Planów inwazji nie pokrzyżowałaby też niechęć Turcji do udostępnienia swych baz siłom inwazyjnym, choć odmowa Ankary na pewno skomplikowałaby sytuację.
Waszyngton poinformował już o przedstawieniu Ankarze ostatecznej propozycji pomocy gospodarczej w zamian za zgodę na wykorzystanie baz. Amerykanie chcą dostępu do baz tureckich, z których mogliby wyprowadzać ataki na Irak od północy. W zamian za pomoc turecką, USA oferują pakiet pomocy gospodarczej, obejmujący dotacje wysokości 6 miliardów USD i gwarancje kredytowe na sumę 20 miliardów USD. Amerykanie podkreślają, że na decyzję pozostało Turkom niewiele czasu. Zdaniem analityków, Turcja ostatecznie zaakceptuje ofertę amerykańską.
"Gdybym miał się założyć (o termin inwazji), postawiłbym na pierwszy tydzień marca" - mówi niezależny konsultant w sprawach obronności Paul Beaver. "Amerykanie są przekonani, że potrafią się z tym uporać szybko, dotrzeć do Bagdadu w ciągu (kilku) dni i nie obchodzi ich, co na ten temat ma do powiedzenia społeczność międzynarodowa" - dodał Beaver.
Koła dyplomatyczne w Waszyngtonie, Nowym Jorku i Londynie informują, że Amerykanie i Brytyjczycy chcą, żeby do końca lutego Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła kolejną rezolucję w sprawie Iraku. Rada jest jednak podzielona, a Francja grozi skorzystaniem z prawa weta. W tej sytuacji wyjściem mogłoby być zlecenie Irakowi przez inspektorów ONZ konkretnych zadań w dziedzinie rozbrojenia. Odmowa Iraku zapewne utorowałaby drogę kolejnej rezolucji, tym razem autoryzującej już użycie siły militarnej.
Dla Waszyngtonu mogłoby to być o tyle niekorzystne, że odsuwałoby termin inwazji. Według Beavera, dowódcy amerykańscy chcą rozpoczęcia operacji w okresie nowiu, aby wykorzystać możliwości nowoczesnej armii, potrafiącej operować w ciemnościach. Najbliższy nów rozpoczyna się 3 marca, a następny - 1 kwietnia.
Toby Dodge, ekspert do spraw Iraku na brytyjskim uniwersytecie Warwick, również przewiduje, że wojna z Irakiem rozpocznie się na początku marca. Jego zdaniem, naloty, od których rozpocznie się inwazja, potrwają dwa, trzy tygodnie.
Waszyngton wolałby wprawdzie jeszcze jedną rezolucję Rady Bezpieczeństwa, ale twierdzi, że można się obejść i bez niej, ponieważ już w rezolucji nr 1441 Irakowi grozi się "poważnymi konsekwencjami".
Bush zdaje sobie jednak sprawę, że wojna bez aprobaty ONZ mogłaby zaszkodzić jego najbliższemu sojusznikowi - Blairowi, a także przekreślić szanse pozyskania innych krajów do partycypowania w kosztach odbudowy Iraku po wojnie.
Sprzeciw wobec wojny, w Narodach Zjednoczonych i na ulicach miast na całym świecie, skłonił Busha i Blaira do wyjścia poza "standardowe" oskarżanie Saddama o posiadanie broni masowego rażenia i ewentualnie gotowość podzielenia się tym arsenałem z terrorystami.
Bush zaczął mówić, że Irak ma powiązania z Al-Kaidą Osamy bin Ladena. Blair zaczął eksponować "moralny aspekt" wojny, wskazując na krew na rękach Saddama. Zdaniem niektórych analityków, prezydent USA i premier W. Brytanii odstąpili w ten sposób od pierwotnego uzasadnienia wojny, jakim była konieczność pozbawienia Iraku broni masowego rażenia.
sg, pap