W imię sprawiedliwości społecznej apeluję: wspólnym koalicyjnym wysiłkiem zlikwidujmy potworki zwane PIT-ami
- Cieszę się, że obecna dyskusja o polityce gospodarczej na najbliższe lata wzbiła się ponad dotychczasowe stereotypy, wedle których Unia Wolności heroicznie broniła zasad rynkowych przed domniemanymi socjalistami z AWS. Rzeczywistość jest inna.
To AWS zaproponowała i wdrożyła reformę systemu emerytalnego, na co odwagi nie starczyło nawet pani Thatcher. A z drugiej strony, sam byłem świadkiem, gdy "pierwszy thatcherysta Europy Środkowej", wicepremier Leszek Balcerowicz, rekomendował Radzie Ministrów czternastomiliardowy program osłonowy dla zwalnianych górników. Mówię to bez przekąsu, bo pani Thatcher też oferowała swoim tracącym pracę górnikom programy osłonowe i nie doszłoby nigdy do słynnego strajku, gdyby nie poparta pieniędzmi KGB żądza władzy prymitywnego marksisty Arthura Scargilla. Tak więc ani Balcerowicz nie jest takim bezdusznym księgowym, jak go opisują, ani z AWS nie da się zrobić wroga reform. Po prostu socjaliści i thatcheryści są u nas we wszystkich partiach, bo te są nadal bardziej formacjami towarzysko-życiorysowymi niż sojuszami ideowymi. Zresztą lider UW nie zapomniał na pewno, iż pierwszy plan Balcerowicza powiódł się tylko dlatego, że tak pogardzany dziś przez niektórych propagandystów jego partii związek zawodowy "Solidarność" rozpiął parasol nad pierwszym solidarnościowym rządem. W ciągu kilku lat to właśnie działacze "Solidarności" często zachowywali się bardziej jak właściciele państwowego majątku niż urzędnicy, którym za to płacimy. To "Solidarność" przekonała miliony ludzi do kas chorych i do prywatnych funduszy emerytalnych. To Marian Krzaklewski stworzył siłę polityczną, która skończyła z poprzednim czteroleciem marazmu i umożliwiła liderowi UW powrót na Świętokrzyską. Gdyby pani Thatcher miała u siebie taki związek zawodowy, to zamiast z nim walczyć, zapisałaby się do niego. Drugiego planu Balcerowicza też nie da się wdrożyć bez "Solidarności" i jej politycznej reprezentacji. Jak pokazała ubiegłoroczna dyskusja o podatku liniowym, nie da się zmusić głównej siły politycznej kraju do zasadniczych zmian politycznych za pomocą przecieków prasowych. Za nietrafny uważam argument, który ujrzałem niedawno w zaprzyjaźnionej gazecie, że antyspołeczna jest próba ukrócenia ewidentnych nadużyć w systemie przyznawania rent i świadczeń chorobowych. Każde dziecko w Polsce wie, że w PRL wcześniejszą emeryturę albo rentę załatwiało się za bombonierkę albo butelkę koniaku; te świadczenia nadal są wypłacane. Nie inaczej jest dzisiaj z zasiłkami chorobowymi. W sytuacji, gdy standardy cywilizacyjne ewidentnie wzrastają i żyjemy dłużej, epidemie dotykają rzekomo tych, którzy stanowią najbardziej przemyślną i energiczną część społeczeństwa - drobnych przedsiębiorców. Gdy tylko UW zacznie przekonywać siłą liczb i argumentów, a nie domniemaniem wyższości, znajdzie sojuszników w niespodziewanych miejscach. Jeśli dobrze rozumiem propozycje Balcerowicza, chodzi o spłaszczenie i uproszczenie podatków w zamian za likwidację niektórych ulg oraz ukrócenie nienależnych świadczeń. A jeżeli tak, to wbrew marksistowskiej tezie, że byt określa świadomość, po raz drugi w życiu gotów jestem przyklasnąć mimo ewidentnie przeciwnego interesu osobistego. Pierwszy plan Balcerowicza uderzył mnie dotkliwie po kieszeni. Wszyscy dziś zapominają, że na uzdrowieniu polskiej gospodarki najwięcej na krótką metę straciła klasa średnia, której dolarowe oszczędności stopniały do realistycznej wartości. Dziś podobny efekt miałaby dla mnie likwidacja ulgi budowlanej. Mimo to wdzięczny będę Radzie Ministrów za uproszczenie podatków, nawet kosztem ulgi. Dużo bowiem oddam za uniknięcie mitręgi, jaką jest przygotowywanie corocznej księgowości. W imię sprawiedliwości społecznej i świętego spokoju apeluję więc: wspólnym koalicyjnym wysiłkiem zlikwidujmy potworki zwane PIT-ami.
