Simone de Beauvoir, muza ojca egzystencjalizmu Jeana Paula Sartre?a, swoje słynne powiedzonko, że "małżeństwo spełnia się w naturalny sposób w cudzołóstwie", z powodzeniem wcielała w życie
Małgorzata Domagalik
"Ménage ŕ trois i klasyczny trójkąt są jak dwie strony monety. Zazdrość i miłość, będące na tej samej huśtawce emocjonalnej, są jednocześnie i obok siebie, i po przeciwnych stronach. Przejrzysty sposób funkcjonowania i łatwy do przewidzenia rezultat takiego trójkąta to ulubiony wątek detektywów, księży i pisarzy" - piszą Barbara Foster, Michael Foster i Letha Hadady, autorzy książki "Miłość we troje".
Według nich, "każdy ménage ŕ trois jest występem cyrkowym. Każdy jego uczestnik jest akrobatą, który wyzwala się z pęt egoizmu i leci, mając nadzieję na szczęśliwe lądowanie". Wynika z tego, że co detektyw, ojciec duchowny czy też pisarz, to inna historia grzechu, inny romans i inni jego bohaterowie. Autorzy już na wstępie wyznają swoim czytelnikom, że po latach życiowych prób bycia w samotności i w małżeństwie wybrali... "trójkąt". Stąd ich nadzwyczajne zainteresowanie tematem i praktyczna w tym względzie wiedza oraz przekonanie, że "związek trojga ludzi to coś więcej niż rezultat nieudanego romansu pary". Nie mają także wątpliwości, że i my, zwykli śmiertelnicy, na samą myśl o "trójkącie" czyniący znak krzyża, "przynosimy do sypialni wyobrażenia o kimś, kogo pożądamy, i ten obraz często odbiega od rzeczywistego wyglądu naszego partnera czy partnerki". Niewielu z nas ma jednak odwagę, by się z tą niewygodną prawdą zmierzyć, nie mówiąc o publicznych zwierzeniach. Aby jednak łatwiej było nam odnaleźć się w tezach książki, jej twórcy proponują, żeby nie utożsamiać "trójkąta" z cudzołóstwem. Ten pierwszy bowiem wymaga przynajmniej uczciwości i wzajemnego przyzwolenia trojga ludzi, cudzołóstwu zaś niezbędne są do życia podejrzenia, zazdrość i wściekłość.
"Miłość we troje" to również arcyciekawy historyczny przegląd trójkątów miłosnych. Trudno uwierzyć, ale dawno temu, bo już w średniowieczu, tzw. sądy miłosne, zdominowane przez szlachetnie urodzone białogłowy, ferowały wyroki pozbawiające ich mężów jakiejkolwiek władzy nad nimi!!! Tak, tak, postawiłam aż trzy wykrzykniki. Na dowód przytoczono historyczną anegdotę, o tym, jak to jedna z dam, wychodząc za mąż, nie miała zamiaru obdarzać wdziękami innego rycerza, któremu to kiedyś zresztą obiecała. I? Królowa Eleonora Akwitańska zdecydowała: "Pomiędzy małżonkami prawdziwa miłość nie istnieje. Opowiadamy się więc za tym, żeby dama obdarzyła miłością rycerza tak, jak obiecała (czyli poszła z nim do łóżka)". W kolejnych stuleciach rola kobiet w tym względzie znacznie zmalała.
Na przykład w osiemnastowiecznej Francji każda kobieta, która miała wobec życia jakieś oczekiwania i jako taka chciała być spostrzegana po wyjściu za mąż i urodzeniu dziecka, była wręcz zobligowana do posiadania kochanka. Byle czyniła to bez zbytniej ostentacji i nie na oczach męża. Niejaki markiz du Chatelet był wręcz dumny z tego, że "jego żona została wybrana przez tak wybitnego intelektualistę jak Wolter". Inny wielki myśliciel - Jean Jacques Rousseau, także zwolennik życia w trójkącie - tak komplementował swoją kochankę: "Jednym z dowodów wspaniałego charakteru tej niezwykłej kobiety, Madame de Warnes, jest to, że wszyscy, którzy ją kochali, kochali się też nawzajem". Twierdził również, że dla większości kochanek był "zaufanym przyjacielem związanym z ich domem".
