Jest taki jak jego ojciec ćwierć wieku temu. Wysoki, spokojny, opanowany. Waży każde słowo. Jakub Płażyński nie ulega emocjom. Jeszcze rok temu tego nie potrafił.
Razem z ojcem straciłem beztroskę. Kiedy był, wiedziałem, że zawsze nade mną jest ktoś, do kogo mogę przyjść i zapytać, co zrobić. Teraz muszę to robić sam - mówi Jakub Płażyński, syn marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. - To, co się stało 10 kwietnia, bardzo mnie zmieniło. Takie doświadczenia powodują, że człowiek szybciej dojrzewa. Staje się bardziej odpowiedzialny.
Ci, którzy znali Macieja Płażyńskiego, mówią, że Jakub przyznaje, że sprawa śmierci jego ojca wciąż wywołuje w nim wielkie emocje, ale nauczył się radzić sobie z nimi. - To przychodzi z czasem. Dzisiaj reaguję już mniej emocjonalnie.
- Rok temu odbierałem wszystko znacznie mocniej, każdy bodziec z zewnątrz dotykał mnie bardziej. Bo przecież od tego nie da się uciec. Każde otwarcie gazety albo włączenie telewizora jest jak posypywanie rany solą. To jest nieustanne pozostawanie w bólu, przeżywanie tej tragedii po raz kolejny. Nie da się do tego przyzwyczaić. Ale nie uciekam przed informacjami o katastrofie. To zawsze będzie część mojego życia. Chcę zrozumieć, chcę poznać prawdę, wiedzieć, co tam się wydarzyło. Każdy, kto stracił tam kogoś bliskiego, chce wiedzieć, jak to się stało. Ja na razie nie wiem. I dopóki to nie zostanie wyjaśnione, nie będę spokojny. Nic z tym jednak nie mogę zrobić. Koncentruję się więc na tym, na co mam wpływ. Chcę przekuć swój ból w działanie. Jestem pewny, że tak samo zrobiłby ojciec. Mówi pan, że to budujące? Tak mi jest po prostu łatwiej - mówi.
Każdy w rodzinie Płażyńskich wypełniał pustkę na swój sposób. Jakub realizując projekty ojca, wszyscy razem, dbając o pamięć o nim. - Razem z mamą, siostrą i bratem żyjemy bardzo blisko, ale każdy z nas radzi sobie sam. Po śmierci taty wszyscy czuliśmy pustkę i chcieliśmy ją jakoś zapełnić. Braliśmy udział we wszystkich wydarzeniach poświęconych ojcu. Ja, mama, brat, siostra. Kiedy ktoś budował coś jego imienia, chcieliśmy tam być. Szukaliśmy z nim więzi. To nie było łatwe przeżycie, bo za każdym razem przynosiło mnóstwo wspomnień. Ale w tym wszystkim nie chodzi przecież o to, żeby zapomnieć, tylko żeby postarać się zrobić coś dobrego. Cały czas się staram. 20 kwietnia po raz drugi wręczymy Nagrodę im. Macieja Płażyńskiego dla dziennikarzy zajmujących się Polonią rozrzuconą po całym świecie. To kontynuowanie idei ojca. Polonijne media są kluczowe dla poczucia więzi między Polakami oddalonymi od kraju. Przynoszą też konkretne korzyści, np. walczą z używaniem terminu „polskie obozy śmierci”- opowiada.
Cały materiał ukazał się w najnowszym numerze "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy numer tygodnika "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .
Ci, którzy znali Macieja Płażyńskiego, mówią, że Jakub przyznaje, że sprawa śmierci jego ojca wciąż wywołuje w nim wielkie emocje, ale nauczył się radzić sobie z nimi. - To przychodzi z czasem. Dzisiaj reaguję już mniej emocjonalnie.
- Rok temu odbierałem wszystko znacznie mocniej, każdy bodziec z zewnątrz dotykał mnie bardziej. Bo przecież od tego nie da się uciec. Każde otwarcie gazety albo włączenie telewizora jest jak posypywanie rany solą. To jest nieustanne pozostawanie w bólu, przeżywanie tej tragedii po raz kolejny. Nie da się do tego przyzwyczaić. Ale nie uciekam przed informacjami o katastrofie. To zawsze będzie część mojego życia. Chcę zrozumieć, chcę poznać prawdę, wiedzieć, co tam się wydarzyło. Każdy, kto stracił tam kogoś bliskiego, chce wiedzieć, jak to się stało. Ja na razie nie wiem. I dopóki to nie zostanie wyjaśnione, nie będę spokojny. Nic z tym jednak nie mogę zrobić. Koncentruję się więc na tym, na co mam wpływ. Chcę przekuć swój ból w działanie. Jestem pewny, że tak samo zrobiłby ojciec. Mówi pan, że to budujące? Tak mi jest po prostu łatwiej - mówi.
Każdy w rodzinie Płażyńskich wypełniał pustkę na swój sposób. Jakub realizując projekty ojca, wszyscy razem, dbając o pamięć o nim. - Razem z mamą, siostrą i bratem żyjemy bardzo blisko, ale każdy z nas radzi sobie sam. Po śmierci taty wszyscy czuliśmy pustkę i chcieliśmy ją jakoś zapełnić. Braliśmy udział we wszystkich wydarzeniach poświęconych ojcu. Ja, mama, brat, siostra. Kiedy ktoś budował coś jego imienia, chcieliśmy tam być. Szukaliśmy z nim więzi. To nie było łatwe przeżycie, bo za każdym razem przynosiło mnóstwo wspomnień. Ale w tym wszystkim nie chodzi przecież o to, żeby zapomnieć, tylko żeby postarać się zrobić coś dobrego. Cały czas się staram. 20 kwietnia po raz drugi wręczymy Nagrodę im. Macieja Płażyńskiego dla dziennikarzy zajmujących się Polonią rozrzuconą po całym świecie. To kontynuowanie idei ojca. Polonijne media są kluczowe dla poczucia więzi między Polakami oddalonymi od kraju. Przynoszą też konkretne korzyści, np. walczą z używaniem terminu „polskie obozy śmierci”- opowiada.
Cały materiał ukazał się w najnowszym numerze "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy numer tygodnika "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .