka" nr 17 z 1999 r.), rzuca mianowicie myśl następującą, że "po to przecież uruchomiono procedurę karną, by stała się dla szefa Samoobrony dolegliwa i stanowiła dla innych przestrogę, iż nie można dochodzić słusznych nawet żądań, łamiąc prawo".
Panie Alku, co pan wypisuje? Jeżeli procedurę uruchamia się po to, żeby była dolegliwa, to cel tego zabiegu został osiągnięty: Lepper tuła się po sądach i kolegiach w całym kraju, a to przecież stanowi znaczną dolegliwość. Miałby pan sumienie jeszcze człowieka karać? Poza tym - jak by wyglądała kiedyś "Solidarność", gdyby przestrzegała zasady, że nie można dochodzić słusznych żądań, łamiąc prawo? Czy muszę klękać przed każdym prawem uchwalanym przez organ, który często jest pośmiewiskiem społeczeństwa i w którym jest bardzo niewielu prawników? Ustawy uchwalają politycy, a to przecież zawód będący na szarym końcu skali społecznego prestiżu.
Mam lekarstwo na surowy legalizm panów Lisa i Chećki, ale nie wiem, czy poniższej recepty nie zdejmie mi wewnątrzredakcyjna cenzura. Jeżeli redakcja tę część tekstu zdejmie, to felieton będzie krótszy, ale bardzo proszę na końcu o takie coś: (...) ustawy, art., pkt, Dz.U., Nr, poz.
Recepta jest następująca: najpierw przeczytajcie, drodzy panowie, obrzydliwy artykuł powszechnie znienawidzonego Piotra Gadzinowskiego (posła) pt. "Mordy zamiast cycków" w ohydnym piśmie "Nie" z 29 kwietnia tego roku. Znany obrzydliwiec objawia tam kompletny brak szacunku dla ustawy o wychowaniu w trzeźwości i zawartego w niej "głupiego zakazu reklamowania napojów alkoholowych". Później włączcie sobie Eurosport i zobaczcie, jakie tam chodzą reklamy. Bliżej do Europy Lepperowi i Gadzinowskiemu niż naszym zaściankowym legalistom.
Autor pochwala amerykańskie rządy prawa, a osobliwie "sędzinę" (sędzina to w Polsce żona sędziego - uwaga moja, L.F.), która miała odwagę uznać prezydenta Clintona winnym obrazy sądu przez "świadome złożenie fałszywych zeznań" w sprawie związków łączących go z Moniką Lewinsky. A oto dwie światłe myśli Tomasza Lisa o reklamie alkoholu i rolniczych protestach: "Może zakaz reklamy alkoholu nie ma sensu, ale jeśli istnieje, trzeba go szanować". "Z gospodarczego i - przepraszam - ludzkiego punktu widzenia (nie wiem, za co T.L. nas przeprasza - L.F.) rolnicze protesty wydawały mi się uzasadnione. Lecz nijak to się ma do ich oceny przez wymiar sprawiedliwości".
Pan Lis stoi twardo przy zasadzie dura lex, sed lex, a ściślej - bzdura lex, sed lex, co pięknie i naukowo objaśniał niegdyś mój kolega wydziałowy dr Bolesław Banaszkiewicz w czasie stanu wojennego. Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego mam objawiać szacunek dla głupich przepisów i dlaczego wymiar sprawiedliwości nie ma brać pod uwagę ludzkiego punktu widzenia. Legalizm Tomasza Lisa wydał mi się trochę zbyt prosty i bezrefleksyjny, ale zostawiam go w spokoju. W końcu autor ma prawo powiedzieć, że jest lepszym prawnikiem niż ja aktorem czy piosenkarzem.
Tomasz Lis stoi twardo przy zasadzie dura lex, sed lex,
a ściślej - bzdura lex, sed lex
Drugi z moich dzisiejszych autorów to Aleksander Chećko z "Polityki", legalista z cenzusem, kiedyś mój student. Pisząc o łamańcach i unikach wymiaru sprawiedliwości w związku z aktywnością Andrzeja Leppera ("Szukaj Leppera w polu", "Polityka" nr 17 z 1999 r.), rzuca mianowicie myśl następującą, że "po to przecież uruchomiono procedurę karną, by stała się dla szefa Samoobrony dolegliwa i stanowiła dla innych przestrogę, iż nie można dochodzić słusznych nawet żądań, łamiąc prawo".
Panie Alku, co pan wypisuje? Jeżeli procedurę uruchamia się po to, żeby była dolegliwa, to cel tego zabiegu został osiągnięty: Lepper tuła się po sądach i kolegiach w całym kraju, a to przecież stanowi znaczną dolegliwość. Miałby pan sumienie jeszcze człowieka karać? Poza tym - jak by wyglądała kiedyś "Solidarność", gdyby przestrzegała zasady, że nie można dochodzić słusznych żądań, łamiąc prawo? Czy muszę klękać przed każdym prawem uchwalanym przez organ, który często jest pośmiewiskiem społeczeństwa i w którym jest bardzo niewielu prawników? Ustawy uchwalają politycy, a to przecież zawód będący na szarym końcu skali społecznego prestiżu.
Mam lekarstwo na surowy legalizm panów Lisa i Chećki, ale nie wiem, czy poniższej recepty nie zdejmie mi wewnątrzredakcyjna cenzura. Jeżeli redakcja tę część tekstu zdejmie, to felieton będzie krótszy, ale bardzo proszę na końcu o takie coś: (...) ustawy, art., pkt, Dz.U., Nr, poz.
Recepta jest następująca: najpierw przeczytajcie, drodzy panowie, obrzydliwy artykuł powszechnie znienawidzonego Piotra Gadzinowskiego (posła) pt. "Mordy zamiast cycków" w ohydnym piśmie "Nie" z 29 kwietnia tego roku. Znany obrzydliwiec objawia tam kompletny brak szacunku dla ustawy o wychowaniu w trzeźwości i zawartego w niej "głupiego zakazu reklamowania napojów alkoholowych". Później włączcie sobie Eurosport i zobaczcie, jakie tam chodzą reklamy. Bliżej do Europy Lepperowi i Gadzinowskiemu niż naszym zaściankowym legalistom.
Więcej możesz przeczytać w 19/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.