A kim była ta trzecia? Według autorów książki, stała się "cichą bohaterką XIX wieku" i "nie tylko wypełniła lukę między matką a dziwką, ale sama również odniosła korzyści ze swej roli". Ta trzecia to prekursorka współczesnej kobiety... Jednak dopiero z pojawieniem się prawdziwej cyganerii w czasach pierwszej wojny światowej kobieta stała się równorzędnym partnerem mężczyzny, zarówno jeśli chodzi o seks, jak i o morale z nim związane.
Simone de Beauvoir, muza ojca egzystencjalizmu, swoje słynne powiedzonko, że "małżeństwo spełnia się w naturalny sposób w cudzołóstwie", z powodzeniem wcielała latami w życie, tworząc mniej lub bardziej udane trójkąty między sobą, swoim mężem Jeanem Paulem Sartre?em i jego młodymi kochankami. Nie cudzołożyli więc - zgodnie z definicją - lecz dobrowolnie przystawali na ten niecodzienny skład. "My sami stworzyliśmy nasz związek: jego wolność, intymność i szczerość. To my wpadliśmy na pomysł stworzenia trio" - mówiła.
Podobno nie ma również powodu, aby oburzać się na bohatera filmowej "Niemoralnej propozycji", gdy ten przystaje na odstąpienie innemu mężczyźnie własnej żony na jedną noc - i to za milion dolarów. Autorka scenariusza tego filmu, ostro zaatakowana przez feministki, że czyni z kobiety przedmiot, replikowała: "Demi Moore trafiła się szansa popełnienia zdrady małżeńskiej z bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a do tego może sobie powiedzieć, że robi to dla dobra męża. To jest fantazja każdej kobiety". Chciałoby się zakrzyknąć w obronie dobrego imienia każdej żony, że to nieprawda, ale w tym momencie autorzy przygważdżają nas wynikami ankiety przeprowadzonej przez Oprah Winfrey. Dowiodła ona, że ponad połowa żeńskiej części widowni jej programu sprzedałaby siebie, ale za odpowiednio wysoką cenę.
Podobno po śmierci Evity Peron jej mąż zabalsamował jej ciało, ubrał w najlepsze stroje i trzymał w salonie prezydenckiej rezydencji. Licznym kochankom opowiadał, że to pomnik byłej żony. Wygnany do Madrytu przetransportował tam ciało Evity i trzymał w sypialni, gdzie spał ze swoją trzecią żoną. Czy to też był trójkąt? Czy też związek trojga ludzi, który był czymś więcej niż rezultatem nieudanego romansu pary?
"Ménage ŕ trois i klasyczny trójkąt są jak dwie strony monety. Zazdrość i miłość, będące na tej samej huśtawce emocjonalnej, są jednocześnie i obok siebie, i po przeciwnych stronach. Przejrzysty sposób funkcjonowania i łatwy do przewidzenia rezultat takiego trójkąta to ulubiony wątek detektywów, księży i pisarzy" - piszą Barbara Foster, Michael Foster i Letha Hadady, autorzy książki "Miłość we troje".
Według nich, "każdy ménage ŕ trois jest występem cyrkowym. Każdy jego uczestnik jest akrobatą, który wyzwala się z pęt egoizmu i leci, mając nadzieję na szczęśliwe lądowanie". Wynika z tego, że co detektyw, ojciec duchowny czy też pisarz, to inna historia grzechu, inny romans i inni jego bohaterowie. Autorzy już na wstępie wyznają swoim czytelnikom, że po latach życiowych prób bycia w samotności i w małżeństwie wybrali... "trójkąt". Stąd ich nadzwyczajne zainteresowanie tematem i praktyczna w tym względzie wiedza oraz przekonanie, że "związek trojga ludzi to coś więcej niż rezultat nieudanego romansu pary". Nie mają także wątpliwości, że i my, zwykli śmiertelnicy, na samą myśl o "trójkącie" czyniący znak krzyża, "przynosimy do sypialni wyobrażenia o kimś, kogo pożądamy, i ten obraz często odbiega od rzeczywistego wyglądu naszego partnera czy partnerki". Niewielu z nas ma jednak odwagę, by się z tą niewygodną prawdą zmierzyć, nie mówiąc o publicznych zwierzeniach. Aby jednak łatwiej było nam odnaleźć się w tezach książki, jej twórcy proponują, żeby nie utożsamiać "trójkąta" z cudzołóstwem. Ten pierwszy bowiem wymaga przynajmniej uczciwości i wzajemnego przyzwolenia trojga ludzi, cudzołóstwu zaś niezbędne są do życia podejrzenia, zazdrość i wściekłość.
