Bunt laickiej Turcji

Bunt laickiej Turcji

Dodano:   /  Zmieniono: 
FOT.SESKIM PHOTO/NEWSPIX.PL Źródło: Newspix.pl
Rosnące niezadowolenie z konserwatywnych rządów Recepa Erdoğana wylało się na tureckie ulice. Rząd tłumi protest brutalnie, bo wie, że może sobie na to pozwolić.

1.

Dostaję SMS: „Boję się, ale nie ma innego wyjścia. Idę dołączyć do protestujących”. To wiadomość od Zeynep. Ma 29 lat, urodziła się i wychowała w Stambule. Piękne, kruczoczarne włosy, ubrana na chłopca, zbuntowana. Pochodzi z laickiej, zamożnej rodziny. Zrobiła magisterkę z historii Bliskiego Wschodu, ale zaraz po studiach przejęła rodzinną fabryczkę zatrudniającą kilkudziesięciu pracowników. Politykę miała gdzieś. Aż do zeszłego tygodnia. Jej strona na Facebooku zmienia się nagle w żywą relację z Turcji: liczba rannych za Zrzeszeniem Lekarzy Tureckich (Stambuł: 1485, Izmir: 800, Ankara: 515); wahania wskaźnika giełdy po wybuchu protestów (spadek o 9 proc.); relacje z placu Taksim – o policji ścigającej protestujących, o kanistrach gazów łzawiących, o armatkach wodnych, o autobusach pełnych mundurowych zajeżdżających jeden po drugim w to miejsce. O strachu i rozczarowaniu. Na przykład: „Ograniczają ruch i komunikację, próbują zablokować Twittera. Właśnie poinformowali, że będą aresztować ludzi z maskami przeciwgazowymi, bo uważają ich za terrorystów. Fuck!”.

2.

Protesty wybuchły z powodu małego i zaniedbanego parku Gezi – jednej z ostatnich oaz zieleni w centrum zabetonowanego Stambułu. W pewnym sensie jest to walka o symbole, nie o środowisko. Park zaprojektował francuski architekt Henri Prost w ramach wielkiego planu przebudowy miasta zleconej przez Atatürka. Oddano go w 1943 r. W Stambule od dłuższego czasu słychać było głosy sprzeciwu wobec rządowych projektów zmieniających miasto. Konserwatywna Partia Sprawiedliwości i Postępu (AKP) premiera Recepa Erdoğana stopniowo usuwa symbole republiki ważne dla laickich Turków wierzących w wizję świeckiegopaństwa. Eksponowane są przestrzenie odwołujące się do czasów otomańskich. Na miejscu zlikwidowanego parku Gezi Erdoğan chce odbudować otomańskie baraki. Poza tym wyobraził tam sobie kolejne centrum handlowe. – Na pewno zarobią na tym firmy silnie związane z AKP – mówi „Wprost” Zihni Özdil, turecki wykładowca na Uniwersytecie Erazma w Rotterdamie. – To jest zgodne z linią Erdoğana, napędzania PKB przez stymulację konsumpcji. Na tle Unii Europejskiej gospodarka Turcji jest tygrysem. Co roku wzrost o kilka procent. Na początku park okupowało zaledwie kilkadziesiąt osób – głównie architektów, artystów i zielonych. Ozge, kuratorka sztuki, która siedzi na Gezi od końca maja, mówi, że wtedy sprawa była prosta: – Zaczęliśmy okupację, żeby odzyskać nasze miasto, nasze prawa obywatelskie. Domagaliśmy się wolności słowa i mediów. Chcieliśmy powiedzieć „nie” megaprojektom budowlanym, które akceptuje się bez konsultacji z opinią publiczną. Wszystko zmieniło się po tym, jak policja zaatakowała protestujących w piątek 31 maja. Brutalność służb względem pokojowych demonstrantów okazała się kroplą, która przepełniła czarę wzbierającego niezadowolenia z rządów Erdoğana. Bunt ogarnął masy. Zapłonęły Stambuł, Izmir i Ankara.

3.

Zeynep nie przestaje mówić: – Ograniczenie swobód obywatelskich, walka z antykoncepcją, prawem do aborcji i spożywania alkoholu. Projekty rujnujące środowisko, jak budowa drugiego mostu na Bosforze. Parlamentarzyści nawet nie chcą dyskutować o problemach środowiska LGBT, bo uważają je za chore. Czuję, że się duszę we własnym kraju. W maju turecki parlament uchwalił prawo zabraniające sprzedawania i promocji alkoholu między 10 wieczorem a 6 rano. W zeszłym roku tysiące ludzi wyszło na ulice, by protestować przeciw próbie zmiany prawa aborcyjnego. Turcja jest jedynym krajem muzułmańskim, gdzie aborcja jest legalna. Partia Erdoğana chciała skrócić okres, kiedy zabieg jest dozwolony, z dziesięciu do sześciu tygodni. – Kilka lat temu myślałam, że wszystko będzie w porządku – ciągnie Zeynep. – Miałam nadzieję, że konserwatywna partia muzułmańska zadba o wszystkich, bo poprzednie laickie rządy bywały opresyjne względem muzułmanów, kobiet w chustach. Ale teraz Erdoğan się odgraża, że może przeciwko nam zgromadzić miliony. To koniec.

4.

Część obserwatorów postrzega wrzenie jako protest oderwanej od rzeczywistości laickiej elity. Cytowany już Zihni Özdil z Rotterdamu w artykule opublikowanym na portalu Meftah pisze, że główną siłą napędową tureckich protestów są młodzi ludzie z wyższej laickiej klasy „białych Turków”. „Te manifestacje uwidaczniają w pewnym sensie ostatnie drgawki starej świeckiej elity, która toczyła i przegrała gorzką walkę przeciwko nowobogackiej Anatolii stanowiącej trzon AKP Erdoğana. Kiedy w 2011 r. partia wygrała trzecie z rzędu wybory, szef rządu uznał to za zielone światło dla konsolidacji władzy. Umiarkowane podejście bazujące na kompromisach politycznych, jakie przyjął w pierwszych latach swych rządów, zniknęło. Zaczął wtedy usuwać świeckie elementy w instytucjach władzy”. Özdil nie wierzy, że dzisiejsze wydarzenia w Turcji przerodzą się w turecką wiosnę ludów, że Taksim stanie się kolejnym placem Tahrir. Według niego w przeciwieństwie do Egiptu młodzież na placu w centrum Stambułu nie jest częścią ruchu wspieranego przez różne grupy społeczne. – Dopóki nie zobaczymy dziewcząt w chustach na głowie, mechaników, biednych kupców i budowlańców oraz bezrobotnej młodzieży z Anatolii, porównanie z Kairem będzie nietrafione.

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .