Dr Błażej Poboży, politolog w rozmowie z portalem Gazeta.pl ocenił, że sondaże wskazujące na przewagę PiSu nad PO "nie są wynikiem szczególnych zabiegów PiS, ale po prostu odchodzenia wyborców PO.”.
Zdaniem Pobożego taka sytuacja "może stanowić dobrą bazę wypadową w perspektywie podwójnych przyszłorocznych wyborów: europarlamentarnych i samorządowych, a następnie parlamentarnych (w 2015 roku - red.)”.
Politolog pytany o grupę niezdecydowanych, czyli około 40 proc. wyborców ocenił, że "grupa nie jest jednorodna”. - Byli wyborcy Platformy stanowią zresztą jej niewielką część, a i ona jest bardzo podzielona. Są w niej zwolennicy liberalnej frakcji PO, którzy nie widzą dla siebie alternatywy, poza ewentualnym zasileniem elektoratu ugrupowań lewicowych. Są też konserwatywni wyborcy PO, motywowani względami światopoglądowymi, zamieszaniem z Gowinem i nie do końca zrealizowanymi obietnicami na polu gospodarczym. Myślę jednak, że największa grupa tych, którzy deklarują absencję wyborczą, a wcześniej byli wyborcami PO, to osoby, które są rozczarowane ogólną kondycją tej partii, jej podzieleniem, ogromnymi problemami wizerunkowymi. To trzeba podkreślić: coś, co było do tej pory najmocniejszą stroną PO, czyli umiejętność kreowania wizerunku w mediach, ostatnimi czasy nie wygląda najlepiej. Odnoszę wrażenie, że za PR Platformy odpowiada dziś jakiś stażysta, a nie doświadczony specjalista od kreowania wizerunku – ocenił Poboży.
Politolog zaznaczył, że jeśli PO chce odbudować swoją pozycję to „tym razem nie wystarczy straszenie PiS-em”. W jego opinii PO musiałoby „zająć się konkretnymi działaniami i projektami zarówno w sprawach światopoglądowych, jak i przede wszystkim na polu gospodarczym”. - Druga kwestia, która mogłaby pomóc PO, to rekonstrukcja rządu. Ale pod warunkiem, że nie będzie ona miała charakteru wizerunkowego, jak większość poprzednich, ale będzie pogłębiona i oparta na merytorycznych kryteriach. Obecnie w temacie wymiany ministrów padają nazwiska wcale nie tych, którzy długo działają na szkodę rządu, ale tych, którzy są łatwymi obiektami do medialnego zgrillowania. Np. minister Bartosz Arłukowicz czy minister Joanna Mucha - oni już najgorsze momenty mają za sobą. Warto by się przyjrzeć resortom, których działania przynoszą już i na pewno przyniosą jeszcze negatywne konsekwencje w perspektywie kilku lat, np. Ministerstwu Edukacji Narodowej, Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego czy resortom gospodarczym. Absolutne minimum w walce o odzyskanie wyborców to poprawa wizerunku. Bo jeśli PO zaczyna tracić na polu, które było dotąd jej domeną, to znaczy, że partia jest naprawdę w poważnych kłopotach – zaznaczył ekspert.
Poboży odniósł się także do komentarzy jakoby polskie społeczeństwo przesuwało się na prawo. - Polskie społeczeństwo nigdzie się nie przesuwa, jest w większości konserwatywne i od dawna deklaruje sympatie prawicowe. W konsekwencji od 2005 roku mamy do czynienia z hegemonią partii prawicowych, najpierw PiS, a później PO – podkreślił politolog.
Gazeta.pl, ml
Politolog pytany o grupę niezdecydowanych, czyli około 40 proc. wyborców ocenił, że "grupa nie jest jednorodna”. - Byli wyborcy Platformy stanowią zresztą jej niewielką część, a i ona jest bardzo podzielona. Są w niej zwolennicy liberalnej frakcji PO, którzy nie widzą dla siebie alternatywy, poza ewentualnym zasileniem elektoratu ugrupowań lewicowych. Są też konserwatywni wyborcy PO, motywowani względami światopoglądowymi, zamieszaniem z Gowinem i nie do końca zrealizowanymi obietnicami na polu gospodarczym. Myślę jednak, że największa grupa tych, którzy deklarują absencję wyborczą, a wcześniej byli wyborcami PO, to osoby, które są rozczarowane ogólną kondycją tej partii, jej podzieleniem, ogromnymi problemami wizerunkowymi. To trzeba podkreślić: coś, co było do tej pory najmocniejszą stroną PO, czyli umiejętność kreowania wizerunku w mediach, ostatnimi czasy nie wygląda najlepiej. Odnoszę wrażenie, że za PR Platformy odpowiada dziś jakiś stażysta, a nie doświadczony specjalista od kreowania wizerunku – ocenił Poboży.
Politolog zaznaczył, że jeśli PO chce odbudować swoją pozycję to „tym razem nie wystarczy straszenie PiS-em”. W jego opinii PO musiałoby „zająć się konkretnymi działaniami i projektami zarówno w sprawach światopoglądowych, jak i przede wszystkim na polu gospodarczym”. - Druga kwestia, która mogłaby pomóc PO, to rekonstrukcja rządu. Ale pod warunkiem, że nie będzie ona miała charakteru wizerunkowego, jak większość poprzednich, ale będzie pogłębiona i oparta na merytorycznych kryteriach. Obecnie w temacie wymiany ministrów padają nazwiska wcale nie tych, którzy długo działają na szkodę rządu, ale tych, którzy są łatwymi obiektami do medialnego zgrillowania. Np. minister Bartosz Arłukowicz czy minister Joanna Mucha - oni już najgorsze momenty mają za sobą. Warto by się przyjrzeć resortom, których działania przynoszą już i na pewno przyniosą jeszcze negatywne konsekwencje w perspektywie kilku lat, np. Ministerstwu Edukacji Narodowej, Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego czy resortom gospodarczym. Absolutne minimum w walce o odzyskanie wyborców to poprawa wizerunku. Bo jeśli PO zaczyna tracić na polu, które było dotąd jej domeną, to znaczy, że partia jest naprawdę w poważnych kłopotach – zaznaczył ekspert.
Poboży odniósł się także do komentarzy jakoby polskie społeczeństwo przesuwało się na prawo. - Polskie społeczeństwo nigdzie się nie przesuwa, jest w większości konserwatywne i od dawna deklaruje sympatie prawicowe. W konsekwencji od 2005 roku mamy do czynienia z hegemonią partii prawicowych, najpierw PiS, a później PO – podkreślił politolog.
Gazeta.pl, ml