"Miłość we troje" to również arcyciekawy historyczny przegląd trójkątów miłosnych. Trudno uwierzyć, ale dawno temu, bo już w średniowieczu, tzw. sądy miłosne, zdominowane przez szlachetnie urodzone białogłowy, ferowały wyroki pozbawiające ich mężów jakiejkolwiek władzy nad nimi!!! Tak, tak, postawiłam aż trzy wykrzykniki. Na dowód przytoczono historyczną anegdotę, o tym, jak to jedna z dam, wychodząc za mąż, nie miała zamiaru obdarzać wdziękami innego rycerza, któremu to kiedyś zresztą obiecała. I? Królowa Eleonora Akwitańska zdecydowała: "Pomiędzy małżonkami prawdziwa miłość nie istnieje. Opowiadamy się więc za tym, żeby dama obdarzyła miłością rycerza tak, jak obiecała (czyli poszła z nim do łóżka)". W kolejnych stuleciach rola kobiet w tym względzie znacznie zmalała.
Na przykład w osiemnastowiecznej Francji każda kobieta, która miała wobec życia jakieś oczekiwania i jako taka chciała być spostrzegana po wyjściu za mąż i urodzeniu dziecka, była wręcz zobligowana do posiadania kochanka. Byle czyniła to bez zbytniej ostentacji i nie na oczach męża. Niejaki markiz du Chatelet był wręcz dumny z tego, że "jego żona została wybrana przez tak wybitnego intelektualistę jak Wolter". Inny wielki myśliciel - Jean Jacques Rousseau, także zwolennik życia w trójkącie - tak komplementował swoją kochankę: "Jednym z dowodów wspaniałego charakteru tej niezwykłej kobiety, Madame de Warnes, jest to, że wszyscy, którzy ją kochali, kochali się też nawzajem". Twierdził również, że dla większości kochanek był "zaufanym przyjacielem związanym z ich domem".
A kim była ta trzecia? Według autorów książki, stała się "cichą bohaterką XIX wieku" i "nie tylko wypełniła lukę między matką a dziwką, ale sama również odniosła korzyści ze swej roli". Ta trzecia to prekursorka współczesnej kobiety... Jednak dopiero z pojawieniem się prawdziwej cyganerii w czasach pierwszej wojny światowej kobieta stała się równorzędnym partnerem mężczyzny, zarówno jeśli chodzi o seks, jak i o morale z nim związane.
Simone de Beauvoir, muza ojca egzystencjalizmu, swoje słynne powiedzonko, że "małżeństwo spełnia się w naturalny sposób w cudzołóstwie", z powodzeniem wcielała latami w życie, tworząc mniej lub bardziej udane trójkąty między sobą, swoim mężem Jeanem Paulem Sartre?em i jego młodymi kochankami. Nie cudzołożyli więc - zgodnie z definicją - lecz dobrowolnie przystawali na ten niecodzienny skład. "My sami stworzyliśmy nasz związek: jego wolność, intymność i szczerość. To my wpadliśmy na pomysł stworzenia trio" - mówiła.
Podobno nie ma również powodu, aby oburzać się na bohatera filmowej "Niemoralnej propozycji", gdy ten przystaje na odstąpienie innemu mężczyźnie własnej żony na jedną noc - i to za milion dolarów. Autorka scenariusza tego filmu, ostro zaatakowana przez feministki, że czyni z kobiety przedmiot, replikowała: "Demi Moore trafiła się szansa popełnienia zdrady małżeńskiej z bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a do tego może sobie powiedzieć, że robi to dla dobra męża. To jest fantazja każdej kobiety". Chciałoby się zakrzyknąć w obronie dobrego imienia każdej żony, że to nieprawda, ale w tym momencie autorzy przygważdżają nas wynikami ankiety przeprowadzonej przez Oprah Winfrey. Dowiodła ona, że ponad połowa żeńskiej części widowni jej programu sprzedałaby siebie, ale za odpowiednio wysoką cenę.
Podobno po śmierci Evity Peron jej mąż zabalsamował jej ciało, ubrał w najlepsze stroje i trzymał w salonie prezydenckiej rezydencji. Licznym kochankom opowiadał, że to pomnik byłej żony. Wygnany do Madrytu przetransportował tam ciało Evity i trzymał w sypialni, gdzie spał ze swoją trzecią żoną. Czy to też był trójkąt? Czy też związek trojga ludzi, który był czymś więcej niż rezultatem nieudanego romansu pary?
Więcej możesz przeczytać w 13/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.