"Nasz Dziennik" donosi, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie chciała kupić biletu do ogrodu w Wilanowie. - Nie chodziło o pięć złotych, ale o fatalną organizację zwiedzania - tłumaczył rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
- Pani prezydent nadeszła w towarzystwie trzech, może czterech osób. Chciała wejść na teren ogrodu, ale nie miała biletu. Pan z obsługi nie chciał jej wpuścić, argumentując, że nie ma takiego zapisu w regulaminie, który uprawniałby taką darmową wizytę. Na to ona odparła, że jest prezydentem Warszawy i może wejść - relacjonował jeden ze świadków wydarzenia.
Jak pisze "Nasz Dziennik" Gronkiewicz-Waltz miała zagrozić pracownikowi ogrodu, że jeśli nie wpuści jej za darmo, będzie w jego sprawie „interweniować u samego dyrektora”. Ostatecznie pracownik wpuścił prezydent bez biletu.
- Pani prezydent ujęła się za ludźmi stojącymi w kolejce, zażądała wyjaśnień na miejscu, powiadomiła też o funkcjonowaniu Muzeum Bogdana Zdrojewskiego, ministra kultury - powiedział rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą"
Zdaniem rzecznika prezydent zachowała się jak dobry gospodarz, który widzi problem i na gorąco stara się go rozwikłać.
ja, "Nasz Dziennik", "Gazeta Wyborcza"
Jak pisze "Nasz Dziennik" Gronkiewicz-Waltz miała zagrozić pracownikowi ogrodu, że jeśli nie wpuści jej za darmo, będzie w jego sprawie „interweniować u samego dyrektora”. Ostatecznie pracownik wpuścił prezydent bez biletu.
- Pani prezydent ujęła się za ludźmi stojącymi w kolejce, zażądała wyjaśnień na miejscu, powiadomiła też o funkcjonowaniu Muzeum Bogdana Zdrojewskiego, ministra kultury - powiedział rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą"
Zdaniem rzecznika prezydent zachowała się jak dobry gospodarz, który widzi problem i na gorąco stara się go rozwikłać.
ja, "Nasz Dziennik", "Gazeta Wyborcza"