To AWS zaproponowała i wdrożyła reformę systemu emerytalnego, na co odwagi nie starczyło nawet pani Thatcher. A z drugiej strony, sam byłem świadkiem, gdy "pierwszy thatcherysta Europy Środkowej", wicepremier Leszek Balcerowicz, rekomendował Radzie Ministrów czternastomiliardowy program osłonowy dla zwalnianych górników. Mówię to bez przekąsu, bo pani Thatcher też oferowała swoim tracącym pracę górnikom programy osłonowe i nie doszłoby nigdy do słynnego strajku, gdyby nie poparta pieniędzmi KGB żądza władzy prymitywnego marksisty Arthura Scargilla. Tak więc ani Balcerowicz nie jest takim bezdusznym księgowym, jak go opisują, ani z AWS nie da się zrobić wroga reform. Po prostu socjaliści i thatcheryści są u nas we wszystkich partiach, bo te są nadal bardziej formacjami towarzysko-życiorysowymi niż sojuszami ideowymi. Zresztą lider UW nie zapomniał na pewno, iż pierwszy plan Balcerowicza powiódł się tylko dlatego, że tak pogardzany dziś przez niektórych propagandystów jego partii związek zawodowy "Solidarność" rozpiął parasol nad pierwszym solidarnościowym rządem. W ciągu kilku lat to właśnie działacze "Solidarności" często zachowywali się bardziej jak właściciele państwowego majątku niż urzędnicy, którym za to płacimy. To "Solidarność" przekonała miliony ludzi do kas chorych i do prywatnych funduszy emerytalnych. To Marian Krzaklewski stworzył siłę polityczną, która skończyła z poprzednim czteroleciem marazmu i umożliwiła liderowi UW powrót na Świętokrzyską. Gdyby pani Thatcher miała u siebie taki związek zawodowy, to zamiast z nim walczyć, zapisałaby się do niego. Drugiego planu Balcerowicza też nie da się wdrożyć bez "Solidarności" i jej politycznej reprezentacji. Jak pokazała ubiegłoroczna dyskusja o podatku liniowym, nie da się zmusić głównej siły politycznej kraju do zasadniczych zmian politycznych za pomocą przecieków prasowych. Za nietrafny uważam argument, który ujrzałem niedawno w zaprzyjaźnionej gazecie, że antyspołeczna jest próba ukrócenia ewidentnych nadużyć w systemie przyznawania rent i świadczeń chorobowych. Każde dziecko w Polsce wie, że w PRL wcześniejszą emeryturę albo rentę załatwiało się za bombonierkę albo butelkę koniaku; te świadczenia nadal są wypłacane. Nie inaczej jest dzisiaj z zasiłkami chorobowymi. W sytuacji, gdy standardy cywilizacyjne ewidentnie wzrastają i żyjemy dłużej, epidemie dotykają rzekomo tych, którzy stanowią najbardziej przemyślną i energiczną część społeczeństwa - drobnych przedsiębiorców. Gdy tylko UW zacznie przekonywać siłą liczb i argumentów, a nie domniemaniem wyższości, znajdzie sojuszników w niespodziewanych miejscach. Jeśli dobrze rozumiem propozycje Balcerowicza, chodzi o spłaszczenie i uproszczenie podatków w zamian za likwidację niektórych ulg oraz ukrócenie nienależnych świadczeń. A jeżeli tak, to wbrew marksistowskiej tezie, że byt określa świadomość, po raz drugi w życiu gotów jestem przyklasnąć mimo ewidentnie przeciwnego interesu osobistego. Pierwszy plan Balcerowicza uderzył mnie dotkliwie po kieszeni. Wszyscy dziś zapominają, że na uzdrowieniu polskiej gospodarki najwięcej na krótką metę straciła klasa średnia, której dolarowe oszczędności stopniały do realistycznej wartości. Dziś podobny efekt miałaby dla mnie likwidacja ulgi budowlanej. Mimo to wdzięczny będę Radzie Ministrów za uproszczenie podatków, nawet kosztem ulgi. Dużo bowiem oddam za uniknięcie mitręgi, jaką jest przygotowywanie corocznej księgowości. W imię sprawiedliwości społecznej i świętego spokoju apeluję więc: wspólnym koalicyjnym wysiłkiem zlikwidujmy potworki zwane PIT-ami.
Więcej możesz przeczytać w 19/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.